poniedziałek, 16 października 2017

W cieniu Euredyki i Charona




Zbigniew Michalski jest autorem pięciu tomików poezji. Uczestniczył w redagowaniu pism literackich i almanachów. Jest animatorem kultury i współtwórcą  "Artefaktów". Był wielokrotnie wyróżniany, zdobywał literackie laury. Jego najnowszy tomik nosi tytuł " Na przekór gwiazdom" i zawiera 73 wiersze. Posiłkując się cytatem, to -"sennych marzeń opasłe tomy" /"Na Pacyfiku zachłannych póz"/. Jest bowiem w tych wierszach dużo ciepła, liryki, erotycznej wyobraźni. Ta ostatnia, chociaż potraktowana dyskretnie, dynamizuje cały ten zbiór. Jest jego kołem napędowym, paliwem, subtelnym mottem. Tym wyraźniejszym, że skonfrontowanym z dzisiejszą degrengoladą idei i wartości, gdzie "na fali miernoty płynie wszelkie gówno" /"Na fali"/. Autor jest więc wyczulony na piękno, ale dostrzega równie  brzydotę naszych czasów. Obserwuje z uwagą i niepokojem "dyktat wygodnego kłamstwa nad prawdą" /"Z szemranej poprawności i pijaru"/. W powyższym tekście czytamy:



komiwojażerowie ułudy
biegli w sztuce manipulacji
wyciskają siódme poty
ze zdezorientowanych

z szemranej poprawności
i pijaru
budują współczesne wersje
konia trojańskiego
które wtoczą
przez rozkołysane bramy
wielu niepewnych umysłów
/.../


   Im więcej "wygodnego kłamstwa", tym większa pokusa by szukać rozsądnych alternatyw. Mieć w głębokim pobłażaniu katalogi mód, chwilowych trendów, obyczajowe nowinki. Relacje rodzinne, miłość, erotyka, to dla autora prywatne wyspy na wzburzonym morzu współczesności. Tam prawa są odwieczne, zasady gry stare jak cywilizacja, oczekiwania czytelne. Tylko tam można jeszcze odnaleźć "dni pachnące rozmarynem" /"Deja vu"/, poczuć znowu "jesienną melancholię"/"Jesienna canzona"/, wreszcie schronić się przed "okrucieństwem drapieżników"/"Gdy się narodził"/. Kolejnym krokiem poety w stronę własnej niepodległości jest erotyka. Tutaj intymność nie jest tylko zmysłową grą dwóch ciał, dwóch niezależnych bytów. To sprzeciw wobec szorstkości świata, jego interesownym, chłodnym kalkulacjom. W "Śnie o mojej Eurydyce" bohaterowie spotykają się w opuszczonych domach, wynajętych pokojach, pod motelowymi neonami. Tutaj poetycka wyobraźnia podsyca tęsknotę za nieskrępowaną wolnością. Kochankowie są emanacją upragnionej symetrii uczuć. To wizja świata idealnego, bez zobowiązań, wzajemnych oczekiwań, sztucznych póz. Miejsca ich schadzek to synonimy wysp szczęśliwych. gdzie za zasłoną dyskrecji może spełnić się wszystko. Nawet wyuzdane fantazje. W wierszu "Na przekór gwiazdom" czytamy:
świat
nie daje nam wielu wyborów

w każdym mgnieniu oka
robinsonowie
z wysp niespełnionych marzeń
podejmujemy wyzwanie

na przekór gwiazdom
szukamy dla siebie zawzięcie
skrawka przyjaznego lądu


   Skazą na tych marzeniach jest upływ czasu. Dojrzały poeta musi podjąć ten wątek, zmierzyć się z tematem przemijania. Michalski podnosi rękawice, konfrontuje się z problemem, ale robi to nietypowo. Jest ironiczny, zadziorny, droczy się z czasem wytykając mu nadmierny pośpiech /"Z nonszalancją Kozakiewicza"/. Co istotne - nie obleka dramatu w patos, w ślad za tragedią nie podąża rezygnacja. Nie załamuje rąk na widok żałobnych konduktów. Nie trąca przeznaczenia łokciem, nie wymierza losowi policzków. Jest zdystansowany, zrównoważony, jego atutem jest pokora. Stać go nawet na trzeźwe pytania o własną, niepewną  przyszłość /"Pytania do Najwyższego"/. Utwór "Rzeki" dotyka tego drażliwego tematu. To świetna, poetycka robota, tutaj każdy wers jest potrzebny, przemyślany, mocny. To jeden z lepszych wierszy tej książki. Przytoczę fragment:

Płynie przeze mnie rzeka Tybr
głęboka jak melancholia
rozlewa się w sercu i umyśle
leniwą wstęgą

nad jej brzegami
schładzając emocje tym co minęło
szukam często wczorajszego dnia
Płynie przeze mnie rzeka Styks
szeroka miarą tak zwodniczą
że trudno dociec kiedy Charon
przybędzie z nagłą wizytą
/.../


   Ale po rzece Styks nie pływa tylko ponura łódź Charona. W jej odmętach artysta dostrzega coś ciekawszego - "ławicę kolejnego wiersza"/"Połów"/. Michalski jest bowiem poetą totalnym, literatura kształtuje jego tożsamość, jest z nią kompatybilny jak komputer z klawiaturą. Ta idealna więź zdaje się jednak napotykać na przeszkody. Jak sam pisze - "dziś połów w mętnej toni jawi się wielką niewiadomą". Można tylko zgadywać, czym jest owa "mętna toń". To pewnie po części bagaż doświadczeń, bilans strat dojrzałego mężczyzny, po części nadszarpnięte zaufanie do zmieniającego się świata, niezgoda na jego nowy wizerunek. Wartości są nietrwałe, idee przekupne, kierunki przeciwstawne. Poeta wyczulony na harmonię musi zmierzyć się z chaosem. W takiej wieloznaczności akt twórczy może być nie lada wyzwaniem. A dla przysłowiowego Pegaza - galopem w gąszczu szykan. W wierszu "W galopie ku nowym wierszom" czytamy:

dlaczego Pegazie
nie przybiegasz tak często
jak dawniej
z dala dzwoniąc kopytami
niesiony mych uczuć
niespodziewanym podmuchem
/.../

cierpliwie czekam
kiedy usłyszę wreszcie
klarowny furkot skrzydeł
i pochwycę bardzo mocno
rozmierzwioną grzywę

w galopie
ku kolejnym wierszom
/.../

   Tomik "Na przekór gwiazdom" czyta się z przyjemnością. Nie jest przeładowany stylistycznym zawijasami, autor postawił na komunikat. Dowiódł, że zależy mu na czytelniku, nawet tym bez literackiego przygotowania. Dostępność tych wierszy uwiarygodnia powody, dla jakich rozstały napisane. Nic nie jest tutaj udawane. Rzetelność tej poezji wyklucza kalkulacje, efekciarstwo liczące na poklask. Tym wierszom po prostu należą się brawa.
   Książkę polecam.  









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz