Urodzony 9 stycznia 1930 roku w Krakowie. Przez całe
życie związany z Mielcem. Absolwent Liceum Mechanicznego w Dębicy. W latach
1951 – 1953 był słuchaczem Wyższej Szkoły Oficerskiej Wojsk Lotniczych w
Dęblinie na Wydziale Pilotażu. Absolwent Wydziału Metalurgicznego
Akademii Górniczo - Hutniczej w Krakowie (1969). Członek Stowarzyszenia
Szarych Szeregów. Pilot szybowcowy i samolotowy - członek Aeroklubu Mieleckiego
im. Braci Działowskich w Mielcu. Pracownik WSK – PZL Mielec, aż do
momentu przejścia na emeryturę - wykładowca w
Zespole Szkół Technicznych w Mielcu. Autor
licznych artykułów w prasie lotniczej i regionalnej. Uprawia poezję,
jest
autorem prozy i fraszek. Członek MTL Mielec. Za swoją aktywność twórczą
odznaczony
został odznaką „Zasłużony Dla Kultury Polskiej” (2011). Jego debiutem
autorskim
była w 2003 roku powieść autobiograficzna „Na skrzydłach jastrzębia”.
Wielokrotny zdobywca laurów w konkursach literackich ogólnopolskich i
regionalnych. Jego poezja trafiła do almanachów Grupy „Słowo”: „Z
podróży na
wyspy słowa”(2007), „W rytmie słowa” (2009), „Zanurzeni w słowie” (2011)
oraz
tomu miast partnerskich „W dalszej i bliższej perspektywie” („So fern
wie
nah”) z tego samego roku. W roku 2009 ukazał się jego debiutancki tomik
poezji
„Wiersze życiem pisane”, w roku 2010 „Nie dla sławy sięgam po pióro” i
paradokumentalna
książka „Czas przerwać milczenie”. W roku 2011 wspólnie z Magdaleną
Korzeń
wydał tomik „Siła słowa, magia flesza”, a ponadto jego wiersze, fraszki,
i
opowiadania trafiły do „Artefaktów” – Mieleckiego Rocznika Literackiego
(2012-2016). W roku 2014 wydał tomik poezji „Miszmasz” i „Fraszki”, a
2015 „Z
płomieni pamięci”. Zmarł 21 czerwca 2017r. w Chorzowie, został pochowany na Cmentarzu Parafialnym w Mielcu.
Barbórka
Święta Barbaro
patronko górników
Chroń blaskiem
swej niewinności
swych podopiecznych
z podziemnego mroku
Ze Śląska Wieliczki
i tych co w Sanoku
Nie żałuj im niczego
w szczególności zdrowia
W największym wymiarze
Gdyż inne dobra
co na tej ziemi
mogą kupić
lub otrzymać w darze
Szczęść Boże
Święta Barbaro
patronko górników
Chroń blaskiem
swej niewinności
swych podopiecznych
z podziemnego mroku
Ze Śląska Wieliczki
i tych co w Sanoku
Nie żałuj im niczego
w szczególności zdrowia
W największym wymiarze
Gdyż inne dobra
co na tej ziemi
mogą kupić
lub otrzymać w darze
Szczęść Boże
Biało Czerwona
Pamiętać będziemy
Zroszone krwią
biało czerwone szachownice
polskich dywizjonów
walczących pilotów
Na Londynem
Warszawą Berlinem
Zapamiętamy
Ich skuteczność i męstwo w boju
w Królewskich Siłach Powietrznych
z dala od rodzinnych stron
Pamiętamy
Bojowe loty
nie tylko z elitarnego 303
każdy z polskich pilotów
życie poświęcić był gotów
Zachowamy w pamięci
Waleczność i ofiarność
polskich lotników
Z dumą wspominając
o ich patriotyzmie i męstwie
Szczególnie
Tych którzy spoczęli na zawsze
w Zjednoczonym Królestwie
Ich dusze w ostatnim locie
wzleciały ku nieskończoności
ciała w milczeniu otuliła ziemia
Nam
o ich bohaterstwie
pozostały wspomnienia
Zroszone krwią
biało czerwone szachownice
polskich dywizjonów
walczących pilotów
Na Londynem
Warszawą Berlinem
Zapamiętamy
Ich skuteczność i męstwo w boju
w Królewskich Siłach Powietrznych
z dala od rodzinnych stron
Pamiętamy
Bojowe loty
nie tylko z elitarnego 303
każdy z polskich pilotów
życie poświęcić był gotów
Zachowamy w pamięci
Waleczność i ofiarność
polskich lotników
Z dumą wspominając
o ich patriotyzmie i męstwie
Szczególnie
Tych którzy spoczęli na zawsze
w Zjednoczonym Królestwie
Ich dusze w ostatnim locie
wzleciały ku nieskończoności
ciała w milczeniu otuliła ziemia
Nam
o ich bohaterstwie
pozostały wspomnienia
Nieśmiertelna
W duszy mej
szukam wartości
zanikającego czasu
Od poczęcia
zespolona z ciałem
niezniszczalna
Dusza
stworzona z niczego
jak twierdzą
niedoścignieni
w umysłach
To ziemski wyróżnik
nieporównywalny
z innymi wartościami
W wszechświecie
ponad czasowa
Siedziba ludzkich cnót
decydująca o zachowaniu
Dusza posiadająca
największy sens
swą niewyobrażalnością
Miłość
Miłość
podobno trwa
od pierwszego wejrzenia
To frazes
trudno w to uwierzyć
Miłość
wymaga ciszy
a nie pożądania
w momencie pierwszych
spojrzeń
Jeśli mówisz
kocham
a nie wierzysz
własnemu uczuciu
zaniechaj tego słowa
obłudny kochanku
spod znaku
przelotnego amanta
Zwątpienie
Widzisz tylko
zło we mnie
Nie dostrzegasz
sensu życia
wrażliwej miłości
Błądzisz w swych myślach
brak Ci odwagi
w ujawnianiu prawdy
Spragniona
chcesz mieć kochanka
zaspokajającego
Twe pożądanie
Daję Ci tylko siebie
i aż siebie
a nie erupcję uczuć
Nie żądam
nie proszę o wiele
lecz o zrozumienie
Wyzwolenie
Jesienny zmierzch
zaglądał nieśmiało
w okna zadymionego pokoju
Ogień w kominku
dogasał niedbale
Piłsudski nie spał
spoglądał na mapę Europy
Nikłe języki ognia
migotały w lustrzanym
odbiciu jego źrenic
Drgnął
unosząc rękę odłożył
dogasającego papierosa
Który to już dziś
która filiżanka kawy
tylko mimika twarzy
zdradzała retoryczne pytania
Zmarszczone czoło
zmrużone powieki
wsparty ręka podbródek
świadczyły o wielkim
wewnętrznym niepokoju
Naczelnik z żołnierską
wrażliwością spełnianej roli
rozmyślał nad losem
wyzwolonej Polski
po długich latach niewoli
Trzynastka
To nie androny
frazesy banały
lecz prawda szczera
Choć cyfra ponoć przewrotna
dla nas szczęśliwa
od pierwszych chwil
poznania
Historycznie z trzynastką
związany jest początek
późniejszej znajomości
radości w małżeństwie
Dojrzałej miłości
To szczęśliwe wczoraj
spokojne dziś
gwarancja jutra
podobno trwa
od pierwszego wejrzenia
To frazes
trudno w to uwierzyć
Miłość
wymaga ciszy
a nie pożądania
w momencie pierwszych
spojrzeń
Jeśli mówisz
kocham
a nie wierzysz
własnemu uczuciu
zaniechaj tego słowa
obłudny kochanku
spod znaku
przelotnego amanta
Zwątpienie
Widzisz tylko
zło we mnie
Nie dostrzegasz
sensu życia
wrażliwej miłości
Błądzisz w swych myślach
brak Ci odwagi
w ujawnianiu prawdy
Spragniona
chcesz mieć kochanka
zaspokajającego
Twe pożądanie
Daję Ci tylko siebie
i aż siebie
a nie erupcję uczuć
Nie żądam
nie proszę o wiele
lecz o zrozumienie
Wyzwolenie
Jesienny zmierzch
zaglądał nieśmiało
w okna zadymionego pokoju
Ogień w kominku
dogasał niedbale
Piłsudski nie spał
spoglądał na mapę Europy
Nikłe języki ognia
migotały w lustrzanym
odbiciu jego źrenic
Drgnął
unosząc rękę odłożył
dogasającego papierosa
Który to już dziś
która filiżanka kawy
tylko mimika twarzy
zdradzała retoryczne pytania
Zmarszczone czoło
zmrużone powieki
wsparty ręka podbródek
świadczyły o wielkim
wewnętrznym niepokoju
Naczelnik z żołnierską
wrażliwością spełnianej roli
rozmyślał nad losem
wyzwolonej Polski
po długich latach niewoli
Trzynastka
To nie androny
frazesy banały
lecz prawda szczera
Choć cyfra ponoć przewrotna
dla nas szczęśliwa
od pierwszych chwil
poznania
Historycznie z trzynastką
związany jest początek
późniejszej znajomości
radości w małżeństwie
Dojrzałej miłości
To szczęśliwe wczoraj
spokojne dziś
gwarancja jutra
Pamięci Marii
Kaczor
non omnis moriar
Ciężko wyrazić słowami
rozmiar bólu spowodowany
Twym odejściem
Droga nam Mario
Pogrążyłaś w smutku Rodzinę
grono słuchaczy
Uniwersytetu Trzeciego Wieku
Stąd trudne zadanie
opisać Twe bogate
i duchowe życie
Wierna ideałom
czynami pisałaś swego życia kartę
Pozostaniesz w naszej pamięci
jako pomnik trwały
na zawsze i wszędzie
Zaś ziemia po której
w trudach kroczyłaś
niech Ci lekką będzie
Żegnaj
non omnis moriar
Ciężko wyrazić słowami
rozmiar bólu spowodowany
Twym odejściem
Droga nam Mario
Pogrążyłaś w smutku Rodzinę
grono słuchaczy
Uniwersytetu Trzeciego Wieku
Stąd trudne zadanie
opisać Twe bogate
i duchowe życie
Wierna ideałom
czynami pisałaś swego życia kartę
Pozostaniesz w naszej pamięci
jako pomnik trwały
na zawsze i wszędzie
Zaś ziemia po której
w trudach kroczyłaś
niech Ci lekką będzie
Żegnaj
ZIEMIA
ziemio geoido ziemio maso ognista,
od wieków rozpalona, jak żagiew płomienista.
przez Ptolemeusza w wszechświat uniesiona,
przez Kopernika na wieki ruszona.
wędrujesz we wszechświecie po drogach przestrzennych,
zmieniasz swe oblicze w ciemnościach bezdennych.
szukasz dla się ciepła w swej dalekiej gwieździe,
leżysz w jej orbicie jak ptak w swoim gnieździe.
sama świecisz w ciemnościach, lecz światłem odbitym,
jesteś jakby zwierciadłem w planet globie skrytym.
chcieć cię zbadać ziemio ileż trzeba trudu,
ileż ofiar śmierci wśród uczonych ludu.
ściągasz jak magnes na swe łono szare,
według praw Newtona chociaż bardzo stare.
wydajesz z siebie płody z swej twórczej natury,
gościsz na sobie rzeki i przepiękne góry.
piękno twojej przyrody opiewają wieszcze,
grzebiesz w sobie zmarłych, wołając wciąż jeszcze!
kończąc opowieść o twym pięknym globie,
w końcu i ja złożę swoje ciało w Tobie.
BEZSILNOŚĆ
coraz trudniej ogarnąć myślami
ziemski majestat prawdy,
to z jego powodu łatwo zauważyć
niesprawiedliwość, ludzkie nieszczęścia
i codzienne zgryzoty
paradoksalnie nie popełniam błędu konstatując,
to człowiek człowiekowi od zarania dziejów
sprawia kłopoty.
przykłady potwierdzają, że nawet od momentu
biologicznej zygoty.
coraz trudniej zaprzeczać takiemu stwierdzeniu,
liczne przykłady na zło dostarcza codzienność
czasami nawet nie bezpośrednio, ale przez jego
nieprzewidywalną odmienność.
w marazmie zła i nieprawości płodzimy nowe pokolenia
niezależnie od wiedzy jak i zamożności
obojętnie na której półkuli czynimy z życia koszmar.
niewiarygodne, ale w powadze obowiązującego prawa
dokonujemy tych okropności,
niekiedy w świadomej zaciekłości.
stąd morał a nawet uzasadnione przekonanie,
że choć złorzecząc to żyć musimy
w totalnej bezsilności!
GRZECH
byłem grzesznikiem, choć nie zdążyłem zgrzeszyć,
płakałem, choć powinienem się cieszyć,
gdy on pierworodny w spadku po Adamie i Ewie
znikał na zawsze z mej duszy
z ostatnią kroplą wody chrzcielnej.
nic nie rozumiałem, ale uśmiechałem się
być może z wdzięczności,
gdy kapłan wypowiadał moje imię — Mieczysław
w majestacie ciszy kościelnej.
z zaciekawieniem patrzyłem na chrzestnych,
biologicznych rodziców,
na ich twarze skupione, lecz pełne radości,
szczęśliwe z dokonanego sakramentu chrztu,
na długą ziemską drogę niedoskonałości.
wiem jak bardzo trudno oprzeć się pokusom świata
tonącego w swawoli,
zostałem ponownie grzesznikiem, ale już z własnej
i nieprzymuszonej woli.
Wiatr
siłą aktywności
na przemian łamie
i gładzi gałęzie
pobudza wyobraźnię
nieokiełznany
nie uspokaja duszy
rozedrganych myśli
niewidzialną energią
podmuchu
przelatuje skrycie
pomiędzy listowiem
pustkę zostawia
nie stara się
zatrzymać piękna
stworzonego
rozkoszą chwili
Łzy
Krople padającego deszczu
mieszane z łzami
spływają po bladej
zapłakanej twarzy.
Zastanawiająca różnica
w specyfice smaku
zatrzymanego na wargach
wilgotnych ust.
Łzy – incydentalne,
rzęsiste, mimowolne,
czego mogą być wytworem
wyrażając na przemian smutek i radość,
szczęście i żal,
szczerość i obłudę.
Łzy – te małe kropelki,
źródło wewnętrznej reakcji
emocjonalnego stanu,
a odzwierciedlają
tyle sprzeczności.
ziemio geoido ziemio maso ognista,
od wieków rozpalona, jak żagiew płomienista.
przez Ptolemeusza w wszechświat uniesiona,
przez Kopernika na wieki ruszona.
wędrujesz we wszechświecie po drogach przestrzennych,
zmieniasz swe oblicze w ciemnościach bezdennych.
szukasz dla się ciepła w swej dalekiej gwieździe,
leżysz w jej orbicie jak ptak w swoim gnieździe.
sama świecisz w ciemnościach, lecz światłem odbitym,
jesteś jakby zwierciadłem w planet globie skrytym.
chcieć cię zbadać ziemio ileż trzeba trudu,
ileż ofiar śmierci wśród uczonych ludu.
ściągasz jak magnes na swe łono szare,
według praw Newtona chociaż bardzo stare.
wydajesz z siebie płody z swej twórczej natury,
gościsz na sobie rzeki i przepiękne góry.
piękno twojej przyrody opiewają wieszcze,
grzebiesz w sobie zmarłych, wołając wciąż jeszcze!
kończąc opowieść o twym pięknym globie,
w końcu i ja złożę swoje ciało w Tobie.
BEZSILNOŚĆ
coraz trudniej ogarnąć myślami
ziemski majestat prawdy,
to z jego powodu łatwo zauważyć
niesprawiedliwość, ludzkie nieszczęścia
i codzienne zgryzoty
paradoksalnie nie popełniam błędu konstatując,
to człowiek człowiekowi od zarania dziejów
sprawia kłopoty.
przykłady potwierdzają, że nawet od momentu
biologicznej zygoty.
coraz trudniej zaprzeczać takiemu stwierdzeniu,
liczne przykłady na zło dostarcza codzienność
czasami nawet nie bezpośrednio, ale przez jego
nieprzewidywalną odmienność.
w marazmie zła i nieprawości płodzimy nowe pokolenia
niezależnie od wiedzy jak i zamożności
obojętnie na której półkuli czynimy z życia koszmar.
niewiarygodne, ale w powadze obowiązującego prawa
dokonujemy tych okropności,
niekiedy w świadomej zaciekłości.
stąd morał a nawet uzasadnione przekonanie,
że choć złorzecząc to żyć musimy
w totalnej bezsilności!
GRZECH
byłem grzesznikiem, choć nie zdążyłem zgrzeszyć,
płakałem, choć powinienem się cieszyć,
gdy on pierworodny w spadku po Adamie i Ewie
znikał na zawsze z mej duszy
z ostatnią kroplą wody chrzcielnej.
nic nie rozumiałem, ale uśmiechałem się
być może z wdzięczności,
gdy kapłan wypowiadał moje imię — Mieczysław
w majestacie ciszy kościelnej.
z zaciekawieniem patrzyłem na chrzestnych,
biologicznych rodziców,
na ich twarze skupione, lecz pełne radości,
szczęśliwe z dokonanego sakramentu chrztu,
na długą ziemską drogę niedoskonałości.
wiem jak bardzo trudno oprzeć się pokusom świata
tonącego w swawoli,
zostałem ponownie grzesznikiem, ale już z własnej
i nieprzymuszonej woli.
Wiatr
siłą aktywności
na przemian łamie
i gładzi gałęzie
pobudza wyobraźnię
nieokiełznany
nie uspokaja duszy
rozedrganych myśli
niewidzialną energią
podmuchu
przelatuje skrycie
pomiędzy listowiem
pustkę zostawia
nie stara się
zatrzymać piękna
stworzonego
rozkoszą chwili
Łzy
Krople padającego deszczu
mieszane z łzami
spływają po bladej
zapłakanej twarzy.
Zastanawiająca różnica
w specyfice smaku
zatrzymanego na wargach
wilgotnych ust.
Łzy – incydentalne,
rzęsiste, mimowolne,
czego mogą być wytworem
wyrażając na przemian smutek i radość,
szczęście i żal,
szczerość i obłudę.
Łzy – te małe kropelki,
źródło wewnętrznej reakcji
emocjonalnego stanu,
a odzwierciedlają
tyle sprzeczności.
ZAGUBIONY
Od poczęcia skazany zostałem
Na poniewierkę swej duszy
W gwiezdnym układzie konstelacji
Zawieszonej między niebem a ziemią
W oceanie metafizycznej niezrozumiałości.
Nie dawałem nikomu przyzwolenia
By potraktowano mnie w ogarniającym
W mistycznym wszechświecie
Jak nic nie znaczące tło w materii doboru
Dla zachodzących w nim przemian.
Stąd świat potraktował mnie
Na co w swej pysze zasłużyłem
Zostałem pyłem w otchłani kosmosu
Bez pozostawienia mi możliwości
Własnego, może i doskonalszego wyboru.
PRZECHADZKA
W słoneczne popołudnie
Na wiosennym spacerze
Spotkałem przyjaciela.
Starał się nie opuszczać mnie
Ani na chwilę
Jakby na smyczy był,
I Choć krótko byliśmy razem
Na dobre ze mną się zżył.
Czas szybko upływał,
Lecz niepokojąco dziwnie
Przeżywałem jego obecność
Nie mogąc nawiązać rozmowy,
Zawrzeć znajomości,
Dzielić się myślami
Dla okazania mu mej radości.
Zdeterminowany przystanąłem
By spojrzeć intruzowi w oczy,
Ze zdziwieniem stwierdziłem
W ten pogodny majowy dzień,
Że jak satelita krążył wraz ze mną,
Mój własny cień.
MOGIŁA
W oparach wilgotnych mgieł
Wśród połamanych konarów drzew
I prochem pachnących traw
Przystanął strudzony wędrowiec
Jeszcze nie starzec,
Nad zaniedbaną leśną mogiłą
Czas, której odmierzał
Zapadnięty brzozowy krzyż.
Oparł zmęczoną twarz
Na przytwierdzonej do niego
Widać w pośpiechu złamanej desce,
Wytężył znużony wzrok, by ujrzeć
Na jej zatartych nierównościach
Skromną o zmarłym informację
Bo choć w swej powrotnej drodze
Z długiej, wojennej tułaczki
W różnych miejscach mogiły mijał
Ta, wydawała się ... jakby niczyja,
O czym świadczyły litery ŻNN
Niezgrabną ręką wyryte
Oznajmiając, ze tu jest pochowany
Z dala od swych najbliższych
ŻOŁNIERZ NIEZNANY.
Zaborczość
Od Adama i Ewy
od prehistorii czasów
ogarnięty rządzą
homo sapiens
nieustępliwy w pościgu
za pompatycznym
surowym, okrutnym
despotycznym
sposobem na życie
trwa i trwa
wynaturzony
z wartości koegzystencji
nie tylko moralnej
trwa i trwa
osaczony chciwością
dla zaspokajania
kaprysów doczesności
Od poczęcia skazany zostałem
Na poniewierkę swej duszy
W gwiezdnym układzie konstelacji
Zawieszonej między niebem a ziemią
W oceanie metafizycznej niezrozumiałości.
Nie dawałem nikomu przyzwolenia
By potraktowano mnie w ogarniającym
W mistycznym wszechświecie
Jak nic nie znaczące tło w materii doboru
Dla zachodzących w nim przemian.
Stąd świat potraktował mnie
Na co w swej pysze zasłużyłem
Zostałem pyłem w otchłani kosmosu
Bez pozostawienia mi możliwości
Własnego, może i doskonalszego wyboru.
PRZECHADZKA
W słoneczne popołudnie
Na wiosennym spacerze
Spotkałem przyjaciela.
Starał się nie opuszczać mnie
Ani na chwilę
Jakby na smyczy był,
I Choć krótko byliśmy razem
Na dobre ze mną się zżył.
Czas szybko upływał,
Lecz niepokojąco dziwnie
Przeżywałem jego obecność
Nie mogąc nawiązać rozmowy,
Zawrzeć znajomości,
Dzielić się myślami
Dla okazania mu mej radości.
Zdeterminowany przystanąłem
By spojrzeć intruzowi w oczy,
Ze zdziwieniem stwierdziłem
W ten pogodny majowy dzień,
Że jak satelita krążył wraz ze mną,
Mój własny cień.
MOGIŁA
W oparach wilgotnych mgieł
Wśród połamanych konarów drzew
I prochem pachnących traw
Przystanął strudzony wędrowiec
Jeszcze nie starzec,
Nad zaniedbaną leśną mogiłą
Czas, której odmierzał
Zapadnięty brzozowy krzyż.
Oparł zmęczoną twarz
Na przytwierdzonej do niego
Widać w pośpiechu złamanej desce,
Wytężył znużony wzrok, by ujrzeć
Na jej zatartych nierównościach
Skromną o zmarłym informację
Bo choć w swej powrotnej drodze
Z długiej, wojennej tułaczki
W różnych miejscach mogiły mijał
Ta, wydawała się ... jakby niczyja,
O czym świadczyły litery ŻNN
Niezgrabną ręką wyryte
Oznajmiając, ze tu jest pochowany
Z dala od swych najbliższych
ŻOŁNIERZ NIEZNANY.
Zaborczość
Od Adama i Ewy
od prehistorii czasów
ogarnięty rządzą
homo sapiens
nieustępliwy w pościgu
za pompatycznym
surowym, okrutnym
despotycznym
sposobem na życie
trwa i trwa
wynaturzony
z wartości koegzystencji
nie tylko moralnej
trwa i trwa
osaczony chciwością
dla zaspokajania
kaprysów doczesności
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz