Tytuł czwartego tomiku Anity Róg
zastanawia ─ brzmi mianowicie SZEPTY NIEZNAJOMEJ. Z samego tytułu dowiadujemy
się zatem o jednym, tak właśnie nazwanym, głosie wypowiadającym się w tomiku,
głosie używającym zaimka „Ty” i drugiej osoby liczby pojedynczej. Mamy tu sytuację wnikliwego wsłuchiwania się w ten tajemniczy
głos.
Ale
jest tu też wirtualnie obecny k t o ś, kto się wsłuchuje, kto analizuje to, co
usłyszał, stara się zrozumieć. Jest to,
używając polonistycznego terminu ─ p o d
m i o t liryczny, poetyckie „ja”,
przeżywająca, wrażliwa, ukryta w przestrzeni wiersza dusza. Jest to dusza
żeńska, i to, że zarówno ona jak i Nieznajoma są rodzaju żeńskiego, ma swoje znaczenie.
W trakcie lektury okazuje się, że osią
kompozycyjną tego tomikowego zestawu
poezji w całości, a także dużej części z zawartych w nim wierszy, jest
sytuacja d i a l o g u z drugą osobą, z
tym czy innym „Ty”. W kilku przypadkach dialog ten przybiera literacką postać
listu („Drogi podmiocie liryczny”, „List żołnierza do Ojczyzny”).
Czasami
tym „Ty” jest element przyrody (np. deszcz, motyl), poddany zabiegowi literackiej animizacji.
Czasami to Bóg, Chrystus-Odkupiciel, Ojczyzna, anioł, nawet postaci historyczne
(Juliusz Cezar). Ale główną rozmówczynią jest tajemnicza NIEZNAJOMA. Być może
ten status „nieznajomej” należałoby
wziąć w nawias i cudzysłów, ponieważ z wierszy wynika, że obie te ukryte w
wierszach dziewczęce dusze – „ja” liryczne
przemawiające w pierwszej osobie
i „Ty”, adresatka wypowiedzi, czyli
wspomniana Nieznajoma – dobrze się znają, aczkolwiek sygnalizowana jest
pewna odrębność i obcość. Spierają się
one, dochodzą do porozumienia,
zbliżają się do siebie i oddalają, ale następuje w pewnych punktach
utożsamienie i wzajemne przenikanie, koegzystencja ─ wyrażająca się na przykład
we „wspólnym stroju” („Twój/ mój kostium”).
Nieznajoma,
jak możemy się zorientować, bywa
trzeźwa, krytyczna, czasami wręcz surowa i nieubłagana w wytykaniu
niekonsekwencji i uchybień ─ niekiedy przybiera pozycję lekkiej wyższości,
traktuje swoją rozmówczynię z góry. Coś
nam to przypomina. Tak, postać Nieznajomej przypomina znane z freudowskiej
psychoanalizy superego ─ to ta
„rodzicielska” część psychiki, ustanawiająca normy, standardy zachowań, i
potępiająca ich naruszanie. Ale to jest tylko podobieństwo. Nieznajoma jest to
twór czysto literacki, ktoś powołany do istnienia tylko jako jeden
z głosów tej poezji, poza nią nie istnieje („Twój/ mój kostium”).Jest
tylko głosem, który odzywa się rzadko, częściej się tu mówi DO NIEJ… ale
jest to głos bardzo ważny, znaczeniowo
bogaty.
Pełni rolę służebną, współtworzy
autotematyczną refleksję twórczyni nad
tym, co napisała, jak napisała , i
dlaczego tak, nie inaczej. Jest to zatem ktoś, kogo można nazwać alter ego, „inne ja” duszy przemawiającej
do nas w wierszach. To jest także współistniejące „ja poetyckie”, ale jakby na
innym etapie życia, rozwoju i procesu twórczego ─ wtedy, kiedy te wiersze były
w trakcie powstawania, in statu nascendi. Natomiast jej
adherentka, która wyraża się jako właściwe „ja liryczne” tomiku ─ to jest „ta
z później”, kiedy wiersze są już gotowe.
(Nie przypisuję sobie wyłączności na to
odkrycie, ani jakiegoś cudownego wniknięcia w intencje Autorki ─ sam początkowo
czułem się jak Tezeusz zabłąkany w labiryncie, skazany na własne domysły,
chociaż wyczuwałem, że na pewno chodzi
tu o wewnętrzny duet w jednej osobie. Powyższe rozróżnienie na dwa „ja poetyckie” tego tomiku, zrozumienie istoty tego duetu, podziału ról
między nimi zawdzięczam długim dyskusjom z Autorką, które rozjaśniły mglistość moich domysłów i pozwoliły mi wiele zrozumieć.)
Obie
te wirtualne, wpisane w poetycką rzeczywistość byty są zatem twórczyniami (ta druga raczej
potencjalnie), obie też oceniają ─ przy
czym stroną dyskretnie atakującą jest
Nieznajoma, ta druga raczej się tłumaczy, udziela wyjaśnień. Obie patrzą na
proces pisania wiersza pod nieco innym kątem, inaczej patrzą też na gotowe już wiersze,
owoce dokonanego poetyckiego trudu… i toczą dyskusję, która jest dyskusją
nad sensem i kulisami powstawania wierszy, oraz nad tym, na ile te
konstrukcje zbudowane ze słów odpowiadają temu, co się „w duszy gra”.
Ten
zabieg rozpisania wewnętrznej dyskusji na dialog dwóch głosów należy uznać za bardzo ciekawy. Prezentacja
rozdwojenia, wewnętrznego dialogu i sporu, wyrażającego się jako obcowanie z
własnym sobowtórem, jest zjawiskiem częstym i właściwym poezji. Jej
literackim wyrazem w świecie fikcji prozatorskiej bywa często, zwłaszcza w
bliskim Autorce nurcie horroru i fantasy
─ niepokojący sobowtór; występuje on np. u Edgara Allana Poe, którego
twórczość nie jest obca Autorce i zapewne wywarła na nią pewien wpływ.
Typowe jest to także w bliskim Autorce modernistycznym i
ekspresjonistycznym nurcie literatury. Można tu wymienić hiszpańskiego poetę Antonio
Machado, należałoby także wspomnieć słynne zdanie Artura Rimbauda: „ja to ktoś
inny”. Od czasu do czasu poeci, na gruncie polskim np. Czechowicz
i Baczyński, prezentowali w swoich wierszach poczucie, że „jest we mnie
wiele „<ja>”, istniejących równocześnie albo na różnych etapach rozwoju.
W psychologii współczesnej odpowiednikiem takiej „wielości w jedności” jest
koncepcja wielu pod-osobowości składających się na ludzką tożsamość
(psychosynteza R. Assagiolego).
Takie
„odmienne stany świadomości”, często niezbyt zrozumiałe dla zjadaczy chleba,
wynikają z wysubtelnionej wrażliwości duszy artystycznej. Ale tutaj chodzi przede wszystkim o celowy zabieg
─ o świadome zastosowanie pomysłu sobowtóra jako pewnego chwytu literackiego,
aby umożliwić przez to wyrażenie niejednoznaczności i komplikacji wydobywania
się poetyckiego słowa z wnętrza twórcy.
A także, aby wyrazić kilka refleksji na temat samego poety i jego tożsamości.
Jak
z tego wynika, młodziutka poetka jest obdarzona zdumiewająco dojrzałą i wyjątkową
w tym wieku świadomością tego, na czym
polega magia słowa poetyckiego, jakie
jest jej „drugie dno”, jakie czynniki biorą udział w tworzeniu
wierszy, jakie przy tym powstaje napięcie pomiędzy zamierzonym twórczym celem
i jego realizacją.
W
wierszu „Zadanie do kwadratu” autorka z dozą lekkiej autoironii pisze: Słowa muszą zacząć/ w końcu myśleć/ jak się
prezentują. Zaczynamy podejrzewać tu coś, co moglibyśmy nazwać
dezintegracją, zachwianiem samoidentyfikacji. Ale bądźmy spokojni, jeśli nawet
jest to pewien kryzys, to jest to konieczny etap drogi do przebycia. Pojawienie
się rozdwojenia tożsamości twórczej sygnalizuje zmianę wewnętrzną i pewien przełom w rozwoju poetyckim
Autorki. Towarzyszy temu bowiem symptomatyczne
hasło „żegnaj ciszo”, które brzmi jak deklaracja i manifest
poetycki. Poprzedni tomik Anity nazywał się przecież PISANE CISZĄ, ta cisza
widniała na jej poetyckim sztandarze, krystalizowała się z tomiku na
tomik jako coś charakterystycznego dla
dotychczasowej poezji Anity ─ i jako swoista „dziurka od klucza”,
pozwalająca nam, odbiorcom, podglądać, jak wygląda inspiracja
poetki prowadząca do powstania wiersza.
Hasło
„cisza” sugerowało pewną izolację od otoczenia, odcięcie się od zgiełku świata,
skierowanie czujnej uwagi do wewnątrz, jakby medytacyjne skupienie. Ale też…
zdanie się na potok wrażeń i myśli, na ten jungowski „podziemny strumień”
emocji i obrazów w duszy poety, co oznacza wielką spontaniczność ekspresji
słownej i jej przelewania na papier. I tak spontanicznie rodziły się te
wiersze, tak jak je poetka w sobie czuła,
jakby bez przemyślanych zabiegów kształtujących ten potok wypowiedzi.
Oznacza to duży udział podświadomości, a za to pewien niedostatek świadomej
kreacyjnej refleksji: jak ja to robię. Inaczej mówiąc: świadomości własnego
niepowtarzalnego stylu i warsztatu twórczego.
W
wierszu „Cień nieznajomej” ta dusza pisząca stwierdza, że „pisanie ciszą”
powodowało jednak pewną ułomność, defekt
─ uszy są już „okaleczone ciszą”. Dokonująca się we wnętrzu poetki dyskusja
kieruje teraz uwagę z uszu (wsłuchiwanie się) na oczy (ogląd), i to w
kontekście patrzenia na samą siebie w lustrze. Takie spojrzenie
w lustro na własną twarz budzi krytycyzm, wzrok nieubłaganie wypatruje
usterek i niedoskonałości szczegółów oraz złożonej z nich całości.
Budzi zdolność o c e n y syntetycznej samej siebie i tego, czego
dokonała.
I właśnie
w tym obecnym tomiku następuje przełom. Poetka pisze i ocenia
napisany wiersz patrząc „z boku”, z dystansem ─ na całą tę drogę od
wewnętrznego przeżycia do gotowego kształtu słownego. Mamy tu więc o wiele
większy udział refleksji ex post
i samooceny. A więc: żegnaj
ciszo/ pora się obudzić/ wyrwać z twoich uścisków („Żegnaj, ciszo”).
Jak
wygląda taka nowa autorefleksja poetki, odkrywamy w wierszu „Zdjęłam z siebie
ciszę”: … czuję się trochę nieswojo/
nieznajomo/ w nowych kolorach rzeczywistości (…) słowa sięgają mnie/ jak
płomienie/ chcą się wydostać/ i niszczyć. Mamy tu sygnał uświadomienia
sobie, że tworzenie, a w tym przypadku tworzenie wierszy, ma swoja
cenę ─ za wszystko się płaci, zachodzi tu sprzężenie zwrotne, napisane słowa
wracają do twórcy i (jak pisał m.in. Czesław Miłosz) stają się siłą
wywierającą wpływ na psyche i na los poety, a także na jego
odbiorców. Może to być także niekiedy siła destrukcyjna, niszcząca ─ tak działa
tajemnicza magia poezji. Za wypowiadane słowo trzeba zatem brać
odpowiedzialność.
Aby
umiejętnie posługiwać się tymi magicznymi siłami, należy stać się bardziej
czynnym uczestnikiem procesu tworzenia, poprzez ćwiczenie, stopniowe nabywanie
coraz większych umiejętności ─ nauczyć
język chodzić („Cień Nieznajomej”). Pojawia się tutaj też ciekawa
autorefleksja nad postulatem autentyzmu i szczerości, wyrażania siebie w
wierszach. Powstaje pytanie, jak dalece jest to możliwe, skoro piszący „podmiot
liryczny” sam siebie do końca nie zna, nie potrafi udanie ogarnąć... bez
udziału drugiego człowieka. I tu pada pytanie o rolę odbiorcy w dziele
wspólnej rekonstrukcji tej mówiącej do nas duszy dziewczęcej, ukrytej w tomiku
jak duch w magicznej lampie Aladyna. Pojawia się rozwijana później myśl, że
człowiek dla człowieka jest układem znaków zapisanym w kodzie, które trzeba
najpierw starać się „złamać”, rozszyfrować ─ i pisanie wierszy jest wołaniem o
takiego współaktywnego odbiorcę-deszyfranta. Słowa takie padają pod adresem
„podmiotu lirycznego” z ust Nieznajomej: Jakbyś chciał zostawić/ Po sobie trop. Być zagadką/ I błagać
bezgłośnie, aby ktoś/ Cię rozwiązał.
Jest
to, trzeba to stwierdzić z uznaniem, wysoki stopień dojrzałości i świadomości twórczej.
Oznacza ostateczne zerwanie z niebezpieczeństwem maniery, w którą
popadają zwykle zaczynający pisać poetyccy nowicjusze ─ mam tu na myśli
momenty, kiedy twórca przedstawia się jako „poeta naiwny”, rodzaj dzikuska,
któremu coś w duszy gra i on to wyraża, ale sam twórca nie bardzo wie, co
i skąd to do niego płynie, do kogo to adresuje i w jakim celu.
Bezradnie chowa się wtedy za maskę jakiegoś mało refleksyjnego dziecka natury,
nieuświadomionego medium, które TYLKO coś wyraża...i nic więcej.
A
co z dotychczasową towarzyszką-inspiratorką poetki ─ ciszą? Jakby przestaje
nadążać za zmianami, które się w poetce dokonują, pozostaje nieco w tyle: cisza patrzy w moją twarz/ jak
w otwarte drzwi domu/ które huragan dawno/ porwał w inne królestwa („Pobudka”).Mamy
tu wyczuloną świadomość wielowymiarowości i przemienności bytu ludzkiego, na co
składa się świat i zewnętrzny, i to, co przeżywamy od wewnątrz
w różnych aspektach czasu ─ jako pamięć i przeszłość, jako aktualnie
odbieraną teraźniejszość i jako oczekiwaną, wyobrażaną przyszłość. Dusza poetki
odbywa podróż po tych „wymiarach” i między nimi, poetyckie słowo staje się
nie tylko ufnym zapisem myśli, emocji, ale świadomym, przemyślanym aktem
twórczym, który ma swój projekt, intencję i cel - stąd poetka czuje się
teraz zawieszona między/ ciszą
a słowem („Pa”).
Odczuwa
swoją obecność w niejednoznaczny sposób, stwierdzając wyraźną nieprzystawalność
ludzkiej głębi przeżyć, wewnętrznej bogatej potencjalności ─ do uproszczonego
modelu funkcjonowania, w który życie nas wtłacza: Jestem i mnie nie ma/ w świecie w którym/ wszystko jest na tak lub
nie („Pomiędzy”).
Samoocena
własnej poezji dostrzega potrzebę równowagi pomiędzy ładunkiem emocjonalnym
zawartym w wierszach („Przesiąknięte tęsknotą”) i świadomością
funkcji kreatorskiej poety, tworzącej ze słów nowe byty, co przypomina stosunek
między matką i nowo narodzonym dzieckiem: Chcę cię mieć bliżej/ Moje słowo/ Utulić/ Ukołysać/ Nadać Ci imię/ Gdy
powołam Cię na świat. Towarzyszy temu wręcz pascalowska refleksja egzystencjalna,
bolesne poczucie bezsilności ludzkiej „trzciny myślącej”: jak bańka mydlana/ stworzona nie z własnej winy/ i pękać nie
za własnym dotykiem. Stwierdza się tutaj niesamoistność ludzkiego
istnienia, ale kwestia tego, który życie daje i odbiera ─ Boga ─ opatrzona
jest znakami zapytania. Pierwszy wiersz otwierający tomik to klasyczna
inwokacja, mająca jako adresata postać typową dla dziecięcej religijnej
ufności, Anioła Stróża. Z tą dziecięcą ufnością już nie jest tak, jak
było: wiara nie chce/ przejść przez moje
wargi/ wróć/ nie chcę składać stosu/ spopielałych piór…
Zamiast
prostej ufności zaczynamy dostrzegać w tej poezji drastyczne konfrontacje
ideału z realnym stanem rzeczy ─ co wiąże się z rozczarowaniami, spowodowanymi
przez świat ludzi, którzy nie przestając
żywić marzeń, popadają w rozdwojenie pomiędzy deklarowanymi normami…
i niezgodną z nimi życiową praktyką.
Jest
to jednak tylko jedna z twarzy przeżywanego kryzysu światopoglądowego. W
twórczości Anity widać także pewien opór przeciwko bezkrytycznej akceptacji
powszechnie uznanych stereotypów, brak skłonności do godzenia się z tym,
co w gruncie rzeczy jest przerażającą, okrutną i niesprawiedliwą
twarzą świata. A także, w tym konkretnie wierszu, do godzenia się z naruszoną
równowagą pewnego typu kultu ojczyzny, domagającego się bardzo jednostronnie
ciągle nowych ofiar krwi i pochwalających je jako niemal jedyny właściwy
wyraz patriotyzmu. Dostrzegamy to w „Liście żołnierza do ojczyzny”: …kochałem się w twojej białej wiośnie/ nie w
topielicy ubranej w królewską czerwień (…) Byłaś mi matką/ która nie powinna
patrzeć na kaźń dzieci.
Pomiędzy
wierszami poruszającymi temat Ojczyzny i tymi adresowanymi do Boga mieści
się wiersz „Obiecany kraj”, prezentujący
losy Polski w paraleli z losami biblijnego ludu Izraela z czasów
Mojżesza, stylizowany na dawną rymowaną modlitwę. Z kolei wiersz „Pierwsza
modlitwa” konstatuje rozziew pomiędzy nakazami nauki Chrystusa i realnym
stosowaniem ich przez ludzi w praktyce : „i odpuść nam nasze winy”/ od których wciąż umywamy/ ręce i zakładamy
maski… Podobny ton pobrzmiewa w wierszu „Zwiastowałeś , Gabrielu…”.
Mamy
w tomiku garść wierszy, które sygnalizują nutę mistyczną, nutę w relacji z
Bogiem, zauważa się tu wpływ lektury Biblii, a zwłaszcza Psalmów. Jest to np.
„Kierunek: Niebo”. Ale jest też wiersz „Potop”, o zupełnie innym tonie, to
dosyć niesamowita wizja Boga dokonującego łagodnego, dyskretnego „resetu”
świata, w takiej konwencji niby-cyfrowej, co jest bliskie pewnym hipotezom
nowoczesnej fizyki o cyfrowym charakterze naszej rzeczywistości. Lektury
biblijne Autorki zostawiły pewien ślad stylistyczny także w wątku
apokaliptycznym ─ to naszkicowana kilkoma kreskami miniatura poetycka „Dies
irae”, wyrażona w poetyce bliskiej ekspresjonizmu. Odmienny charakter ma
wzruszający, uczuciowy wiersz „Na Krzyżu” , szukający ratunku i wsparcia w
wizji umęczonego Chrystusa.
Mamy
w zbiorku cały cykl wierszy adresowanych do postaci z legend i historii, w tym
także „historii świętej ” Biblii i chrześcijaństwa. Są to wiersze „Upadli”
(to o upadłych aniołach), „Kain szuka Abla”, „Od króla Marka” (konwencja listu;
do legendarnej Izoldy), „Topielisko w Beckford” (motyw czarownic
z „gotyckiego” nurtu literatury fantasy), „Przybyłem, zobaczyłem,
zwyciężyłem” (do Juliusza Cezara). Są to pewne literackie próby
przewartościowania konwencjonalnych wyobrażeń o popularnych postaciach,
zobaczenia ich oraz ich czynów z innej strony niż się to zwykle czyni.
W
wierszu poświęconym Cezarowi pojawia się silny ton etyczny: Chwała i krew nie mają za grosz/ Harmonii
razem. Dochodzi też do głosu refleksja natury iście filozoficznej: Blask i cień mają swoje miejsce/ W
świecie (…) rzucają sobie rękawice i zapominają podać ręki… Przypomina
się tutaj także wiersz „Oczami jesieni” , gdzie mimochodem rzucona zostaje
uwaga: Żaden cień sam nie może istnieć ─ jakby
polemiczne odwrócenie operujących tymiż kategoriami myśli Miłosza i Bułhakowa
(u Miłosza: „Co nie ma cienia/ istnieć nie ma siły”).
Zauważamy
też rozproszony po całym tomiku cykl wierszy, które mają charakter rozmowy z
jakimś elementem przyrody po literacku ożywionym ─ „Deszcz”, „Ciemności”, „Dla
jaśminu”, wreszcie udana miniatura „Dzień”, kreśląca lapidarnie grę promieni
słonecznych kilkoma oszczędnymi słowami: igła
i złota nić/ i szyć i szyć/ minutę po minucie/ cel gobelin. Stanowi
to rozwinięcie antycznego horacjańskiego motywu carpe diem ─ „chwytaj dzień”, podobnie jak wiersz „Moje dziś i
jutro”. Pojawia się nawet personifikowane żywe stworzenie („Motylku?”). „Ja
liryczne” rozmawia z nimi jak z kimś bliskim, zaprzyjaźnionym. Można byłoby się
tu odwołać do myśli Colina Wilsona: artysta-poeta bywa pewnego rodzaju
odmieńcem, wiecznym outsiderem, niezbyt rozumianym przez otoczenie, któremu
bliższe bywają skały i chmury niż wielu ludzi …
Pojawia
się w tomiku też oczywiście wirtualny adresat rodzaju wyraźnie męskiego,
nazwijmy go „On”. Rozpiętość klimatu i napięcia relacji jest duża, od
idealnego związku bliźniaczych dusz („Parabatai”; rodem z literatury fantasy) do układu nacechowanego
spięciami, zawiedzionymi oczekiwaniami, rozczarowaniami („Delirium”, „Konwalią
jestem”, „Judaszowe pocałunki”).
Repertuar
twórczej ekspresji i słowa, jego nastroju i klimatu jest tu zatem bogaty.
Od przenikliwej, bezlitosnej, pozbawionej złudzeń drapieżności („Mona Lisa”,
„Drobne nieporozumienia” „Pierwsza modlitwa”) do wielkiej łagodności,
przechodzącej w melancholię, nostalgię, smutek („Mój skarb”, „Niemy opis”,
„Motylku?”). Odrębną kategorię stanowią wiersze-eksperymenty słowne, osadzone
na pomyśle zabawy semantycznej cząstkami słów („Pa”, „O nas” ).
Trzeba
podkreślić oczytanie Autorki , i to na różnych obszarach lektur, od typowej dla
naszego czasu, rozkwitającej literatury i filmu fantasy do Biblii („Kain szuka
Abla”, „Dies irae”, „Potop”). W wierszu „Parabatai” dostrzegamy np. reperkusje
serialu „Shadowhunters” i powieści Cassandry Clare o gotyckim
klimacie. Mamy tu zainteresowania młodej Autorki nurtem „gotyckim” prozy,
dziedzictwem ekspresjonizmu w literaturze i w sztukach plastycznych (Autorka
sama tworzy obrazy i grafiki; można założyć pewien wpływ twórczości Zdzisława
Beksińskiego). Ale także mądrym, niekomercyjnym, szeroko rozumianym nurtem fantasy, poczynając od zauważalnej w
poprzednich tomikach fascynacji Małym
Księciem, i ukrytej za nimi ezoterycznej wizji świata. Drugi biegun to
pewien zalążek oryginalnej mistyki, objawiający się w wierszach powstałych
na kanwie lektur biblijnych psalmów, czego ślad można odnaleźć w stylistyce
pewnych wierszy, zwłaszcza „Kierunek: Niebo” Dodajmy tu czytelne zamiłowanie do
antyku i jego kultury, do poezji języka łacińskiego. Jest to zakres
selektywny, ale szeroki, świadczy o świadomym poszukiwaniu wzorców literackich
i mentalnych.
I
wreszcie obserwujemy rys pokoleniowy, który jest także signum temporis naszej epoki. Autorka nie byłaby dzieckiem epoki
cyfrowej, gdybyśmy w jej poezji na natrafiali na ślady „mentalności cyfrowej”.
To jej pokolenie, oswojone od dziecka z rzeczywistością wirtualną, z Internetem
i komputerami, które postrzega wiele rzeczy inaczej niż my. Dodać tu trzeba
zdumiewające teorie i hipotezy fizyki kwantowej, sprzężone z falą
wszelkiego typu ezoteryki, bo przecież mamy epokę postmodernistyczną, epokę New
Age, jak to niektórzy nazywają: „Erę Wodnika”... Do tego pokolenia trafia
z narzucającą się oczywistością jedna z hipotez nowoczesnej fizyki:
w opisie świata i jego podszewki dotychczasowy podział na materię
i energię okazuje się niewystarczający, stąd padają propozycje, aby
ujmować rzeczywistość w taki sposób, że wszystko jest przepływającą informacją,
w pewnego rodzaju polu informacyjnym wszyscy jesteśmy zanurzeni i przez
nie ukształtowani, trzeba to odebrać i odczytać. Świat w tej koncepcji
jawi się jako księga znaków, wymagających rozszyfrowania, dekodowania.
W porównaniu z naszym newtonowsko-kartezjańskim, mechanistycznym
modelem rzeczywistości, jest to różnica wręcz rewolucyjna, chociaż może nie w
pełni zdajemy sobie z tego sprawę. Wszystko w tej wizji świata jest kreacją
złożoną z cząstek informacji. Także człowiek dla człowieka. Natomiast takie
kategorie pojęciowe jak przestrzeń (która dzieli ludzi) mają teraz, w
„globalnej wiosce”, o wiele mniejsze znaczenie.
To pokolenie ma bardziej wyostrzone
poczucie tego, że człowiek z człowiekiem komunikuje się nie tyle przez
bezpośrednie odczuwanie, ile przez znaki, wyraża się poprzez znaki, staje się
sam tekstem do odczytania. A więc faktem językowym, jakby l i s t e m… aby
odczytać trzeba znać alfabet w jakim został napisany. Pociąga to za sobą taki
sposób samoopisu, który zadziwiająco przypomina słownictwo
operatora-informatyka ─ czy człowiek sobie zdaje z tego sprawę, czy nie.
Stąd nie dziwmy się, gdy napotkamy u
Anity utwory operujące takim sposobem opisu. Wydaje się, że można byłoby tu
zaliczyć np. wiersz „Kopie zapasowe” (w odniesieniu do człowieka). W wierszu
„Antyrealność” świat ludzki wydaje się odmaterializowany, człowiek zaś opisany
jako przystrojony w słowa, wyliterowany…
W wierszu „Zamówienie”: Tylko ubierz
mnie w swoje/ słowa i daj odlecieć/ Z kluczami dzikich ptaków.
W
wierszu „Królowe interpunkcji” czytamy: wiesz/
czasami cisną mi się na usta/ same kropki (…) wielokropkuję moją twarz…Ten
sposób myślenia i prezentacji, ta potrzeba skrótowej kondensacji swoich stanów
emocjonalnych do lapidarnego znaku pisma nie dziwi u ludzi wyrosłych w epoce
wymienianych między ludźmi zredukowanych informacji „w pigułce”. W wierszu
„Motylku?” znajdujemy interesujące utożsamienie życia z wygłoszeniem wypowiedzi,
nadaniem pewnego komunikatu do… nie wiadomo kogo, ale jego niedokończenie
powoduje zakłócenie w polifonicznej „ pieśni świata”: mój smutny (…) nieznany niedokończony/ przerwany w pół zdania.
Ludzie
nie muszą się widzieć, aby obcować ze sobą w przestrzeni wirtualnej. Ale
wtedy można dojść do zdumiewającego wniosku, że komunikujący się ze sobą ludzie
i cały ich świat, wszystko to buduje się... ze słów i cyfr. Słowo nie jest już
elementem dodatkowym dla rzeczywistości zastanej, jej „cieniem”; ono realnie
TWORZY rzeczywistość… nawet, jeżeli jest to rzeczywistość oparta na
subiektywnej interpretacji. Ponieważ wszystko, co istnieje ─ w tym
człowiek dla samego siebie i dla innych, oraz inni dla niego ─ to komunikat
poszukujący odbiorcy. I wtedy czytamy wiersz Anity: piszę Cię wciąż/ na nowo… i
już nas to nie zaskakuje.
To,
co nas na pewno w tej poezji uderzy, to niepokój poszukiwań własnej duchowości,
zmierzenia się z mroczną i zagadkową podszewką życia, człowieka i świata.
Autorka nie odwołuje się do konwencjonalnych, utrwalonych i często skostniałych
dróg samookreślenia światopoglądowego i religijnego. W jej wierszach
odnajdziemy nieustanne poszukiwanie, przymierzanie, sprawdzanie różnych modeli
interpretacji tego, co wokół nas. I o tyle Anita-poetka jest dzieckiem swojej –
dla nas tak ciągle szokująco nowej ─ epoki, a jej wiersze można nazwać umownie
„spowiedzią dziecięcia wieku”, obrazem niepokojów i wysiłków młodego
pokolenia, by jakoś ogarnąć ludzkimi władzami poznawczymi ten świat, zrozumieć
go i znaleźć w nim swoje miejsce. Nie tyle go przedstawiać, co interpretować.
Dużo
jeszcze można byłoby napisać o wierszach z najnowszego tomiku Anity Róg,
ale wymagania tekstu zamieszczonego jako posłowie narzucają pewne ograniczające
ramy, których nie powinno się przekraczać. Należy mi zatem (w ślad za moim
znakomitym poprzednikiem, krytykiem Ryszardem Mściszem, autorem posłowia do
poprzedniego tomiku) pozostawić wolne pole dla aktywnego odbiorcy, aby podjął
trud własnej interpretacji i w ten sposób wziął swój udział w „ożywianiu” na
własny użytek zakodowanych w słowach wierszy przeżyć, uczuć i myśli.
Mirosław Grudzień
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz