Rano,
jadąc do pracy, co dnia od ponad miesiąca przejeżdżam nowym łącznikiem pomiędzy
ulicami Wincentego Witosa i ulicą Inwestorów, przy której mieści się
moja firma. I do tej pory czyniłem to bezrefleksyjnie, zasłuchany w muzykę,
która akurat sobie na kolejny poranek ustawiłem. Łącznik, będący de facto nową,
piękną, długą ulicą, wzbudza w człowieku poczucie satysfakcji, że są inwestycje
w Mielcu godne pochwały. Fakt, na początku byłem sceptyczny co do tego pomysłu,
ale ktoś widział dalej niż ja.
Tym
„ktosiem” był zmarły prezydent Mielca Daniel Kozdęba.
Kiedyś,
cztery lata temu, wiązałem z jego prezydenturą duże nadzieje. Los chciał
inaczej, niż chciał zmarły prezydent, którego pomysły i dynamikę działania
przerwała i zniweczyła choroba i śmierć. Los chciał inaczej, niż chciało wtedy
wielu z nas.
Ludzie
odchodzą. Sam proces odchodzenia bywa często bardzo tragiczny. Tak było i w tym
przypadku. Oczywiście, tragizmu odchodzenia doświadcza najbliższe otoczenie
chorego, może przyjaciele. Organizacja, którą kieruje odchodzący, w tym
przypadku miasto Mielec, żyje swoim życiem, nie przejmując się zbytnio losem
chorego przywódcy. I tak musi być, bo czym jest los, nawet tragiczny, jednego
człowieka, w porównaniu z bytowaniem dziesiątków tysięcy. Tak uważałem dwa lata
temu, tak uważam i dzisiaj. Bardzo mnie za taką postawę niektórzy krytykowali,
zarzucając mi bark „serca”, empatii, i w ogóle brak uczuć ludzkich etc. I ten
felieton nie jest dla „zmycia win”, bo nie uważam się za winnego w najmniejszym
stopniu. Przedłużanie wtedy stanu zawieszenia, swoistego bezkrólewia, bezwładzy
w Mielcu, uważałem i nadal uważam za wielką szkodę dla miasta, nawet jak ten
brak działań pomagał ciężko choremu prezydentowi przedłużać jego egzystencję.
Sam
byłem kiedyś w rodzinie tym, który musiał bratu powiedzieć, że to już koniec i
wiem, co się wtedy czuje. Niezależnie od tego, co kto powie na moją inicjatywę
i jakie mi przypisze intencje, stwierdziłem, że nadszedł czas, by z nią
wystąpić. Tym bardziej, że – mam nadzieję, że na zawsze – odeszła z Mielca
„nowa polityka historyczna” lansowana przez PiS.
Trzeba
szanować i czcić ludzi za to, co materialnie i duchowo zrealizowali dla naszej
wspólnoty, a nie wyciągać z niebytu nieszczęśników, którym los nie był po
wojnie łaskawy i na siłę czynić z nich wzorce do naśladowania. Czego?
Może
nie zostało po zmarłym prezydencie wiele artefaktów materialnych – ta ulica
jest jednym z nich – ale pozostała pamięć nadziei na nową dynamikę, na zmiany.
Układ polityczny, w którym mu przyszło działać, był tak samo
zabójczy dla inicjatyw prezydenta jak jego zdrowie. Popełnił błędy, ale miał
też świetne pomysły. Jednym z nich jest łącznik drogowy pomiędzy Połańcem a
drogą S7. Teraz tamtędy jeżdżę do Warszawy i marzy mi się, by kiedyś tę drogę
zbudowano. Pewnie czytelnicy znajdą inne przykłady pomysłów zmarłego, które
mogły odmienić nasze bytowanie.
Myślę,
że jest czas na zaproponowanie nowemu prezydentowi Mielca, by łącznikowi
pomiędzy ulicami Witosa i Inwestorów nadać imię Daniela Kozdęby. Ten gest
będzie miał kilka wymiarów. Po pierwsze docenimy ten kawałek życia Daniela
Kozdęby, który poświęcił dla Mielca, i jako prezydent, i jako radny powiatowy.
Po
drugie pokażemy, że władza docenia także – a może przede wszystkim – tych,
którzy dla Mielca, tu i teraz, bez zadęcia jakiejkolwiek ideologii, działali i
działają.
Po
trzecie w końcu pokażemy, że jesteśmy w stanie znaleźć w sobie tyle pokory i
zrozumienia ponad podziałami, by docenić także kogoś z nas, mielczan, nam
współczesnych, odchodząc od łatwizny nadawania imion Jana Pawła, Hetmana
Mieleckiego, Mickiewicza czy królowej Bony.
Czas
na odwagę. Zasłużeni są ludzie tu i teraz, dzisiaj i niedaleko wczoraj. Nie
bójmy się docenić kogoś, bo był naszym sąsiadem, odłóżmy zawiść, bo ktoś nam
nie powiedział dzień dobry. Nauczmy się doceniać człowieka, którzy popierał
inną partię niż my, ale działał dla nas wszystkich. Ale jednak nadawajmy imiona
pośmiertnie.
Wielkie
zasługi pana prezydenta Chodorowskiego, oby żył najdłużej, wierzę, że też ktoś
kiedyś podobnie uczci. Bo – wierzę także - już do tego momentu oduczymy się
zawiści. A przynajmniej oduczymy się tego, że godne pochwały jest jej publiczne
wyrażanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz