poniedziałek, 20 marca 2017

Monika Hebda












Urodziła się 15 listopada 1978 r. w Mielcu. Od urodzenia mieszka w miejscowości Tuszyma. W 1997 r. ukończyła Technikum Zawodowe przy Zespole Szkół Ekonomicznych w Dębicy. Pierwsze wiersze napisała w 1999 r. Odłożyła je do szuflady na długie lata, od czasu do czasu dokładając kolejne. Pisanie traktuje jako hobby. Jej wiersze ukazały się w „ Asumpcie” (kwartalnik parafii Przecław 2015-2017), w „Artefaktach”- Mieleckim Roczniku Literacko-Kulturalnym (2015-2016), w kwartalniku „POEZJA dzisiaj” ( nr 117) i „Dygresjach” - Mieleckim Roczniku Literacko-Kulturalnym (2017-2022). W 2017 wydała tomik „W stroju Ewy”, a w 2023 roku „Alternatywa”.

 








UWIĘZIENI

uwiezieni w garści losu
wsłuchujemy się
w rytm serca

wystukany kopytami
strachu pędzącego
ciasnymi ulicami
krwioobiegu

do krainy świadomości
gdzie minuta staje się
nienawistną wiecznością

ZIARENKO

W ciemnym zaułku świadomości
Gdzie promyk radości świeci
Raz na sto lat

Halny wiatr uczuć zasiał
Ziarenko nadziei mikroskopijnych
Wielkości

Podlane kroplami łez
Z dziurawej konewki miłości
Może skiełkuje…

Wątłe słabe blade jak bluszcz
Zacznie się piąć uporczywie
Czepiając się szarych ścian

Muru rzeczywistości
Ku górze ku słońcu
Ku lepszemu jutro

Nabierze siły żywego koloru
- może…



PRÓŻNOŚĆ

Na wysokich szpilkach pychy
Spacerowała próżność
W seksownych miniówkach

Unosząc balonik malowanej
twarzyczki do góry
jakby był wypełniony helem

rozcięte nosem chmury
przepuszczały zazdrosne
promyki olśniewające

ordynarną biżuterię głupoty
rozwieszoną bez odrobiny
taktu i elegancji

z piersią do przodu
z wypolerowaną odznaką
egoistycznego JA

wpiętą w klapę
najmodniejszej garsonki
zachwytu kupionej

za ładne oczy trzepoczące
rzęsami do ślepców wodzonych
zapachem  perfum

W STROJU EWY

po wykwintnych
krużgankach sumienia
dostojnym krokiem
przechadza się prawda

w stroju Ewy
u jej stup słania się
szary cień odpowiedzialności

ulotny to widok
bowiem zwinnym
ruchem opuszcza

antywłamaniowe rolety
manipulacji matactw
kłamliwych wymówek

tęsknimy wypatrujemy
by jeszcze raz się przyjrzeć
niczym kolejnemu

zaćmieniu słońca
choć tak przekornie
odwrotny to widok


NA RINGU ŻYCIA

na ringu życia
brutalna szczerość
nokautuje świat

stojący na
chwiejnych  nogach
fałszywych wyobrażeń

w zwycięskim narożniku
triumfuje prawda
choć sponiewierana
prawdziwa

DECYZJE

błędne decyzje
są katami naszego
losu

jedne tną jak brzytwa
zostawiając głębokie
rany

inne chłoszczą codziennie
byśmy nie zapomnieli
co to ból

jeszcze inne rozłupują
zdrewniałe serce
na szczapy


WŚRÓD SKAŁ

w skalnym miasteczku
majestatyczne głazy
nieczułych serc

martwe bezduszne
piękne nagrzane
słońcem parzą pychą

od północy mroczne
chłodne porośnięte
mchem

oplecione korzeniami
starych drzew które
nadal… chcą żyć


WISŁOKO!

Wisłoko! – malownicza i piękna,
Kusicielska… ponętna,
Wśród twych zakątków urokliwych,
Człowiek czuje się tak szczęśliwy…
Gdy z nieba leje się żar,
Dajesz ochłody, rozkoszny dar,
I czarujesz,  fal cichym szumem,
Przejmując władzę nad ludzkim rozumem.

Wisłoko! – malownicza i piękna,
Dziś wołam: bądź przeklęta!
Za beztroski rozkoszne chwile,
Zażądałaś, aż TYLE…
Zdradliwa przyjaciółko śmierci,
Cieszy cię łza, co w oku kręci.
Przeklinam cię, za twój czar
I za ten żalu… bezmiar.
                                                   
           (Marcinowi C. – zginął tragicznie w nurtach Wisłoki)


ARKADIA

Wymykam się bezszelestnie
do zaszyfrowanej arkadii
mojego istnienia.
Biegnę boso                               
wśród kolczastych zarośli .

Błądzę w labiryncie uczuć,
zmęczona…
gaszę pragnienie rosą szczęścia,
na zielonych niwach wspomnień,
delektując się każdą, życiodajną kroplą.

UCIEKAJĄC

biegłam jak szalona
uciekając przed zjawą rzeczywistości
czyhającą za każdym rogiem,
czując jej oddech, muśnięcie koszmarnych
palców na moim ubraniu
wdepnęłam niezdarnie w kałużę
brudnych myśli boso…
jeszcze czuję błoto pomiędzy palcami,
podświadomie chwytam tęsknotę czystego,
górskiego strumyka unoszącą się
na motylich skrzydłach wciąż
po omacku…
czołgam się  wyczerpana ku migotającemu
promykowi marzeń…  niespełnionych

ZAGUBIONA

Zagubiłam się w świecie złudzeń,
niemal zagłodziłam dietą z marzeń,
tymczasem, bez żadnej ckliwości,
jednym, głośnym chichotem losu
zbudzono mnie z bajkowego snu.
To ja, stoję u bramy raju,
zamkniętej na klucz, zgubiony,
w podartej sukni codzienności,
splamionej odwagą i strachem,
niepokonana i bez zwycięstw,
przepasana prześwitującą
wstęgą nadziei beznadziejnej,
z tarczą wiary na przedramieniu,
czekam, może jednak otworzą?


***

Spalam się
W ogniu pytań bez odpowiedzi,
Tone
W morzu szans niewykorzystanych,
Frunę
Na skrzydłach marzeń ulotnych,
Kolekcjonuję
Z numizmatyczną pasją szczęśliwe chwile,
Diagnozuję
Arytmię uczuć nienazwanych,
Jestem
Choć nikt nie wie kim.

SPACER

Zaproszono mnie na spacer,
Promenadą przyszłości,
Przyglądam się jak los,
Przesiewa wciąż ciepły piasek chwil
Przez poszarzałe palce codzienności,
Przekornie uśmiecham się sama do siebie,
Choć przykry kurz znów szczypie w oczy,
Ukradkiem wycieram natrętne łzy, 
Zaciągam się orzeźwiającą bryzą radości,
Krok za krokiem, podążam w stronę
Zachodzącego słońca.


AUTOSTRADĄ MARZEŃ

Autostradą marzeń wyruszyłam w świat.
O krok przede mną los w masce błazna,
żongluje figlarnie nadzieją i obawą,
śmieję się choć nic nie jest śmieszne,
gonię coraz prędzej i prędzej
za szybko by móc zauważyć
kiedy los zmienił twarz.

AGONIA EGZYSTENCJI

Radość z młyńskim kamieniem żalu
U szyi tonie w rwącej rzece rozpaczy
Otumaniona dźwiękiem chichotu
Ostatkiem sił chwyta się brzytwy
Serce beznadziejnością krwawi
Endorfiny opuszczają mózgu
Krainy w żałobnym orszaku
Doliną pustki… jeziorem łez
Dryfuje agonia egzystencji


UNICESTWIENIE MARZEŃ

z ust wypełzają żmije słów
boleśnie kąsają prosto w serce
splątane w pajęczej sieci strachu
wstrętny pająk rzeczywistości
wysysa ostatnią krople optymizmu
unicestwiając zesztywniałe
szczątki marzeń

SPOJRZENIE LOSU

poukładany świat, zero wad
pachnący świeżą wonią marzeń
niemal spełnionych dotykanych
opuszkami palców… i jedno
zezowate spojrzenie losu
uwięzione w zwierciadle życia
grzebiące szczęście w mogile
cmentarnej… roztwór łez rozpaczy
konserwuje oziębłe serce
z świeżo wyżartymi ranami
zabandażowane żałobną
chustą mocno przesiąkniętą krwią
osłaniającą przed światełkiem
przebaczenia usta szepczące
litanie beznadziejnych pytań
wycelowanych Wszechmocnemu
Bogu prosto w twarz…


BEZSENNE NOCE

bezsenne noce
płodne matki przemyśleń
w kolebce ciszy kołyszą
rozwrzeszczane sumienia
okrywają kołdrą przebaczenie
mimo ciągłego rozkopywania
poją ciepłym mlekiem wspomnień
tulą do piersi nucąc
bezdźwięczną kołysankę marzeń
nad ranem ocierają ostatnią łezkę
koją zmysły snem


MŁODY BÓG

Z błyszcząca aureolą
na garbie swych konkurentów
stanął młody bóg
zebrawszy żniwo pochlebstw
osiadł na tronie chwały
oszołomiony słodkim napojem
słów swych popleczników.

Na szczerozłotej tacy
nadworny kuchcik podał
na przystawkę gorzki żart
skosztował na surowo
nie przepijając pokorą
poczuł przenikliwy ból w sercu
w afekcie wydał wyrok!!!
- lecz nie można ściąć głowy prawdzie.

PIJACZKA

Kroplą niepokoju
Upajała wrażliwość
Do granic świadomości

Pijana zataczała się
Ledwie mieszcząc się
W drzwiach rozsądku

Helikopterem myśli
Kręciła się w kółko
Dostając mdłości

W ciemnościach
Umysłu śniła sny
O pięknym jutrze

Łykała ciszę doraźnie
Na syndrom dnia
Poprzedniego

ZIEMIA

poczciwa ziemia
w beznadziei czekająca
na deszcz

z rozdziawioną gębą
wyschniętych ugorów
pełna utęsknienia

chłonie krople rosy
uczuć dawno
obumarłych

chroniąca swe oblicze
w cieniu chwastów
wyrosłych na jej

żyzności wysysając
wszystko za
marność plonów





.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz