Żona Włodzimierza – znanego powieściopisarza. Lekarz
medycyny. Pisała długo „do szuflady”. W roku 2014 wydała tomik wierszy pod
tytułem „Przed zmierzchem”, w roku 2015
drugi tomik pod tytułem „Melancholia
elegancka siostra smutku” – obydwa pozytywnie oceniane przez J. Termera i L.
Żulińskiego jako „filozoficzne komunikaty” z codzienności (R. Zamojski). W 2015
roku miała promocję w Polskim Radio Rzeszów, prowadzoną przez wydawcę drugiego
tomiku Andrzeja Żmudę (Sowello). Była też uczestniczką
dwugodzinnej audycji radiowej prowadzonej przez pisarza i poetę twórcę wielu
słuchowisk radiowych Jerzego J. Fąfarę. W 2016 roku wydała trzeci tomik poezji pod tytułem „Sen ci swój opowiem”, a w 2019 "Obrazki".
Zarażeni
Nieuleczalni
chorzy na poezję
nosiciele
wyobraźni
chorują
ciężko.
Ich
umysł cierpi metaforami,
słowami
mącą rytm serca,
oczy
widzą światy
dla
innych nieoglądalne,
uszy
słyszą muzykę
wszechświata.
Zarażeni
mają lęki.
Boją
się banału,
nocy
bez rymu i rytmu,
dnia
bez strofy,
lekarstwa.
Modlą
się wierszami
by
umrzeć
na
nieśmiertelność.
Czy
to jest dla nas ważne,
że
w próżni życie kwitnie?
Że
tam anihilacja
i
tworzenie od nowa?
Że
grawitacja rozpycha galaktyki
a
nas do Ziemi przyciąga?
Nic
nie jest jednoznaczne,
a
wszystko jest niestałe.
Na
czym polegamy?
Przecież
po
wąskiej plaży
nad
oceanem niewiedzy
niepewnie
stąpamy.
Myślisz,
że
wszystkie rozumy zjadłeś,
bo
cząstkę boską ścigasz.
Chwalisz
się,
że
prawdę posiadłeś,
a
nawet jej nie dotykasz.
Taki
racjonalny,
a
w przypadek wierzysz,
że
losowo dobrane molekuły
drabinę
życia stworzyły.
Nie
żartuj,
że
wzór na wszystko wymyślisz.
We
fraktalnej nieskończoności
tak
szybko skończony
czas
nasz.
Całości
nie zobaczysz
nie
zrozumiesz,
nie
zdążysz.
Bo
jak mgła
tylko
chwilę trwamy
i
jak ona bez śladu
mijamy…
Znikamy…
Pytania
Dlaczego
istnieje raczej coś niż nic?
Jak
można przejść od równania do istnienia?
Jak
prawa przyrody zmieniły się w nas?
Tajemnice
poznawalności
i
nasze ograniczenia.
Jaka
jest rola LOGOS
w
procesie stworzenia?
Czy
istnieć to być zrozumiałym?
Tak
racjonalność uczy.
Jaki
był zamysł Boga,
gdy
osobliwość ruszył
i
wielki wybuch sprawił?
Dla
nas wiedza nieznana,
nie
możemy jej badać,
bezsensem
zadawać pytania.
Pytać
należy o to
i
szukać tam gdzie coś wiemy,
tak
wiele mamy pytań…
A
czy nas obchodzi
o
co pyta mrówka…
Po wykładzie
Kiedyś
przyjdzie stąd odejść
i
światu nic nie ubędzie.
Nikt
nam nie powie „kocham”,
do
stołu z nami nie siądzie.
To
przecież bez znaczenia,
czy
nas, jak garść atomów,
myśląca
próżnia rozsypie
lub
w inne byty wplecie.
Nikt
nie wie
czy
w drodze do wieczności,
wśród
fal i kwantów energii,
w
blasku słońc gorejących,
gdzieś
w światach
nam
przeznaczonych
nie
spotkamy
miłości.
Dedal
stalą klei
srebrne lotki
aby Ikar
w locie do słońca
nie spadł
do oceanu
mitologii
Zbierasz myśli
układasz zdarzenia
w porządek
twojego świata
uczucia zawijasz
w jedwabie strof
i chowasz głęboko
a banał krzyczy
że nie chce wierszy
woli poezje
dla krytyków
Sen Ci swój opowiem
Rzeki
nurt zielony
złoty
żwir na dnie
jestem
taki młody
we
śnie, we śnie.
I
dziewczyna nieznana
tak
ufnie tuli się
a
ja taki nieśmiały
we
śnie, we śnie.
Wędka
zarzucona
ryba
haczyk rwie
a
ja taki radosny
we
śnie, we śnie.
Nieba
błękit spłowiały
ptaki
na jego tle
i
wszystko jest jak dawniej
w
starczym śnie.
I
oczy mam zamknięte
nie
budźcie dzisiaj mnie
chcę
zostać w dawnym świecie
w
moim śnie.
Lato żegna
mnie
nawłociami
nad
żółtymi łanami
miodna
muzyka
suche
trawy pokrywają
zieleń
gałązkami
srebrnymi
drży
akacja
trącana
wiatru palcami
ciepły
namiot nieba
nad
polami
i
wiersze których się
nie
zapomina
bo
jest tak jak poeta
napisał
...”mimozami
jesień się zaczyna”...
W wielkiej Sali
gdzie
dewocja zastępuje
wiarę
przesądy
stają się
mądrością
matactwo
prawem
stanowią
nienawiść
przykazaniem
postaw
sukna rwą
matkę
na srebrniki
zamieniają
językiem
plugawym bredzą
o
miłość
tam w
Wielkiej Sali
Prawość
w koronie
cierniowej
do
drzewa przybita
widząc
to i słysząc
płacze
z bezsilności
Nie
przestawiłam zegara
tej
wiosny
nic
nie znaczy dla mnie
letni
czas
nadejścia
zimy
nic
nie wstrzyma
popatrz
jeszcze
tylko trzy miesiące
do
jesieni
w moim
życiu zmiana czasu
nic
nie zmieni
w moim
życiu wszystko zmieni
Ojciec
Czas
Ten
Mocarz
który
w balon dmucha
napełniony
gwiazdami
co
galaktyki rozpędza
i
osobliwością
jak
petardą rzuca
Ten
który życie koduje
by
chronić je przed nami
bawi
się jak harcerz
w
podchody
i z
mędrców żartuje
Razem
do
twarzy mi z tobą
gdy
spojrzenie twoje
jak
suknia
a ręce
chusta ciepła
tak
ubrana
w
lustro twych oczu
spoglądam
do
twarzy nam z sobą
gdy w
jedną stronę
spojrzenia
i myśli
do
twarzy ci ze mną
gdy patrzę
na ciebie
serce
słyszy serca bicie
dobrze
nam razem
iść
Mokra
trawa, zwiędłe liście
pod
stopami
trzask
kasztanów i żołędzi
w
ciszy grzmi.
Słońca
blask matowy
gdzieś
za mgłami.
Pamięć
zniczem płonie
na
cmentarzach
w taki
dzień
i ten zapach
gorzko-słodki
perfumy
jesieni
jak
narkoza
na
wieczny sen.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz