poniedziałek, 27 marca 2017

Maciałek Monika












Urodzona 10 stycznia 1993 r. w Krakowie. Mieszkanka Podleszan. Wiersze pisze od zawsze. W 2013 r. ukończyła naukę w Zespole Szkół Ekonomicznych w Mielcu. Od dłuższego czasu, jej liczne wiersze, ukazują się na poetyckich portalach internetowych. Z mieleckim środowiskiem literackim związana od 2010 r. Jej wiersze trafiły do almanachu „Zanurzeni w słowie” (2011), tomu poezji miast partnerskich „W dalszej i bliższej perspektywie” (So fern wie nah”) (2011) i „Artefaktów” – Mieleckiego Rocznika Literacko-Kulturalnego od 2012 do 2016 roku. Laureatka ogólnopolskich konkursów poetyckich. W roku 2013 wydała debiutancki tomik poezji „Gra w zielone”. W roku 2014 została laureatką konkursu literackiego „Na skrzydłach Ikara”, a także zdobyła za swój debiutancki tomik Nagrodę Literacką im. Jarosława Zielińskiego „Złota Róża” i wydrukowany tomik „Trzepotem skrzydeł” (2015). W roku 2016 wydała tomik „Kuloodporna”. Jej wiersze trafiły do "Dygresji" (2017-2019).





miłość myjąca talerze

całuj mnie trzydniowym zarostem
trzymaj w dłoniach
jak wróbelka ze złamanym skrzydłem
uczącym się latać
po to by być blisko
to wszystko?
nie
kochaj miłością tak namiętną
że aż niemieszczącą się na papierze
weź na żagle
popłyń ze mną nagle
w niezmierzone tabuny marzeń
próbujących się ziścić

w zamian
umyję tę stertę talerzy
chcących opuścić strefę bezpieczną
by zrobić ci krzywdę

żarówka

przepalam się choć
miałam być oszczędna
w myślach
owach
czuciu
wierze
przepalam się choć
nie dostałam miłości w gratisie
przepalam się bo mimo błędów
jestem żywą hałdą
serca które miało być twardą
pupą na którą upadłabym zmęczona
pod ciężarem swojej żywotności

wiara w dobry wiersz. na moście.

każdy most jest dobry
na wiersz
rozpacz przechodzą
w przeraźliwie beznadziejną
ciszę
skok byleby nikt widział
byle by ktoś zbawił
każdy most jest dobry
byle nie dziurawy


spacer z upolowanym pożywieniem

w  ramionach Milki
przesiaduję od nocy do rana
by następnego dnia zdradzić Milkę
z ciemno palonym Jacobsem

underground

wyłaniamy się
żeby dostać w łeb
by wychylić kubeł tajemnicy
niech pilnują w dzień
niech pilnują w noc
swoich granic nierozumni niewolnicy

idziemy tam gdzie słońce jest
choćbyśmy i mieli się kaleczyć
leczyć ciał ciemiężone ja…
nasza wolność
musi gdzieś wyruszyć
wydusić z ram
systematyczny wzór
i ustalić nowy który krzyczy:
underground!

politycznie i wbrew założeniom


zostaliśmy ludźmi jako dodatek
do pewnej gazety politycznej
można się z nas śmiać
obraż
karmić kłamstwami.
cukierków tu nie ma
cukierków proszę państwa tu nigdy nie było
więc proszę odsunąć się od barierki
bo będziemy strzelać
no ruszcie się w końcu
i polityki w to nie mieszajcie

ewolucja

kiedyś leżałam na łące ziół
świat wkładał mi między zęby trawę
i wtedy oboje udawaliśmy
że odgadujemy niebo
dziś leżę sama
nie znam świata
nie znam nieba
już nie próbuję udawać

końcówka końcówki końca końców

a ja wciąż jeżdżę wózkiem widłowym
jakbym miała czas
jakby czas miał mnie
jakbyśmy byli gruszą
pod którą płonie cały mój świat
a artystką będę dopiero wtedy
kiedy sprzedam swój obraz
za minimum bezcen
do tego momentu zostanę pielgrzymem
odbuduję świat
i zwiedzę samego Boga w jego grocie
tęczą wymaluję polskie drogi
zaniecham zła.
tak to jest możliwe

wolna dygresja - ciemność

Ciemność wzeszła nad miastem,
nie pozwalając na żadne promienie słońca.
Zygmunt, zwolennik ognia, został olśniony
przez Polskę żywicielkę.
 Postanowił przemycić blask i podarować go
uciemiężonemu narodowi.
 Nikt nie przystawał na realizację tych
pseudo wywodów.
– Dobro jest złe - mawia Ciemność
Ciemność widzi wszystko
Ciemność pali papierosy więc widzi
uliczników niemogących trafić do dziury
popleczników hurtem otwierających piwo
Ciemność nie używa zapałek
Ciemność wie jak rozpalić ciemność
Ciemność się o to modli
codziennie

homo homini lupus est

chwilami zapominam
że jestem człowiekiem
i wtedy staję się zwierzem
drepcącym
godnie po cudzych śladach
umiejącym
żyć tylko dla siebie
zębiskami rozszarpującym padlinę
napotkaną na swej drodze
bo ostatkiem sił bronię
swej porośniętej włosiem skóry

troli tu toti

na koniec świata pójść i spaść
w śnieg biały w to miasteczko
które w powolnym pędzie nie każe biec z teczką
mimochodem
samochodem poruszać się z punktu A do B
gdzie prawda nie jest piaskiem lepiona
uśpiona mieszana wybuchowa
bym mogła pożyć trochę dłużej
niż mrówka, krówka i kozak

wiersz bez echa

co mam powiedzieć
by być słyszaną
bez: za dyszki
w tłumie
głosem tłumionym
przygryzaną pępowiną

ile mam dać
za święty spokój
kłótni urywanych płaczem dziecka
żeby się wyspać

łez jak na lekarstwo
w tragedii ludzkiego życia
jest jeszcze
później tylko martwe
lekko słonawe pustkowie
zostanie




 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz