piątek, 6 kwietnia 2018

Czwarty tomik Anity Róg ─ rozstawanie się z ciszą
































Tytuł czwartego tomiku Anity Róg zastanawia ─ brzmi mianowicie SZEPTY NIEZNAJOMEJ. Z samego tytułu dowiadujemy się zatem o jednym, tak właśnie nazwanym, głosie wypowiadającym się w tomiku, głosie używającym zaimka „Ty” i drugiej osoby liczby pojedynczej.  Mamy tu sytuację  wnikliwego wsłuchiwania się w ten tajemniczy głos.
         Ale jest tu też wirtualnie obecny k t o ś, kto się wsłuchuje, kto analizuje to, co usłyszał, stara się zrozumieć.  Jest to, używając polonistycznego terminu  ─ p o d m i o t  liryczny, poetyckie „ja”, przeżywająca, wrażliwa, ukryta w przestrzeni wiersza dusza. Jest to dusza żeńska, i to, że zarówno ona jak i Nieznajoma są  rodzaju żeńskiego, ma swoje znaczenie.
         W  trakcie lektury okazuje się, że osią kompozycyjną  tego tomikowego zestawu poezji w całości, a także dużej części z zawartych w nim wierszy, jest sytuacja d i a l o g u  z drugą osobą, z tym czy innym „Ty”. W kilku przypadkach dialog ten przybiera literacką postać listu („Drogi podmiocie liryczny”, „List żołnierza do Ojczyzny”).
         Czasami tym „Ty” jest element przyrody (np. deszcz, motyl),  poddany zabiegowi literackiej animizacji. Czasami to Bóg, Chrystus-Odkupiciel, Ojczyzna, anioł, nawet postaci historyczne (Juliusz Cezar). Ale główną rozmówczynią jest tajemnicza NIEZNAJOMA. Być może ten  status „nieznajomej” należałoby wziąć w nawias i cudzysłów, ponieważ z wierszy wynika, że obie te ukryte w wierszach dziewczęce dusze – „ja” liryczne  przemawiające w  pierwszej osobie i „Ty”, adresatka wypowiedzi, czyli  wspomniana Nieznajoma – dobrze się znają, aczkolwiek sygnalizowana jest pewna odrębność i obcość. Spierają się  one, dochodzą do porozumienia,   zbliżają się do siebie i oddalają, ale następuje w pewnych punktach utożsamienie i wzajemne przenikanie, koegzystencja ─ wyrażająca się na przykład we „wspólnym stroju” („Twój/ mój kostium”).
         Nieznajoma, jak  możemy się zorientować, bywa trzeźwa, krytyczna, czasami wręcz surowa i nieubłagana w wytykaniu niekonsekwencji i uchybień ─ niekiedy przybiera pozycję lekkiej wyższości, traktuje swoją rozmówczynię  z góry. Coś nam to przypomina. Tak, postać Nieznajomej przypomina znane z freudowskiej psychoanalizy superego ─ to ta „rodzicielska” część psychiki, ustanawiająca normy, standardy zachowań, i potępiająca ich naruszanie. Ale to jest tylko podobieństwo. Nieznajoma jest to twór  czysto literacki,   ktoś powołany do istnienia tylko jako jeden z głosów tej poezji, poza nią nie istnieje („Twój/ mój kostium”).Jest tylko głosem, który odzywa się rzadko, częściej się tu mówi DO NIEJ… ale jest to głos bardzo ważny,  znaczeniowo bogaty.
Pełni rolę służebną, współtworzy autotematyczną refleksję  twórczyni nad tym, co napisała,  jak napisała , i dlaczego tak, nie inaczej. Jest to zatem ktoś, kogo można nazwać alter ego, „inne ja” duszy przemawiającej do nas w wierszach. To jest także współistniejące „ja poetyckie”, ale jakby na innym etapie życia, rozwoju i procesu twórczego ─ wtedy, kiedy te wiersze były w trakcie  powstawania, in statu nascendi. Natomiast jej adherentka, która wyraża się jako właściwe „ja liryczne” tomiku ─ to jest „ta z później”, kiedy wiersze są już gotowe.
(Nie przypisuję sobie wyłączności na to odkrycie, ani jakiegoś cudownego wniknięcia w intencje Autorki ─ sam początkowo czułem się jak Tezeusz zabłąkany w labiryncie, skazany na własne domysły, chociaż wyczuwałem, że na pewno chodzi   tu o wewnętrzny duet w jednej osobie. Powyższe rozróżnienie  na dwa „ja poetyckie” tego tomiku,  zrozumienie istoty tego duetu, podziału ról między nimi zawdzięczam długim dyskusjom z Autorką,  które rozjaśniły  mglistość moich domysłów i  pozwoliły mi wiele zrozumieć.)
         Obie te wirtualne, wpisane w poetycką rzeczywistość byty  są zatem twórczyniami (ta druga raczej potencjalnie), obie też oceniają  ─ przy czym stroną dyskretnie atakującą  jest Nieznajoma, ta druga raczej się tłumaczy, udziela wyjaśnień. Obie patrzą na proces pisania  wiersza  pod nieco innym kątem,  inaczej patrzą też na gotowe już wiersze, owoce dokonanego poetyckiego trudu… i toczą dyskusję, która jest dyskusją nad sensem i kulisami powstawania wierszy, oraz nad tym, na ile te konstrukcje zbudowane ze słów odpowiadają temu, co się „w duszy gra”.
         Ten zabieg rozpisania wewnętrznej dyskusji na dialog dwóch głosów  należy uznać za bardzo ciekawy. Prezentacja rozdwojenia, wewnętrznego dialogu i sporu, wyrażającego się jako obcowanie z własnym sobowtórem, jest zjawiskiem częstym i właściwym poezji. Jej literackim wyrazem w świecie fikcji prozatorskiej bywa często, zwłaszcza w bliskim Autorce nurcie horroru i fantasy ─ niepokojący sobowtór; występuje on np. u Edgara Allana Poe, którego twórczość nie jest obca Autorce i zapewne wywarła na nią pewien wpływ. Typowe jest to także w bliskim Autorce modernistycznym i ekspresjonistycznym nurcie literatury. Można tu wymienić hiszpańskiego poetę Antonio Machado, należałoby także wspomnieć słynne zdanie Artura Rimbauda: „ja to ktoś inny”. Od czasu do czasu poeci, na gruncie polskim np. Czechowicz i Baczyński, prezentowali w swoich wierszach poczucie, że „jest we mnie wiele „<ja>”, istniejących równocześnie albo na różnych etapach rozwoju. W psychologii współczesnej odpowiednikiem takiej „wielości w jedności” jest koncepcja wielu pod-osobowości składających się na ludzką tożsamość (psychosynteza R. Assagiolego).
         Takie „odmienne stany świadomości”, często niezbyt zrozumiałe dla zjadaczy chleba, wynikają z wysubtelnionej wrażliwości duszy artystycznej. Ale tutaj  chodzi przede wszystkim o celowy zabieg ─ o świadome zastosowanie pomysłu sobowtóra jako pewnego chwytu literackiego, aby umożliwić przez to wyrażenie niejednoznaczności i komplikacji wydobywania się poetyckiego słowa  z wnętrza twórcy. A także, aby wyrazić kilka refleksji na temat samego poety i jego tożsamości.
         Jak z tego wynika, młodziutka poetka jest obdarzona zdumiewająco dojrzałą i wyjątkową w tym wieku świadomością  tego, na czym polega magia słowa poetyckiego, jakie  jest jej „drugie dno”, jakie czynniki biorą udział w tworzeniu wierszy, jakie przy tym powstaje napięcie pomiędzy zamierzonym twórczym celem i jego realizacją.
         W wierszu „Zadanie do kwadratu” autorka z dozą lekkiej autoironii pisze: Słowa muszą zacząć/ w końcu myśleć/ jak się prezentują. Zaczynamy podejrzewać tu coś, co moglibyśmy nazwać dezintegracją, zachwianiem samoidentyfikacji. Ale bądźmy spokojni, jeśli nawet jest to pewien kryzys, to jest to konieczny etap drogi do przebycia. Pojawienie się rozdwojenia tożsamości twórczej sygnalizuje zmianę wewnętrzną i  pewien przełom w rozwoju poetyckim Autorki. Towarzyszy temu bowiem symptomatyczne  hasło „żegnaj ciszo”, które brzmi jak deklaracja i manifest poetycki. Poprzedni tomik Anity nazywał się przecież PISANE CISZĄ, ta cisza widniała na jej poetyckim sztandarze, krystalizowała się z tomiku na tomik  jako coś charakterystycznego dla dotychczasowej poezji Anity ─ i jako swoista „dziurka od klucza”, pozwalająca nam, odbiorcom, podglądać, jak wygląda inspiracja poetki prowadząca do powstania wiersza.
         Hasło „cisza” sugerowało pewną izolację od otoczenia, odcięcie się od zgiełku świata, skierowanie czujnej uwagi do wewnątrz, jakby medytacyjne skupienie. Ale też… zdanie się na potok wrażeń i myśli, na ten jungowski „podziemny strumień” emocji i obrazów w duszy poety, co oznacza wielką spontaniczność ekspresji słownej i jej przelewania na papier. I tak spontanicznie rodziły się te wiersze, tak jak je poetka w sobie czuła,  jakby bez przemyślanych zabiegów kształtujących ten potok wypowiedzi. Oznacza to duży udział podświadomości, a za to pewien niedostatek świadomej kreacyjnej refleksji: jak ja to robię. Inaczej mówiąc: świadomości własnego niepowtarzalnego stylu i warsztatu twórczego.
         W wierszu „Cień nieznajomej” ta dusza pisząca stwierdza, że „pisanie ciszą” powodowało jednak  pewną ułomność, defekt ─ uszy są już „okaleczone ciszą”. Dokonująca się we wnętrzu poetki dyskusja kieruje teraz uwagę z uszu (wsłuchiwanie się) na oczy (ogląd), i to w kontekście patrzenia na samą siebie w lustrze. Takie spojrzenie w lustro na własną twarz budzi krytycyzm, wzrok nieubłaganie wypatruje usterek i niedoskonałości szczegółów oraz złożonej z nich całości. Budzi zdolność  o c e n y  syntetycznej samej siebie i tego, czego dokonała.
         I właśnie w tym obecnym tomiku następuje przełom. Poetka pisze i ocenia napisany wiersz patrząc „z boku”, z dystansem ─ na całą tę drogę od wewnętrznego przeżycia do gotowego kształtu słownego. Mamy tu więc o wiele większy udział refleksji ex post i samooceny. A więc: żegnaj ciszo/ pora się obudzić/ wyrwać z twoich uścisków („Żegnaj, ciszo”).
         Jak wygląda taka nowa autorefleksja poetki, odkrywamy w wierszu „Zdjęłam z siebie ciszę”: … czuję się trochę nieswojo/ nieznajomo/ w nowych kolorach rzeczywistości (…) słowa sięgają mnie/ jak płomienie/ chcą się wydostać/ i niszczyć. Mamy tu sygnał uświadomienia sobie, że tworzenie, a w tym przypadku tworzenie wierszy, ma swoja cenę ─ za wszystko się płaci, zachodzi tu sprzężenie zwrotne, napisane słowa wracają do twórcy i (jak pisał m.in. Czesław Miłosz) stają się siłą wywierającą wpływ na psyche i na los poety, a także na jego odbiorców. Może to być także niekiedy siła destrukcyjna, niszcząca ─ tak działa tajemnicza magia poezji. Za wypowiadane słowo trzeba zatem brać odpowiedzialność.
         Aby umiejętnie posługiwać się tymi magicznymi siłami, należy stać się bardziej czynnym uczestnikiem procesu tworzenia, poprzez ćwiczenie, stopniowe nabywanie coraz większych umiejętności ─ nauczyć język chodzić („Cień Nieznajomej”). Pojawia się tutaj też ciekawa autorefleksja nad postulatem autentyzmu i szczerości, wyrażania siebie w wierszach. Powstaje pytanie, jak dalece jest to możliwe, skoro piszący „podmiot liryczny” sam siebie do końca nie zna, nie potrafi udanie ogarnąć... bez udziału drugiego człowieka. I tu pada pytanie o rolę odbiorcy w dziele wspólnej rekonstrukcji tej mówiącej do nas duszy dziewczęcej, ukrytej w tomiku jak duch w magicznej lampie Aladyna. Pojawia się rozwijana później myśl, że człowiek dla człowieka jest układem znaków zapisanym w kodzie, które trzeba najpierw starać się „złamać”, rozszyfrować ─ i pisanie wierszy jest wołaniem o takiego współaktywnego odbiorcę-deszyfranta. Słowa takie padają pod adresem „podmiotu lirycznego” z ust Nieznajomej: Jakbyś chciał zostawić/ Po sobie trop. Być zagadką/ I błagać bezgłośnie, aby ktoś/ Cię rozwiązał.
         Jest to, trzeba to stwierdzić z uznaniem, wysoki stopień dojrzałości i świadomości twórczej. Oznacza ostateczne zerwanie z niebezpieczeństwem maniery, w którą popadają zwykle zaczynający pisać poetyccy nowicjusze ─ mam tu na myśli momenty, kiedy twórca przedstawia się jako „poeta naiwny”, rodzaj dzikuska, któremu coś w duszy gra i on to wyraża, ale sam twórca nie bardzo wie, co i skąd to do niego płynie, do kogo to adresuje i w jakim celu. Bezradnie chowa się wtedy za maskę jakiegoś mało refleksyjnego dziecka natury, nieuświadomionego medium, które TYLKO coś wyraża...i nic więcej.
         A co z dotychczasową towarzyszką-inspiratorką poetki ─ ciszą? Jakby przestaje nadążać za zmianami, które się w poetce dokonują, pozostaje nieco w tyle: cisza patrzy w moją twarz/ jak w otwarte drzwi domu/ które huragan dawno/ porwał w inne królestwa („Pobudka”).Mamy tu wyczuloną świadomość wielowymiarowości i przemienności bytu ludzkiego, na co składa się świat i zewnętrzny, i to, co przeżywamy od wewnątrz w różnych aspektach czasu ─ jako pamięć i przeszłość, jako aktualnie odbieraną teraźniejszość i jako oczekiwaną, wyobrażaną przyszłość. Dusza poetki odbywa podróż po tych „wymiarach” i między nimi, poetyckie słowo staje się nie tylko ufnym zapisem myśli, emocji, ale świadomym, przemyślanym aktem twórczym, który ma swój projekt, intencję i cel - stąd poetka czuje się teraz zawieszona między/ ciszą a słowem („Pa”).
         Odczuwa swoją obecność w niejednoznaczny sposób, stwierdzając wyraźną nieprzystawalność ludzkiej głębi przeżyć, wewnętrznej bogatej potencjalności ─ do uproszczonego modelu funkcjonowania, w który życie nas wtłacza: Jestem i mnie nie ma/ w świecie w którym/ wszystko jest na tak lub nie („Pomiędzy”).
         Samoocena własnej poezji dostrzega potrzebę równowagi pomiędzy ładunkiem emocjonalnym zawartym w wierszach („Przesiąknięte tęsknotą”) i świadomością funkcji kreatorskiej poety, tworzącej ze słów nowe byty, co przypomina stosunek między matką i nowo narodzonym dzieckiem: Chcę cię mieć bliżej/ Moje słowo/ Utulić/ Ukołysać/ Nadać Ci imię/ Gdy powołam Cię na świat. Towarzyszy temu wręcz pascalowska refleksja egzystencjalna, bolesne poczucie bezsilności ludzkiej „trzciny myślącej”: jak bańka mydlana/ stworzona nie z własnej winy/ i pękać nie za własnym dotykiem. Stwierdza się tutaj niesamoistność ludzkiego istnienia, ale kwestia tego, który życie daje i odbiera ─ Boga ─ opatrzona jest znakami zapytania. Pierwszy wiersz otwierający tomik to klasyczna inwokacja, mająca jako adresata postać typową dla dziecięcej religijnej ufności, Anioła Stróża. Z tą dziecięcą ufnością już nie jest tak, jak było: wiara nie chce/ przejść przez moje wargi/ wróć/ nie chcę składać stosu/ spopielałych piór…
         Zamiast prostej ufności zaczynamy dostrzegać w tej poezji drastyczne konfrontacje ideału z realnym stanem rzeczy ─ co wiąże się z rozczarowaniami, spowodowanymi przez świat ludzi, którzy  nie przestając żywić marzeń, popadają w rozdwojenie pomiędzy deklarowanymi normami… i niezgodną z nimi życiową praktyką.
         Jest to jednak tylko jedna z twarzy przeżywanego kryzysu światopoglądowego. W twórczości Anity widać także pewien opór przeciwko bezkrytycznej akceptacji powszechnie uznanych stereotypów, brak skłonności do godzenia się z tym, co w gruncie rzeczy jest przerażającą, okrutną i niesprawiedliwą twarzą świata. A także, w tym konkretnie wierszu, do godzenia się z naruszoną równowagą pewnego typu kultu ojczyzny, domagającego się bardzo jednostronnie ciągle nowych ofiar krwi i pochwalających je jako niemal jedyny właściwy wyraz patriotyzmu. Dostrzegamy to w „Liście żołnierza do ojczyzny”: …kochałem się w twojej białej wiośnie/ nie w topielicy ubranej w królewską czerwień (…) Byłaś mi matką/ która nie powinna patrzeć na kaźń dzieci.
         Pomiędzy wierszami poruszającymi temat Ojczyzny i tymi adresowanymi do Boga mieści się wiersz „Obiecany kraj”, prezentujący losy Polski w paraleli z losami biblijnego ludu Izraela z czasów Mojżesza, stylizowany na dawną rymowaną modlitwę. Z kolei wiersz „Pierwsza modlitwa” konstatuje rozziew pomiędzy nakazami nauki Chrystusa i realnym stosowaniem ich przez ludzi w praktyce : „i odpuść nam nasze winy”/ od których wciąż umywamy/ ręce i zakładamy maski… Podobny ton pobrzmiewa w wierszu „Zwiastowałeś , Gabrielu…”.
         Mamy w tomiku garść wierszy, które sygnalizują nutę mistyczną, nutę w relacji z Bogiem, zauważa się tu wpływ lektury Biblii, a zwłaszcza Psalmów. Jest to np. „Kierunek: Niebo”. Ale jest też wiersz „Potop”, o zupełnie innym tonie, to dosyć niesamowita wizja Boga dokonującego łagodnego, dyskretnego „resetu” świata, w takiej konwencji niby-cyfrowej, co jest bliskie pewnym hipotezom nowoczesnej fizyki o cyfrowym charakterze naszej rzeczywistości. Lektury biblijne Autorki zostawiły pewien ślad stylistyczny także w wątku apokaliptycznym ─ to naszkicowana kilkoma kreskami miniatura poetycka „Dies irae”, wyrażona w poetyce bliskiej ekspresjonizmu. Odmienny charakter ma wzruszający, uczuciowy wiersz „Na Krzyżu” , szukający ratunku i wsparcia w wizji umęczonego Chrystusa.
         Mamy w zbiorku cały cykl wierszy adresowanych do postaci z legend i historii, w tym także „historii świętej ” Biblii i chrześcijaństwa. Są to wiersze „Upadli” (to o upadłych aniołach), „Kain szuka Abla”, „Od króla Marka” (konwencja listu; do legendarnej Izoldy), „Topielisko w Beckford” (motyw czarownic z „gotyckiego” nurtu literatury fantasy), „Przybyłem, zobaczyłem, zwyciężyłem” (do Juliusza Cezara). Są to pewne literackie próby przewartościowania konwencjonalnych wyobrażeń o popularnych postaciach, zobaczenia ich oraz ich czynów z innej strony niż się to zwykle czyni.
         W wierszu poświęconym Cezarowi pojawia się silny ton etyczny: Chwała i krew nie mają za grosz/ Harmonii razem. Dochodzi też do głosu refleksja natury iście filozoficznej: Blask i cień mają swoje miejsce/ W świecie (…) rzucają sobie rękawice i zapominają podać ręki… Przypomina się tutaj także wiersz „Oczami jesieni” , gdzie mimochodem rzucona zostaje uwaga: Żaden cień sam nie może istnieć ─ jakby polemiczne odwrócenie operujących tymiż kategoriami myśli Miłosza i Bułhakowa (u Miłosza: „Co nie ma cienia/ istnieć nie ma siły”).
         Zauważamy też rozproszony po całym tomiku cykl wierszy, które mają charakter rozmowy z jakimś elementem przyrody po literacku ożywionym ─ „Deszcz”, „Ciemności”, „Dla jaśminu”, wreszcie udana miniatura „Dzień”, kreśląca lapidarnie grę promieni słonecznych kilkoma oszczędnymi słowami: igła i złota nić/ i szyć i szyć/ minutę po minucie/ cel gobelin. Stanowi to rozwinięcie antycznego horacjańskiego motywu carpe diem ─ „chwytaj dzień”, podobnie jak wiersz „Moje dziś i jutro”. Pojawia się nawet personifikowane żywe stworzenie („Motylku?”). „Ja liryczne” rozmawia z nimi jak z kimś bliskim, zaprzyjaźnionym. Można byłoby się tu odwołać do myśli Colina Wilsona: artysta-poeta bywa pewnego rodzaju odmieńcem, wiecznym outsiderem, niezbyt rozumianym przez otoczenie, któremu bliższe bywają skały i chmury niż wielu ludzi …
         Pojawia się w tomiku też oczywiście wirtualny adresat rodzaju wyraźnie męskiego, nazwijmy go „On”. Rozpiętość klimatu i napięcia relacji jest duża, od idealnego związku bliźniaczych dusz („Parabatai”; rodem z literatury fantasy) do układu nacechowanego spięciami, zawiedzionymi oczekiwaniami, rozczarowaniami („Delirium”, „Konwalią jestem”, „Judaszowe pocałunki”).
         Repertuar twórczej ekspresji i słowa, jego nastroju i klimatu jest tu zatem bogaty. Od przenikliwej, bezlitosnej, pozbawionej złudzeń drapieżności („Mona Lisa”, „Drobne nieporozumienia” „Pierwsza modlitwa”) do wielkiej łagodności, przechodzącej w melancholię, nostalgię, smutek („Mój skarb”, „Niemy opis”, „Motylku?”). Odrębną kategorię stanowią wiersze-eksperymenty słowne, osadzone na pomyśle zabawy semantycznej cząstkami słów („Pa”, „O nas” ).
         Trzeba podkreślić oczytanie Autorki , i to na różnych obszarach lektur, od typowej dla naszego czasu, rozkwitającej literatury i filmu fantasy do Biblii („Kain szuka Abla”, „Dies irae”, „Potop”). W wierszu „Parabatai” dostrzegamy np. reperkusje serialu „Shadowhunters” i powieści Cassandry Clare o gotyckim klimacie. Mamy tu zainteresowania młodej Autorki nurtem „gotyckim” prozy, dziedzictwem ekspresjonizmu w literaturze i w sztukach plastycznych (Autorka sama tworzy obrazy i grafiki; można założyć pewien wpływ twórczości Zdzisława Beksińskiego). Ale także mądrym, niekomercyjnym, szeroko rozumianym nurtem fantasy, poczynając od zauważalnej w poprzednich tomikach fascynacji Małym Księciem, i ukrytej za nimi ezoterycznej wizji świata. Drugi biegun to pewien zalążek oryginalnej mistyki, objawiający się w wierszach powstałych na kanwie lektur biblijnych psalmów, czego ślad można odnaleźć w stylistyce pewnych wierszy, zwłaszcza „Kierunek: Niebo” Dodajmy tu czytelne zamiłowanie do antyku i jego kultury, do poezji języka łacińskiego. Jest to zakres selektywny, ale szeroki, świadczy o świadomym poszukiwaniu wzorców literackich i mentalnych.
         I wreszcie obserwujemy rys pokoleniowy, który jest także signum temporis naszej epoki. Autorka nie byłaby dzieckiem epoki cyfrowej, gdybyśmy w jej poezji na natrafiali na ślady „mentalności cyfrowej”. To jej pokolenie, oswojone od dziecka z rzeczywistością wirtualną, z Internetem i komputerami, które postrzega wiele rzeczy inaczej niż my. Dodać tu trzeba zdumiewające teorie i hipotezy fizyki kwantowej, sprzężone z falą wszelkiego typu ezoteryki, bo przecież mamy epokę postmodernistyczną, epokę New Age, jak to niektórzy nazywają: „Erę Wodnika”... Do tego pokolenia trafia z narzucającą się oczywistością jedna z hipotez nowoczesnej fizyki: w opisie świata i jego podszewki dotychczasowy podział na materię i energię okazuje się niewystarczający, stąd padają propozycje, aby ujmować rzeczywistość w taki sposób, że wszystko jest przepływającą informacją, w pewnego rodzaju polu informacyjnym wszyscy jesteśmy zanurzeni i przez nie ukształtowani, trzeba to odebrać i odczytać. Świat w tej koncepcji jawi się jako księga znaków, wymagających rozszyfrowania, dekodowania. W porównaniu z naszym newtonowsko-kartezjańskim, mechanistycznym modelem rzeczywistości, jest to różnica wręcz rewolucyjna, chociaż może nie w pełni zdajemy sobie z tego sprawę. Wszystko w tej wizji świata jest kreacją złożoną z cząstek informacji. Także człowiek dla człowieka. Natomiast takie kategorie pojęciowe jak przestrzeń (która dzieli ludzi) mają teraz, w „globalnej wiosce”, o wiele mniejsze znaczenie.
To pokolenie ma bardziej wyostrzone poczucie tego, że człowiek z człowiekiem komunikuje się nie tyle przez bezpośrednie odczuwanie, ile przez znaki, wyraża się poprzez znaki, staje się sam tekstem do odczytania. A więc faktem językowym, jakby  l i s t e m… aby odczytać trzeba znać alfabet w jakim został napisany. Pociąga to za sobą taki sposób samoopisu, który zadziwiająco przypomina słownictwo operatora-informatyka ─ czy człowiek sobie zdaje z tego sprawę, czy nie.
Stąd nie dziwmy się, gdy napotkamy u Anity utwory operujące takim sposobem opisu. Wydaje się, że można byłoby tu zaliczyć np. wiersz „Kopie zapasowe” (w odniesieniu do człowieka). W wierszu „Antyrealność” świat ludzki wydaje się odmaterializowany, człowiek zaś opisany jako przystrojony w słowa, wyliterowany… W wierszu „Zamówienie”: Tylko ubierz mnie w swoje/ słowa i daj odlecieć/ Z kluczami dzikich ptaków.
         W wierszu „Królowe interpunkcji” czytamy: wiesz/ czasami cisną mi się na usta/ same kropki (…) wielokropkuję moją twarz…Ten sposób myślenia i prezentacji, ta potrzeba skrótowej kondensacji swoich stanów emocjonalnych do lapidarnego znaku pisma nie dziwi u ludzi wyrosłych w epoce wymienianych między ludźmi zredukowanych informacji „w pigułce”. W wierszu „Motylku?” znajdujemy interesujące utożsamienie życia z wygłoszeniem wypowiedzi, nadaniem pewnego komunikatu do… nie wiadomo kogo, ale jego niedokończenie powoduje zakłócenie w polifonicznej „ pieśni świata”: mój smutny (…) nieznany niedokończony/ przerwany w pół zdania.
         Ludzie nie muszą się widzieć, aby obcować ze sobą w przestrzeni wirtualnej. Ale wtedy można dojść do zdumiewającego wniosku, że komunikujący się ze sobą ludzie i cały ich świat, wszystko to buduje się... ze słów i cyfr. Słowo nie jest już elementem dodatkowym dla rzeczywistości zastanej, jej „cieniem”; ono realnie TWORZY rzeczywistość… nawet, jeżeli jest to rzeczywistość oparta na subiektywnej interpretacji. Ponieważ wszystko, co istnieje ─ w tym człowiek dla samego siebie i dla innych, oraz inni dla niego ─ to komunikat poszukujący odbiorcy. I wtedy czytamy wiersz Anity: piszę Cię wciąż/ na  nowo… i już nas to nie zaskakuje.
         To, co nas na pewno w tej poezji uderzy, to niepokój poszukiwań własnej duchowości, zmierzenia się z mroczną i zagadkową podszewką życia, człowieka i świata. Autorka nie odwołuje się do konwencjonalnych, utrwalonych i często skostniałych dróg samookreślenia światopoglądowego i religijnego. W jej wierszach odnajdziemy nieustanne poszukiwanie, przymierzanie, sprawdzanie różnych modeli interpretacji tego, co wokół nas. I o tyle Anita-poetka jest dzieckiem swojej – dla nas tak ciągle szokująco nowej ─ epoki, a jej wiersze można nazwać umownie „spowiedzią dziecięcia wieku”, obrazem niepokojów i wysiłków młodego pokolenia, by jakoś ogarnąć ludzkimi władzami poznawczymi ten świat, zrozumieć go i znaleźć w nim swoje miejsce. Nie tyle go przedstawiać, co interpretować.
         Dużo jeszcze można byłoby napisać o wierszach z najnowszego tomiku Anity Róg, ale wymagania tekstu zamieszczonego jako posłowie narzucają pewne ograniczające ramy, których nie powinno się przekraczać. Należy mi zatem (w ślad za moim znakomitym poprzednikiem, krytykiem Ryszardem Mściszem, autorem posłowia do poprzedniego tomiku) pozostawić wolne pole dla aktywnego odbiorcy, aby podjął trud własnej interpretacji i w ten sposób wziął swój udział w „ożywianiu” na własny użytek zakodowanych w słowach wierszy przeżyć, uczuć i myśli.

                                                                            Mirosław Grudzień





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz