niedziela, 8 kwietnia 2018

Kusek Maria


Urodziła się 4 sierpnia 1944 roku w Kawęczynie. Po ukończeniu Technikum Rolniczego w Weryni prowadziła przejęte po rodzicach gospodarstwo rolne w Brniu Osuchowskim. Obecnie jest emerytką. Wiersze pisze od 1997 roku. Najczęściej dotyczą one wsi, życia, przemijania, szukania Boga i dróg do Niego, dobroci, radości, smutku oraz miłości. Laureatka ogólnopolskich konkursów poetyckich. Jej teksty trafiały do almanachów „Słowa”, „Artefaktów”, „Dygresji” i prasy regionalnej. „Zaczarowany balonik” to literacki debiut autorki z 2014 r.





Zaduma


Stoją ludzie zadumani,
Znicze płoną, ogień trzaska,
Dym się snuje nad grobami,
W oczach żywych błyszczy łezka.

Wspomnienia o tych, co żyli,
Płyną w ciszy i zadumie –
Byli tu z nami, tu mieszkali –
Serce rozstania nie zrozumie.

Oni odeszli cicho do Boga,
Myśmy zostali wciąż niepewni,
Kiedy nadejdzie nasza pora,
By odejść stąd, z tej naszej ziemi.

A Bóg zabierze każdego z nas,
Tylko nie wiemy, kiedy ten czas.

Przeszłość w kartonach

Już czas zapakować w kartony
Wszystkie skarby mojej przeszłości,
Nieziszczone nadzieje i plany,
I marzenia z lat mojej młodości.

Jeśli nie zdążę, ktoś inny powkłada
W pudła albumy, zdjęcia, książki,
Przewiąże sznurkiem, postawi na strychu
Pozostawione po mnie pamiątki.

I może kiedyś po wielu latach
Ktoś sprawdzi, co to jest takiego –
Skarby przeszłości, dawne dzieje.
Może odnajdzie coś ciekawego?

Tańczące słowa
Tańczące słowa, pełne wzruszeń, 

Drogą do szczęścia i miłości, 
Wskazują jasną pełnię marzeń, 
Niosą wzruszenie i radości.

W powolnym tańcu miłych słów 
Młodzi poznają się nawzajem. 
Pełne nadziei radosne twarze 
Z magicznym słowem jak kochanie.

Trudno jest mówić o miłości - 
Ileż to wzruszeń młodym przydaje. 
To nie jest tylko zwykła mowa - 
Tańczące słowa są kochaniem.
Łąkowe dzwonki

Latem na naszej łące 
Dzwonki dzwonią cicho – 
Te niebieskie kwiatuszki 
Niby czarów licho.

Tu trawy ze stokrotkami, 
Bławaty i maki, 
Kłosy zboża złociste, 
Pośród pól wiatraki.

Dzwońcie dzwonki wesoło, 
Tak z podziękowaniem 
Za to, co tu przeżyłam 
Razem z waszym trwaniem.

Chcę o was wiersz napisać 
Tak piękny, prawdziwy, 
By ktoś kto będzie czytał, 
Był jak ja szczęśliwy.

Jesień

Lecą liście z drzew, pełno ich na ziemi,
Słychać szelest i skrzypienie pod mymi butami.

Pada deszcz i pada – to jesienna słota
Utrudnia nam życie, wszędzie pełno błota.

Jesień wymieszała błocisko z liśćmi,
Smutno i ponuro pomiędzy domami.

Ptaki odleciały, skrzydłami machały,
Ludzie też by chcieli lecz skrzydeł nie mieli.

Wybór tekstów z „Zaczarowanego balonika”

Iwonka

Piąty balonik odnalazł się w domu Iwony, uczennicy klasy V w miejscowości oddalonej od miasteczka około dwadzieścia kilometrów. Iwonka dostała balonik od cioci, która kupiła pięć baloników w mieście. Obdarowała nimi swoich siostrzeńców. Ale żaden nie był zaczarowany, tylko balonik Iwonki był inny. Cieszyła się bardzo, ale nie wiedziała, co on potrafi. Dopiero, kiedy ucichło w domu, wszyscy poszli spać, balonik cichutko obudził dziewczynkę. Powiedział jej, że będzie u niej trzy dni i miło spędzą każdą noc, bo w dzień musi iść do szkoły, odrobić lekcje, no i nikt w domu nie może wiedzieć, co oni będą robić nocą, boby czar prysnął. A po trzech dniach balonik poleci do innego dziecka. Może nawet pozwoli Iwonie wskazać to dziecko, które potrzebuje pociechy i miłości, a ona może mu pomóc.

Wesele u leśnych ludków

Dziś będzie bardzo zimna noc, więc musimy zostać w domu. Ale nie martw się, opowiem ci o małej dziewczynce, która wybrała się na poziomki na łąkę koło lasu. Wzięła ze sobą koszyczek i postanowiła nazbierać dużo poziomek dla taty, mamy i dla małego braciszka. Zosia, bo tak miała na imię dziewczynka, amatorka świeżych poziomek, żwawo zabrała się do pracy. Poziomki były naprawdę piękne, dojrzałe i pachnące. Ale w koszyku nie bardzo przybywało, bo mała Zosia najpierw postanowiła się najeść, a dopiero potem napełnić koszyk. W pewnej chwili poczuła się trochę niepewnie, zdawało się jej, że ją ktoś obserwuje. Rozejrzała się, ale nic nie zobaczyła. Trawa poruszana wiatrem lekko falowała, kwiatki łąkowe kłaniały się jej, a ona była niespokojna. Tak jakby czekała na coś niezwykłego i trochę się bała. Po chwili zobaczyła wokół siebie rój motyli, który otoczył ją wkoło. Były piękne, bajeczne, kolorowe, skrzydełka wachlowały w powietrzu niby pióropusze, aż usłyszała głos, który mówił jej, że weszła w zaczarowany krąg i teraz musi bawić się z nimi. Poczuła, że bardzo szybko się zmniejsza. Wreszcie dojrzała, że każdy motylek, to maleńka wróżka, a teraz i ona jest jedną z nich, nawet skrzydełka jej wyrosły. Ależ była szczęśliwa. Motylki to maleńkie elfy, które przygotowywały ślub i wesele dla jednej z nich i małego królewicza kwiatów. Cieszyła się, że będzie mogła zobaczyć ślub i wesele elfów wśród kwiatów na łące. Kwiatki zaczęły się rozchylać i z każdego wychodził pięknie ubrany młodzieniec, brał pod rękę jedną z wróżek
i maszerowali na uroczystość pod rozłożysty dąb. Tam już czekały maleńkie stoły i mnóstwo jedzenia leśnego. Nawet był piękny tort poziomkowy. Świerszcze grały na skrzypcach, dzwonki łąkowe dzwoniły do taktu, a wiatr gwizdał piękne melodie. Nawet liście dębu cichutko szumiały. Było po prostu cudnie, panował weselny nastrój. Ale dopiero młoda para uświetniła tę uroczystość. Krasnal w czerwonym fraczku i wysokiej czapeczce udzielał im ślubu. Wszystkie wróżki, razem z Zosią, były druhnami i tańczyły na weselu uroczej pary. Pili nektar z kwiatów na listkach z drzew albo z kielichów konwalii i byli bardzo szczęśliwi. Później młoda para wyruszyła w podróż poślubną. Maleńki wózek z połowy łupinki orzecha unosiły skrzydełka motyli. Tak zakończyła się ta piękna uroczystość. Zosia była zachwycona, ale wszystko się kończy, więc i jej przygoda też. Poczuła się bardzo zmęczona i zasnęła. Obudziła się na łące wśród traw, kwiatów i czerwonych poziomek. Wstała, przetarła oczy i popatrzyła zdziwiona. Czy mi się to wszystko śniło, czy ja naprawdę tam byłam? Sama nie wiedziałam, co o tym myśleć.
Aż tu patrzy, przed nią stoi koszyczek pełen dojrzałych poziomek, a wokół niego latają piękne motyle. Potem zaczęły latać nad jej głową. Popatrzyła do góry, pomachała im ręką na pożegnanie i zniknęły. Postała jeszcze chwilę, wzięła koszyk pełen słodkich poziomek i przyniosła do domu. To co widziała opowiedziała tylko małemu braciszkowi na dobranoc, a on szybko zasnął. Tak jakby dalej czar działał i wróżki pomogły jej uśpić braciszka, a i ją sen szybko zmorzył. Nocą dalej śniła o elfach, krasnalu i weselu. Opowieść balonika uśpiła też naszą słuchaczkę.
Śpij miła… Do jutra.

Biedna rodzina idzie szukać pracy i nowego domu

-Moja droga Iwonko, dziś dla ciebie mam dwie propozycje - jedną może być opowieść, a drugą podróż w nieznane. Ty musisz wybrać, co wolisz. Jeżeli bajkę to zostajemy w domu. Podróż też może być piękna. Co wybierasz?
Iwona popatrzyła w okno - ciemno, zimno, psy szczekają. Strasznie o tej porze być na dworze. Bardzo bała się ciemności, nigdy nie spędzała nocy na polu. Nie bardzo wierzyła, że z balonikiem może być bezpieczna. Balonik znał jej rozterki, wiedział, co to lęk i nie mógł jej przekonać do podróży. Trudno, może jutro się uda. Iwona wybrała bajkę.
Dawno temu, kiedy ludzie jeszcze podróżowali pieszo, pewna rodzina wybrała się w podróż do miasteczka. Zabrali z sobą troje dzieci, chleb na drogę, ubrania na zmianę, parę złotych na małe wydatki i poszli szukać pracy, bo tu naprawdę nie mieli z czego żyć. Każdy dzień wędrówki był bardzo męczący. Wstępowali po drodze do różnych domów. Trochę odpoczywali, czasem pracowali przez parę dni i znów szli dalej. Pewnego razu przez kilka dni nie spotkali żadnego gospodarstwa. Byli trochę zdziwieni, myśleli, że pobłądzili, ale przecież szli drogą prostą, nigdzie nie skręcali, więc musieli iść dobrze. Doszli wreszcie do dużego dworu. Wokół uwijali się ludzie, każdy coś robił, śpiewali przy pracy i uśmiechali się wesoło. Ojciec zapytał, co to jest za dwór i dlaczego są tacy uśmiechnięci i zadowoleni. Odpowiedzieli mu, że to jest „Kraina Szczęścia”, dlatego tu jest tak miło. Jeżeli chce, to niech przyłączy się do nich z rodziną i też będzie mu dobrze. Tu obowiązuje jedna zasada, nie ma nic mojego ani twojego. Tu wszystko jest nasze. Pracuje się z ochotą, nie ma kłótni ani gniewu. Tego tu nie znamy. Nie brak nam niczego. Jedzenia i ubrania mamy dużo, możemy jeszcze pomóc innym, ale ich nie znamy. Po pracy odpoczywamy, bawimy się lub każdy z rodziną idzie na odpoczynek, na spacery, na jagody, grzyby. Tu wszyscy są zdrowi, nikt nie choruje. Jeżeli komuś się sprzykrzy takie życie i postanowi odejść, to mu wolno. Zabierze ze sobą to, co miał, kiedy przyszedł. Gdyby wziął więcej to umrze.
Naradzili się z żoną i dziećmi, co zrobić, zostać czy iść dalej i szukać pracy. Nie bali się, byli pracowici i chcieli coś w życiu osiągnąć. Zostać tutaj? Kusiło ich lekkie życie, bez kłopotów, chorób, kłótni, gniewu, po prostu szczęśliwe. Jednak przemyśleli wszystko i postanowili odejść, iść dalej. Jeżeli nic nie znajdą, to wtedy wrócą i zostaną na zawsze. Może tam czeka na nich ktoś, kto potrzebuje pomocy, może będą mogli zrobić coś dobrego, uszczęśliwić siebie i kogoś biednego. Tu było bardzo dobrze, ale już nic nie można było zrobić. Piękne życie - przywyknąć do niego można szybko, tylko co ono jest warte? Z upływem czasu byłoby nudno, żadnej odmiany, nic nie można zmienić. Przemyśleli to wszystko i odeszli póki czas. Chcieli żyć między ludźmi, pracować, pomagać, uczyć się, żyć aktywnie. Zrozumieli, że szczęśliwi mogą być tam gdzie są razem, kochają się, pracują i są potrzebni sobie i innym.
- Ja myślę, że dokonali dobrego wyboru i są szczęśliwi – powiedział balonik – a ty Iwonko co byś zrobiła i wybrała, gdybyś mogła? Przemyśl to sobie.
A teraz dobranoc. Pa, pa, do jutra.

***

Następnej nocy padał deszcz i nigdzie nie mogli wylecieć. Ale balonik opowiedział dziewczynce o dzielnym chłopcu, który w wieku dziewięciu lat poszedł na wojnę. Dziwne i prawie niemożliwe, ale jednak tak było. Iwonka słuchała z uwagą. A było to tak:
Mały dziewięciolatek był bardzo ciekawym dzieckiem, wszędzie go pełno, ciekawe oczka wszystko chciały widzieć pierwsze. Pewnie dlatego, gdy wybuchła wojna, też wszędzie zajrzał. Jednego razu wyglądał  zza rogu domu i zbłąkana kula trafiła go w oko. Chłopiec zemdlał, zginął rodzicom na kilka dni. Wśród tego całego zamieszania, przesiedlenia, rodzice nic nie wiedzieli o losie synka Władzia. Szukali wśród krewnych, znajomych, sąsiadów, ale synek przepadł jak kamień w wodę. Nikt nic nie widział  ani nie słyszał o dziecku. Matka bardzo płakała, ale musiała wyjechać z resztą rodziny na wojenną tułaczkę. Była pewna, że synek już nie żyje. Nie wiedziała, że jest postrzelony, ale żyje. Cała wieś została spalona, nic nie zostało, przeszukali zgliszcza, ale śladu Władzia nie było.
Nieprzytomne, postrzelone dziecko z wybitym okiem znaleźli rosyjscy żołnierze. Zabrali go ze sobą i razem z rannymi żołnierzami przewieźli do wojskowego szpitala. Wyleczyli rany. Przeleżał dość długo w szpitalu, potem odesłali go na tyły, a stamtąd do Rosji do innego szpitala. Właśnie tam zrobili mu szklane oko, żeby nie był taki brzydki bez oka. O nazwisko nikt się nie pytał na razie. Wiedzieli tylko w jakiej miejscowości go znaleźli i miał nadany numer z datą znalezienia. Po wyleczeniu został odesłany z powrotem na front do tego oddziału, który go znalazł. Dopiero tam dowiedzieli się jego nazwiska i imienia. Na tej podstawie wypisano na niego książeczkę wojskową i przyjęto na stałe do wojska. Mógł już legalnie przebywać z nimi i dostawać porcję żywności jak każdy żołnierz.
Szybko się przyzwyczaił, pokochał żołnierzy, a i oni mieli z niego taką maskotkę. Wszystko, co kto miał najlepsze, było dla Władzia. Kochali go jak synka. Inni im zazdrościli takiego dziecka. Był synem pułku. Tylko dowódca myślał o nim, o rodzinie i pisał listy do tej miejscowości. Na razie nie było odpowiedzi. Ludzie byli wysiedleni, wieś spalona. Ale gdzieś tam jednak jeden list dotarł, ktoś go przeczytał i tak ludzie pytali coraz dalej, komu zginęło dziecko. Aż raz jego brat usłyszał, że jakieś dziecko się odnalazło i ono ma na imię Władek, tak jak jego braciszek. Odnaleźli tego człowieka, co miał list od dowódcy i napisali do niego.  Dowódca odpisał szybko, ale nie mówił dziecku, że się rodzina odnalazła, gdyż byli blisko Berlina. Było niebezpiecznie wysłać dziecko ani przyjeżdżać rodzinie. Napisał, że kiedy będą wracali z wojny, to ktoś go do domu odwiezie. Wysłał dziecko na tyły, bo tak było bezpieczniej.
Mały Władziu wrócił z wojny. Radość ojca i matki nie miała granic. Ściskali, całowali swoją zgubę. Przeszedł z żołnierzami od Podkarpacia aż prawie do Berlina. Nieraz opowiadał jak tam było, co przeżył, co widział, aż ludzie nie wierzyli, że miał tyle szczęścia i wrócił. Żołnierze zdobyli dla niego akordeon i nauczyli malca grać. Ten instrument wrócił razem z nim do domu. Grywał potem na weselach, zabawach, potańcówkach. Zawsze sobie coś dorobił i tak żył. Zdrowia nie miał po tym postrzale. Zostały blizny na twarzy i brak oka. To szklane oko, na tamte czasy to było coś. Ono nawet było podobne, tylko inaczej patrzyło, wyłącznie prosto. Dostał rentę inwalidy wojennego. Nie była duża, ale zawsze miał parę złotych dla siebie.
W naszych czasach wojny nie ma i nikt z dzieci takiej przygody nie będzie miał. No i bardzo dobrze. Dobranoc Iwonko. Pa, pa i do usłyszenia o mnie. Żegnaj miła.

Jaś

Balonik cichutko wślizgnął się oknem niezauważony, Jaś już spał i nie widział. Odpoczął trochę i obudził Jasia. Zdziwiony otwarł buzię i wpatrywał się w to cudo, uśmiechające się i szepcące takie piękne słowa.
Dziś weźmiemy kosz z podwórka, przywiążemy kawał sznurka.
Ja do kosza się przyczepię, tobie w koszu będzie lepiej.
Wsiadaj bracie i ruszamy, trochę sobie polatamy,
Pobujamy hen po niebie, potem wrócimy do ciebie.

Jaś wsiadł i ruszyli. Wzbili się w górę bardzo wysoko, byli blisko chmur, podziwiali księżyc i gwiazdy. Balonik pokazywał mu znane gwiazdy, tłumaczył ich położenie. Jaś pierwszy raz zainteresował się gwiazdami i powiedział, że kupi sobie lunetę i od dziś będzie oglądał nocą niebo. To wszystko jest takie ciekawe.
Ale to nie było wszystko, pojechali dalej. Ich docelowym punktem był ogród zoologiczny. Nocą można tam dużo zobaczyć, bo jest oświetlony. Jaś jest bardzo ciekawy jak zwierzęta śpią. Niby cisza, ale ciągle coś się rusza, stęka, piszczy, ryczy, ziewa, śpiewa, chrapie, sapie, po prostu każdy śpi po swojemu. Jedne zwierzęta porozkładały się na wybiegach, inne pochowały do nor, kryjówek, domków. Ptaki mają swoje gniazda, gałęzie drzew lub po prostu śpią  w kącie na ściółce. Małpy przytulone do siebie z małymi uczepionymi do piersi, pobudziły się i patrzą w górę, co to takiego leci tak nisko i czy im nie grozi niebezpieczeństwo. Balonik mówi, że trzeba być cicho i uważać , żeby nie wywołać alarmu wśród zwierząt, boby się obudziło całe ZOO. W ZOO w dzień i w nocy są strażnicy i opiekunowie, którzy czuwają nad spokojnym snem swoich podopiecznych. Oni po prostu je kochają. Cieszą się z każdych narodzin potomstwa zwierząt. No bo jak nie lubić maleńkich dzieci, którymi się opiekują matki i zasłaniają sobą, żeby nikt nie zrobił im krzywdy.
Jasiowi najbardziej podobały się żyrafy. Mama z małym, no ale żyrafiątko było bardzo wysokie, na cienkich nóżkach, po prostu śliczne. Przytulało się do boku matki, przeciągało się i szukało jedzenia. Były też słonie, te też leżały na ziemi, odpoczywały, one nie szukały schronienia. Jaś chętnie by je pogłaskał, ale balonik nie pozwolił. Z góry wygląda to wszystko pięknie, ale Jaś postanowił, że przyjedzie tu na wycieczkę kiedyś z całą klasą, wtedy zobaczy wszystko normalnie i porówna sobie widok z góry i z dołu. Ciekawe jak wypadnie porównanie. Przyszła pora wracać. Jaś nie miał jeszcze na to ochoty, lecz balonik powiedział, że jednak musi się jeszcze wyspać, bo jutro trzeba iść do szkoły. Następnej nocy będą zwiedzać góry, to musi być wypoczęty, bo na pewno będzie wspaniale.
Wrócili dość szybko, wiatr lekko niósł balonik z koszem, że nie wiadomo kiedy już byli w domu. Kosz został na polu. Oni oknem wślizgnęli się do pokoju. Jaś położył się spać i szybko zasnął. Balonik umieścił się koło łóżeczka Jasia i odpoczywał. Dobranoc Jasiu.

***
Jest noc pełna ciemności, w której jest dużo niespodzianek.
Cicha, spokojna, dająca sen, dopiero zbudzi ją wczesny ranek
Jaś z balonikiem dziś podróżują, chcą widzieć nocą coś ciekawego.
Tego nie ujrzysz dniem w świetle słońca, ciemność odkryje coś niezwykłego.

Następnej nocy nie zabierali na wycieczkę kosza, tylko Jaś zrobił sobie ze sznurka mocne siodełko i przywiązał do niego balonik. Cicho wysunęli się przez okno i polecieli w noc pełną niespodzianek. Ciekawy przygody, jaka go czeka, Jaś był szczęśliwy, a balonik bardzo tajemniczy. Najpierw przelecieli nad łąkami, rzeczką, lasami, aż dotarli do pierwszych gór. Tu zwolnili trochę i balonik kazał Jasiowi dobrze się rozglądać, może zobaczy coś ciekawego, to wtedy przyjrzą się z bliska, może nawet wylądują. Noc była jasna, księżyc świecił, gwiazdy mrugały, było ślicznie. Chłopiec dostrzegł świecące oczy wśród drobnych krzaków i bardzo był ciekawy, co to takiego. Balonik zwolnił trochę, zniżył lot, ale nie za nisko, gdyż były to wilki. Spotkanie z nimi na pewno nie należało do przyjemnych. Chciał, żeby Jaś zobaczył jak ich oczy błyszczą do księżyca. Wilki podniosły głowy w stronę księżyca i zawyły przeraźliwie. Echo niosło się po lesie, aż Jaś się przestraszył i chciał wracać. Balonik się roześmiał, powiedział, że przy nim nic mu nie grozi. Jeszcze sobie popatrzą na nocne polowanie wilków. Druga taka noc na pewno mu się już nie przydarzy.
Wilki rozdzieliły się na dwa stada i zaczęły powoli otaczać zagajnik w dolinie. Widocznie wyczuły tam jakieś zwierzę i nie chciały go wcześnie wypłoszyć. Zbliżały się coraz bardziej, aż wreszcie uderzyły ze wszystkich stron. Słychać było tylko ryk mordowanej zwierzyny i coś uciekło w krzaki. Dwa wilki bez trudu dorwały uciekiniera i po chwili już leżał zduszony. Była to sarna z młodymi. Kryjówka w krzakach okazała się złym wyborem, a może to tylko wilki były sprytniejsze i głodne, dlatego mordowały. Jaś był bardzo przerażony. Balonik powiedział, że one też muszą jeść i polować nocą. Też mają młode, które są głodne i czekają, kiedy rodzice wrócą i je nakarmią. Jak nie są głodne to nie polują. One potrafią nawet kilka dni obejść się bez jedzenia. Syte śpią, odpoczywają. Potem znów wyruszają na łowy.
Po raz pierwszy Jaś zobaczył okrutne prawo lasów i górskich dolin. Prawo, które pozwala zabijać słabsze zwierzęta, aby móc nakarmić siebie i rodzinę. Tu nie może być litości. Przetrwać mogą tylko najsilniejsi. Polecieli dalej. Cisza, wszystko śpi. Tylko gdzieś słychać krzyk młodego zająca, złapanego przez sokoła. Wtedy budzi się wszystko wokoło. Nawet rysie przeskakują po drzewach, już wyspane, gotowe do łowów w nocy. Znów słychać krzyk w krzakach, straszna jest noc taka. Jaś prosi balonik, żeby lepiej pokazał coś innego, bo mu jest strasznie żal tych mordowanych stworzeń. Balonik zabrał Jasia w drogę powrotną do domu, ale jeszcze odwiedzili pewną rodzinkę w góralskiej chacie. Przy budzie był uwiązany piesek, który zamotał się łańcuchem o płot i o mało się nie udusił. Jaś wysiadł i odmotał pieska, pogłaskał go i zajrzeli do domu. W kącie w łóżku leżało małe dziecko i krzyczało ile sił. Zmęczona matka podgrzewała mu jedzenie, ale maluch nie przestawał wrzeszczeć. Wtedy Jaś ukryty za łóżeczkiem włożył grzechotkę w rączkę dziecka, smoczek do buzi i poruszał rączką dziecka. Grzechotka uśpiła małego krzykacza. Jak mama przyszła z butelką, to tylko zmieniła smoczek w buzi malca. Przez sen wypił cała butelkę. Otarła mu buzię i patrzyła na śpiącego synka. Dziwiła się, że przestał płakać i usnął. Poszła spokojna spać. Balonik zabrał Jasia i pojechali do domu.
Jaś powiedział, że woli zrobić coś dobrego, niż patrzeć na dziwne prawa natury. Wtedy balonik powiedział mu, że ludzie też hodują zwierzęta, a potem one idą na rzeź i jemy mięso, wędliny, gotujemy rosołki, pieczemy, smażymy i nie widzimy w tym nic złego. Tak po prostu musi być. My też musimy coś jeść. Tylko taka jest różnica, że my, żeby można było zrobić i zjeść, musimy najpierw wyhodować to zwierzę. Hodujemy bydło, żeby było mleko, śmietana, masło, wołowina. Drób daje nam jajka i mięsko na rosołki i pieczenie. Świnie hodujemy na kiełbaski, szynki, golonki, słoninę, boczki, kotlety schabowe i wiele innych.
Jaś powiedział, że nie zdawał sobie sprawy z tego, aż do dziś. Zawsze wszystko było ze sklepu, a nigdy nie wiedział skąd się tam bierze. Teraz już będzie wiedział. Jednak mu trochę żal, że to tak musi być. Postanowił, że jak dorośnie, to sprawdzi to wszystko i pomyśli, co można tu zrobić. A teraz pójdzie spać. Szybko zasnął, ale spał trochę niespokojnie, mruczał przez sen. Balonik ułożył się w kąciku i zamyślił się nad losem zwierząt, w lesie, górach, na polach, łąkach, a także tych domowych. Myślał, że trzeba tu coś zmienić. Tylko co i jak? Dobranoc Jasiu.

***
Rano Jaś wstał i dalej myślał o przygodach ostatniej nocy, ale nic nie mówił. Zrozumiał, że tak musi być, tak został stworzony nasz dziwny świat, a my sami musimy zrozumieć dlaczego tak jest i czy tak musi być. Ale na to mamy całe życie. Teraz póki jest jeszcze mały nie będzie się tym martwił ani myślał, tylko dobrze się uczył. Codziennie postara się zrobić coś dobrego dla innych i to na razie musi wystarczyć.
Nowy dzień był miły i dobry dla Jasia. Dziwił się, dlaczego wszyscy są tacy mili, tak się zmienili. Sam nie pomyślał, że to on się zmienił. Ma uśmiech i dobre słowo dla kolegów z klasy, a oni też są zdziwieni tą przemianą. Teraz już zawsze tak powinno być. Jaś się postara.
Wieczorem balonik powiedział:
- Przez dwie noce zwiedzaliśmy świat, ale ty jakoś nie byłeś zadowolony z tych podróży. Raczej trochę zdziwiony i przerażony.
Dzisiaj złapiesz się za sznurek.
Ja uniosę ciebie w górę.
Na wycieczkę polecimy.
Coś ciekawego znów zobaczymy.
Dziś zawiozę cię niedaleko, na skraj twojego miasteczka. Zobaczysz życie dwojga staruszków, którzy nie mogą już sobie sami poradzić  z zakupami, w sprzątaniu i wymagają opieki kogoś dobrego i wrażliwego. Mówię ci, żebyś wiedział, że to co zobaczysz i co z tym zrobisz, zależy tylko od ciebie.
Polecieli. Dom był zamknięty, ale okno u góry było troszeczkę uchylone. Udało im się po cichu wejść. Zobaczyli śpiących staruszków w takich warunkach, że płakać się chciało nad ich losem. Dziadek miał wózek inwalidzki, lecz wcale nie wyjeżdżał z domu, bo nie dał rady pokonać progu i schodków, więc praktycznie nie wychodził na pole. Babcia nie była dużo lepsza, poruszała się o kulach i oboje musieli sobie radzić. Pomagała im sąsiadka, która też nie była dużo młodsza. Byli sami, dzieci i rodziny nie mieli.
Jaś popatrzył po mieszkaniu, wziął miotłę pozamiatał podłogę, pozbierał śmieci do kosza, pozmywał naczynia, pościerał kurze. Popatrzył na śpiących staruszków, którzy coś przez sen mruczeli. Byli trochę głusi i nie słyszeli Jasiowego krzątania po mieszkaniu. Był bardzo ciekawy, czy zauważą te porządki, które udało mu się zrobić tak szybko.
Wrócili z balonikiem do domu. Jaś milczał całą drogę. Dopiero w domu położył się i powiedział balonikowi, że on postara się pomóc tym ludziom. Opowie o tym kolegom w klasie, którzy też na pewno chętnie pomogą dziadkowi wyjechać na ulicę, powiozą go na spacerek. Koleżanki z pewnością będą chciały pomagać babci.
A tak prawdziwie, to on nie ma już ani dziadków, ani babć. Zmarli zanim się urodził, to może teraz oni będą jego dziadkami, a on ich wnuczkiem. Chciałby, żeby się nawzajem pokochali, bardzo by się z tego cieszył. Może i mama pomoże trochę staruszkom. Ale przecież w mieście na pewno jest dużo takich ludzi potrzebujących pomocy i coś trzeba z tym zrobić.
Porozmawia z panią w szkole. Jeżeli klasa się zgodzi, to znajdą sobie kilku ludzi potrzebujących pomocy i będą pełnić dyżury, codziennie godzinę lub dwie u jednej rodziny. To tylko taka mała pomoc, ale na pewno będzie im miło. Trochę pomogą, porozmawiają, pocieszą i od razu będzie milej. Może nawet zobaczą uśmiech u tych samotnych, biednych ludzi.
Balonik poparł ten plan, gdyby mógł to sam by to zrobił. Jaś tak jakby czytał jego myśli, jest
z niego bardzo zadowolony. Życzy mu sukcesów w pracy, wytrwałości, miłości i pełni zadowolenia z pomysłów.
A teraz pożegna się z nim i wyruszy dalej, do innych dzieci. Może jeszcze się spotkają albo ktoś mu opowie o następnych balonikach odnalezionych przez dzieci.
Dobranoc Jasiu.
Pa, pa. Do zobaczenia i usłyszenia.




                                   





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz