środa, 27 czerwca 2018

Bik Renata

Urodzona w 1974 r. w Baranowie Sandomierskim. Ukończyła Wyższą Szkołę Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie, a następnie studia magisterskie na Politechnice Rzeszowskiej. Od wielu lat z rodziną mieszka w Mielcu, gdzie również pracuje w jednym ze towarzystw ubezpieczeniowych. Od zawsze miłośniczka baśni, dzięki którym przenosi się w świat magii, czarów, wróżek. Świat - który powoduje, że sen staje się jawą. W listopadzie 2010 roku, zadebiutowała baśnią ”Tajemnice Białego Lasu” wydaną przez gdyńskie Wydawnictwo Innowacyjne „Novae Res”. Jej fragmenty publikowała w „Artefaktach” – Mieleckim Roczniku Literacko-Kulturalnym. Obecnie przygotowuje do wydania powieść „Skan”.



















Opowieść dla całej rodziny o przygodach mamy z córką, które przez przypadek znajdują się w innym świecie – Krainie Białego Lasu. Tam zostają rozdzielone. W czasie wędrówki poznają ciekawe postaci, między innymi Geparda Animusa, Kawkę, Klucznika Fiołkowego Pałacu, Władcę Gór, Kalafiorowego Potwora, Rusałkę, Władcę Wód czy Słonecznikowe Potwory, i przeżywają z nimi niesamowite przygody. Akcja toczy się w malowniczych miejscach, gdzie królują lasy złożone głównie z białych i płaczących wierzb oraz skalne labirynty porośnięte mchem. Baśń podejmuje tematy miłości rodzicielskiej, wychowania, zaufania, miłości i przyjaźni. Polubią ją nie tylko najmłodsi, lecz wszyscy ci, którzy kochają magię i miło wspominają lata młodości.


Skan - frag. powieści

Rozdział 1

Obudziłam się rano i jak codziennie szykowałam się do szkoły. Do mojego liceum mam dość daleko, bo kilkanaście kilometrów. Jestem jedną z dojeżdżających osób. Mam siedemnaście lat, pełno marzeń na przyszłość i jedną wyjątkową miłość – do muzyki. Miłość ta przyszła do mnie niespodziewanie, prawie jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Kiedyś będąc małą dziewczynką zapragnęłam grać, spróbowałam i jakoś poszło. Sama zdobyłam nuty, poprosiłam koleżankę, by mi pokazała, co i jak trzeba robić. Nie było to łatwe, ale po wielu ćwiczeniach i próbach udało się. Najgorszym problemem była gitara, której niestety nie miałam, ale wiedziałam, że przyjdzie taki dzień, w którym będę mieć ją na własność. Wtedy nie wiedziałam, jak to się stanie. Czułam, że muzyka jest dla mnie wszystkim, że bez niej, nie mogę żyć, że jeśli kiedykolwiek będę przeżywała chwile emocjonujących uniesień, to tylko z nią. Tak się stało, trochę to trwało, ale dopięłam swego. Gitarę dostałam na 13 urodziny i od tamtej pory zawsze mi towarzyszy, kilka godzin dziennie. Jeszcze w gimnazjum zaczęłam chodzić, na „Oazę” w naszej parafii. Zdecydowałam się na udział w tej wspólnocie, gdyż odstawałam od grupy nastolatek, które nie mówiły o niczym innym, tylko o chłopakach, „Jakie to ciacho, jak bardzo chciałabym z nim być, muszę tak zrobić, by zwrócił na mnie uwagę.”- Ja nie bardzo lubiłam, takie teksty, a chłopcy w naszej klasie zupełnie mnie nie interesowali. Podobnie jest w liceum, do którego chodzę. Praktycznie każdy dzień był odbiciem następnego. Dopiero, kiedy poznałam Olę z „C” klasy - śliczną, niebieskooką, o jasnej porcelanowej cerze dziewczynę, wiele się zmieniło. 

Ola, jest niesamowitą, energiczną blondynką, która ma mnóstwo znajomych, w różnych środowiskach. Były to osoby z tzw. „ciemnej gwiazdy”, jak również osoby o nieposzlakowanej opinii w szkole. Sama Ola w liceum nie jest prymuską, ale też nie brała i nie bierze z niczego korepetycji. Potrafi w jakiś magiczny sposób zawsze znaleźć rozwiązanie. Czasami zastanawiałam się jak ona to robi, mówiąc, że nie uczyła się, a test zaliczała na dobrych ocenach. Ja tak nie potrafiłam, musiałam trochę przygotować się, nie jestem prymuską, ale są przedmioty, z których naprawdę jestem dobra. Nasza przyjaźń z Olą rozpoczęła się banalnie. Pewnego dnia zabrałam do szkoły gitarę. Na jednej z przerw siedziałam blisko świetlicy i grałam. Ola podeszła do mnie i powiedziała: 

- Fajnie grasz. Co to za melodia?- spytała zaciekawiona.

- Moja własna- opowiedziałam.

- Eee, nie żartuj, nie mów mi, że umiesz komponować?- uśmiechnęła się.

- Dlaczego nie? To nie jest trudne, trzeba tylko wsłuchać się w duszę. - opowiedziałam również z uśmiechem.

- Skoro tak mówisz, to pewnie wiesz, ja nie potrafię grać, ale lubię słuchać. Ola jestem – podała mi rękę przedstawiając się.

- Magda, miło mi cię poznać.

- Mnie też - znowu uśmiechnęła się rozbrajająco. Pomyślałam wtedy, że mogłabym się z nią zaprzyjaźnić. Popatrzyła na mnie uważnie, tak jakby szukała u mnie czegoś ciekawego, a potem rzekła:

- Wiesz co, mam dla ciebie propozycję. Choć ze mną dziś na pewne spotkanie i zabierz z sobą gitarę.

- Po co?- zdziwiłam się.

- Zobaczysz będzie fajnie.- zrobiła tajemniczą minę.

- Co to za spotkanie, jakaś grupa teatralna, czy co?

- Nie, no co ty? Przyjdź zobaczysz, co ci szkodzi. Jestem pewna, że spodoba ci się. Nadal patrzyła na mnie z zaciekawieniem, śledząc, każdy mój ruch.

- Zgoda, jeśli mówisz, że nie pożałuję, to zaryzykuję. W końcu, zawszę będę mogła wyjść. Prawda?

- Jasne, z całą pewnością, ale jestem przekonana, że tego nie zrobisz.

- Tak mnie od razu przejrzałaś? Mam to napisane na czole?- mówiłam śmiejąc się - Czy co?

- Nie, na czole nie - i ona też się śmiała. –Wydaje mi się, że przynajmniej częściowo nadajemy na tych samych falach. Rozumiesz, takie wibracje.

- Wibracje - powtórzyłam - dobrze jeśli te wibracje powodują, że obie będziemy się dobrze bawić w swoim towarzystwie, to znakomicie, bardzo się cieszę.- Patrzyłyśmy na siebie w taki sposób jakbyśmy się znały od dawna. Błyskawicznie nawiązała się miedzy nami nić porozumienia. Oczywiście nie można było zbyt wiele oczekiwać po jednym spotkaniu, ale prognozy na przyszłość, były ciekawe. 

- Muszę już iść - powiedziała Ola, gdy zadzwonił dzwonek - Mam teraz matematykę i wiesz, muszę na niej być.

- Oczywiście, ja też idę na lekcje. Do zobaczenia.- Ola odwróciła się ode mnie- A czekaj, gdzie to właściwie jest?- zatrzymałam ją.

- No popatrz, nie powiedziałam ci, ale jestem zaplątana. Spotkajmy się pod kościołem około osiemnastej na ul. Franciszkańskiej.

- Zgoda. – odpowiedziałam. Ola poszła do siebie, a ja wróciłam do mojej klasy. Wtedy nie mogłam doczekać się końca lekcji. Zostałam specjalnie dłużej w szkole, aby iść na spotkanie z Olą.

O umówionej godzinie spotkałyśmy się przed kościołem w mieście. Miejsce spotkania, wywołało moje zdziwienie. Jednak największe wrażenie zrobiła na mnie Ola, gdy podeszła do mnie. Była w ciężkich butach bojówkach, cienkim, czarnym płaszczu, luźno opadających włosach, lekko zebranych kolorową wstążką z tyłu głowy. Wyglądała jak pomieszanie stylów i osobowości, co sprawiło wrażenie, że patrzyło się na nią z zaciekawieniem. Patrzyłam na nią i nie mogłam uwierzyć, że to ta sama dziewczyna, która zaczepiła mnie w szkole. Chyba było, to wyraźnie widać, bo Ola parsknęła śmiechem: 

- Hi, Hi, co jest? Coś nie tak?

- Właściwie, to nie wiem… - odpowiedziałam z wahaniem w głosie.

- Spokojnie, to ja ta sama dziewczyna, może trochę odmieniona, ale ja. Chodź, przedstawię cię grupie spodoba ci się. Zobaczysz.- pociągnęła mnie w stronę dużego domu za kościołem. Weszłyśmy do prawie pustej sali, która prowadziła do następnej, gdzie słychać było śmiechy i muzykę. Pierwsza szła Ola, ja za nią podążałam bacznie rozglądając się, gdzie jestem i w co się pakuję. 

- Cześć, to jest Magda, świetnie gra na gitarze i tak sobie pomyślałam, że w naszej grupie mogłaby się przydać.

- Każdy, kto chce, może do nas przystąpić. Witamy.- odezwał się jeden chłopaków o długich chrystusowych włosach z wąsikiem. Wyglądał na szefa grupy.

- Dokładnie, dlatego ją tu przyprowadziłam.-dodała Ola.

- Tak, mamy nadzieję, że będziesz się z nami od czasu do czasu się integrować. Spotkania są raz w tygodniu o osiemnastej. Gramy śpiewamy, występujemy. Przygotowujemy różne występy, nie koniecznie religijne. Od razu na wstępie zaznaczam nie jesteśmy typowa grupą religijną. Jesteśmy otwarci na inne osoby również z poza świata kościoła. Patrząc na ciebie, wydaje mi się, że jesteś bardzo spokojną osobą. 

- Czasami pozory mylą- odpowiedziałam zmieszana - ale w moim przypadku to prawda.

- Co do tej pory robiłaś?- spytał „Chrystus”.

- Niewiele, uczę się i spotykam w mojej parafii z dziećmi, młodzieżą, śpiewając i grając.

- To nie wiadomo, czy pogodzisz wszystkie zajęcia, by z nami być.- zmarszczył czoło.

- Zobaczymy. Czas pokarze, jeśli nie macie nic przeciw temu, chętnie spróbuję.

- My, cię przyjmujemy do naszego grona.- wtrącił się jakiś inny chłopak z sali, którego wcześniej nie dostrzegłam. Był strasznie niskiego wzrostu.

- Dzięki – uśmiechnęłam się.

- Poznaj, to jest nasz założyciel – wskazała Ola na „Chrystusa”- Adrian. Mówimy na niego „Chrystus”, sama rozumiesz, dlaczego- śmiała się wskazując dłonią na włosy Adriana - dalej to brat Alojzy. Niech cię jego niski wzrost nie myli. To naprawdę wielki człowiek. Potem, to Henio, Antoś, Kacper, Jadzia, Kaśka, Wera, i Olga. Reszty dziś nie ma. 

Wszyscy podawali mi rękę, niestety nie mogłam, choć bardzo się starałam zapamiętać ich imion. Pamiętałam tylko najbardziej charakterystyczne osoby. Z czasem wszystko się zmieniło i większość osób z grupy znałam dość dobrze. Przychodziłam na spotkania z Olą, która tak jak już wspominałam wiele razy zaskakiwała mnie i innych znajdowaniem ciekawych osób z pod ciemnej gwiazdy. 

Tak, na jednym z spotkań w drzwiach stanęła Ola z ślicznym blondynem o niebieskich oczach i delikatnej jak mleko cerze. Od razu nie czekając na nasze pytania, kto to jest, krzyknęła: 

- Nie mamcie pojęcia, kogo dziś przyprowadziłam! - Oto przedstawiam wam, Sebastiana. Jest niesamowity – zachwycała się patrząc w niego jak w obrazek. Właśnie wyszedł z wiezienia. Ciekawe nie? Ale to naprawdę super chłopak. - Na grupie jej słowa nie zrobiły wrażenie, najwyraźniej już nie raz urozmaicała spotkania „ciekawymi” osobami zanim ja do nich dołączyłam. Ja byłam trochę zakłopotana, obraz, jaki malował się przed moimi oczami nie współgrał z ciemną przeszłością Sebastiana. Wyglądał na spokojnego chłopaka, wręcz delikatnego. Natomiast on sam zachowywał się tak jakby był kimś lepszym od nas. Zaczął się chwalić, jak doszło do tego, że wylądował w więzieniu. Jak z łatwością oszukał swych znajomych. Mówił o tym z uwielbieniem samego siebie. Wychodziło na to, że wszyscy byli beznadziejni głupi, tylko on najlepszy. I niesłusznie siedział w więzieniu.. Gdy opowiadał był bardzo pewny siebie. Miał wyraźnie egoistyczne podejście. Spoglądał z wyższością na siedzące osoby z grupy. Szukając w nich wyrazu uznania. Nie podobało mi się, jak opowiadał o swoim „wyczynie”, choć tak jak inni słuchałam. Chyba zauważył moją niechęć do niego, bo gdy zakończył swą opowieść zwrócił się do mnie: 

- Gardzisz mną? – powiedział do mnie przez zęby.

- Nie, dlaczego?

- Właśnie, to ty powiedz, dlaczego?

- Przecież mówiłam, że nie. Nie znam cię na tyle, by wyrobić sobie opinię.- mówiłam spokojnie.

- Tak? Widzę, że gardzisz, twoje oczy, to pokazują, są strasznie surowe.- w jego głosie słychać było cynizm. Patrzył się na mnie tak dziwnie, że poczułam się nieswojo. Zmieszałam się. Przez chwilę nie wiedziałam, co powiedzieć. „Chrystus” i inni patrzyli na mnie oczekując mojej reakcji. Nie wiedziałam, czemu miało to służyć? Po co, to było potrzebne? Ale skoro musiałam się, jakość ustosunkować do jego zarzutu, odpowiedziałam. 

- Nie, nie gardzę, to twoje życie, ale mi się nie podoba, to co mówiłeś. I nie mam obowiązku zachwycać się, że dokonałeś kradzieży, czy rozboju.

-Jesteś młoda i nie masz pojęcia jak postąpiłabyś w danej sytuacji, gdybyś musiała.- odpowiedział wzburzony.

-Ty też jesteś młody! Faktycznie nie wiem, jakbym postąpiła w twojej sytuacji. Przecież abyś się tam znalazł wszedłeś w to środowisko, nikt cię nie zmuszał. Z tego, co mówisz, to wszystko było kwestią przypadku, a potem zabrakło ci silnej woli, którą teraz się tak chwalisz, być może już na początku powinieneś nią błysnąć, pokazać, że nie będziesz robił tych okrutnych rzeczy.- Weronika, Ola patrzyły na mnie zdumione. 

- Co ty wiesz?! Aby mnie oceniać. Nic nie wiesz. Nie masz bladego pojęcie, jak jest po drugiej stronie!- nagle jego twarz nie była już mleczna a czerwona, oczy iskrzyły, mięśnie na twarzy prężyły się, wyglądał jak osobnik z pod ciemnej gwiazdy. Wzbudzał strach. 

- Sebastian, daj spokój, opanuj się – karciła go Ola- Nie znasz Magdy, nie musisz się na niej wyżywać.

- Przestań- zwrócił się do Oli - mówiłaś, że tu mnie nikt nie będzie osądzać! A jednak jest inaczej!.-krzyczał na Olę. I pomyśleć, że tylko dlatego, że nie zachwycałam się jego wyczynami. Atmosfera robiła się co raz bardziej napięta, że aż musiał się włączyć do dyskusji „Chrystus” i uspakajać Sebastiana. Który co raz bardziej się wkurzał, że w pewnym momencie rozwalił nam krzesło. Wtedy już dla wszystkich było za wiele. Zrobiła się bójka miedzy chłopakami z naszej paczki a Sebastianem. Mimo że, naszych było więcej, Sebastian doskonale się bronił, znał wiele uników i był zdecydowanie sprytniejszy, jednak po chwili chłopaki powalili go na podłogę. Najbardziej poszkodowana w tym zdarzeniu była Ola, która była cała roztrzęsiona. Nigdy jej takiej nie widziałam. 

- Olu, przepraszam, nie miałam pojęcia, że tak go zdenerwują moja słowa. – mówiłam błagalnym tonem. 

- Wiem, to nie twoja wina. To tylko moja wina, nie potrzebnie go przyprowadziłam.- mówiąc to jej oczy wyrażały złość i żal zarazem. Patrzyła raz na mnie, raz na leżącego na podłodze Sebastiana. 

- To nie tak. Sebastian wyraźnie się chwalił swoim wyczynami i chciałby każdy mu zazdrościł, a innym nie musi się to podobać. Magda miała rację, mówiąc mu, to w twarz. Na swój sposób pokazała odwagę, a on pokazał, jaki jest… Radzę ci Olu, dla twojego dobra, nie zawracaj sobie nim głowy, mimo jego niewątpliwej urody. – wstawił się za mną „Chrystus” i koniec było dyskusji na ten temat. Ola razem z chłopakami i Sebastianem wyszła z sali spotkań. Niestety, kilka dni po tym zdarzeniu nie widziałam jej w szkole. 

Rozdział 2
Dni w szkole mijały szybko, czasami były bardzo męczące, a czasami nic nie wnosiły w nasze życie. Większość uczniów błądziła myślami w lepszych miejscach, tylko nieliczni wykazywali swą aktywnością, że nauka jest ich całym życiem. Moja klasa jest jedną z najgorszych klas w szkole pod względem zachowania. Jest kilka osób, które są bardzo przykładne i mają wiele do powiedzenia na każdej lekcji, a resztę nauka interesuje na poziomie koniecznego zła. Bywają dni, kiedy na lekcjach zamiast nowego tematu, są dyskusje na temat nauczania naszych wykładowców. Bywają dni, kiedy są sprzeczki miedzy uczniami, a czasami jest po prostu horror, bo jest pełno testów… 

Dziś bardzo mi się nie chciało iść na lekcje, ale jakoś przemogłam się i jak większość, zajęłam miejsce w ławce. Gdy wszyscy już byli, ku mojemu zdumieniu w klasie zapanowała cisza. Dopiero po chwili uzmysłowiłam sobie, że teraz będzie fizyka z panią wicedyrektor, która jest ostra jak brzytwa i której wszyscy, ale to wszyscy bardzo się bali. Nawet szkolni prymusi, mieli zawsze obiekcje przed wypowiadaniem się na jej lekcjach, z tego względu, że nie lubiła prymusów. Ona chciała być pępkiem świata i pokazać wszystkim, że nikt inny nie jest wstanie poznać wszystkich tajników jej wiedzy i nawet nie jest w stanie poznać, czy też nauczyć się, tego co jest w programie. Niektórym z nas to zwisało, innym nie. Oczywiście, wszyscy chcieli zaliczyć na przyzwoitym poziomie przedmiot, ale nie za wszelką cenę. A jeśli, ktoś za bardzo pokazywał, że potrafi, pani nauczycielka zostawiała go po lekcjach. Pani Wicher stosowała tę metodę. nader często. Dlatego wszyscy siedzieli jak trusie, nie ruszając się i nie podnosząc wzroku, by a nuż, nie wywołać, czymkolwiek, reakcji nauczycielki. Gdy weszła do klasy spowodowała delikatny szmer, usiadła przy stoliku, wsadziła nos w książkę i rzekła. – Mam dla was wiadomość. Dziś nie będzie lekcji, ale napiszemy mały test, tak dla rozruszania waszych, zaklinowanych umysłów. 

Popatrzyliśmy na siebie, niedowierzając, w to, co przed chwilą usłyszeliśmy. Nic, wcześniej nie mówiła, że będzie test, ale w jej przypadku, nikt nie śmiał nawet powiedzieć, że się sprzeciwia. Siedzieliśmy jak klasa skazańców, z spuszczonym wzrokiem, patrząc w ławki. 

- Alicjo, proszę rozdaj testy, tylko pamiętaj, by dawać raz te, raz te - mówiła wskazując dwie kupki różnych kartek – to ma być samodzielna praca, nie zbiorowa. Kto napisze najlepiej będzie miał premiowaną lekcję. 

- Co to znaczy?- nieoczekiwanie spytał Paweł, którego zawsze wszędzie było pełno. 

- Tylko tyle, że na następnych zajęciach będzie jakby pod kloszem- z uśmiechem wyjaśniła Wicher. 

- Ale dlaczego pani nic nie mówiła o testach, nikt się ich dziś nie spodziewał.- ponownie zagadał Paweł. Zaimponował mi dzisiaj i chyba całej klasie, tą nieoczekiwaną postawą. 

-Paweł, nigdy nie mówiłam, że nie będzie testów sprawdzających, a nie jest to sprawdzian, tylko test. Chcę wiedzieć, na ile opanowaliście materiał, który jak wiecie wcale nie jest łatwy. 

- Aż za dobrze wiemy- znowu odezwał się Paweł. Coś się z nim dzisiaj dzieje, nigdy do tej pory na lekcjach fizyki nie wyrywał się, niepytany. Nauczycielka podeszła do niego, spojrzała mu głęboko w oczy, mówiąc- Coś ty, dzisiaj taki nie w humorze, coś się stało? 

- Nie, ale mam dość! Ma pani nas za jakiś idiotów? Nie można tak postępować, powinna pani nas powiadamiać o swoich zamiarach, tak jak robią to inni, a na pani lekcjach czuje się tylko strach, nic więcej. A teraz pani karze rozwiązywać testy, o których, myślę, że połowa z nas nie ma bladego pojęcia jak odpowiedzieć. 

- Właśnie o to mi chodzi, by dowiedzieć się, czy coś wiecie.

- On ma rację- wtrącił się Łukasz, nasz prymus. Chłopak o ciemnych jak węgiel oczach i uroczym uśmiechu.

- Łukasz, ty też przeciw mnie?- zdziwiła się nauczycielka- Posłuchajcie, ten test to nic takiego, to tylko sprawdzenie was.

- No właśnie, sprawdzenie -ktoś powtórzył z klasy.

- Dobrze, skoro tak bardzo wam to przeszkadza, to może umówmy się na kompromis, rozwiążcie go, a ja ocen nie będę wpisywać do dziennika.

- Super- powiedział Paweł.

- Ale jest jeden warunek, rozwiązujecie go solidnie, wytężając cały swój umysł. Naprawdę chcę wiedzieć, czy opanowaliście program.

- To coś nowego z pani strony – dość nieoczekiwanie odezwała się Kasia, która do tej pory zawsze była bardzo spokojna w szkole i nigdy nie odzywała się bez pytania. Teraz natomiast zachowywała się, jakby sama była zaskoczona swym stwierdzeniem. Widać było jej zakłopotanie.

- Co to znaczy?- spytała nauczycielka - Co masz na myśli? Rozwiń to.

- Ona chciała powiedzieć, że do tej pory na pani lekcjach nie do końca warto było pokazywać, że się wie, bo pani woli jak klasa nie wie.- wyjaśnił Łukasz.

- Naprawdę tak uważacie, że ja wolę jak wy nie wiecie?- niedowierzała nauczycielka- Dziwne, to się kłóci z misją szkoły. O co wy mnie oskarżacie?

- To raczej pani, tak wszystko zrobiła. Jak się kiedyś Łucja chwaliła, co ona to nie potrafi z fizyki. Jakie umie doświadczenia itp., to pani jej przerwała, mówiąc, by się nie wymądrzała i jeszcze postawiła jej pałę, za złe zachowanie. To niech pani sama zobaczy, czy to właśnie tak nie wygląda. Nie wiadomo, czy na pani lekcjach uczyć się, czy udawać, że się uczymy. Właściwie, to tak źle i tak nie dobrze - jednym tchem wyrzucił z siebie Łukasz. 

- Cóż, może faktycznie, jeśli się zastanowię, to tak wyglądało, ale nie oto mi chodziło- mówiła zrezygnowana- Chcę byście się przykładali i otrzymywali znakomite stopnie, bo chcę wysłać kilka osób na olimpiadę. Postanowiłam wybrać z was. Zawsze wydawało mi się, że w tej klasie jest ogromny potencjał do nauki fizyki, że czasami przesadzacie, co mi nie zawsze się podoba, to inna sprawa. Dobrze, że dziś wyjaśniliśmy sobie wiele wątpliwości. Sadzę, że od dzisiaj, nasze lekcje będą dużo bardziej owocne i bardziej będziemy się rozumieć. Teraz proszę rozwiążcie testy.- usiadła przy swoim stole wpatrując się w nas. 

Dalsza część lekcji minęła w skupieniu, wszyscy po usłyszeniu wyjaśnienia, wzięli się za wypełnianie testu..

Gdy minęła lekcja i oddaliśmy kartki z testami, w naszej klasie zapanował niesamowity szum, hałas. Każdy, przekrzykiwał się, co by jeszcze powiedzieć o nauczycielce. Wszyscy gratulowali odwagi Pawłowi, Łukaszowi i Kasi. Na dzisiejszy dzień, to właśnie oni stali się gwiazdami klasy, wzbudzając podziw i zazdrość. Od tej lekcji, bolała mnie głowa, tak wiele się na niej i po niej działo. Ja się nie wtrącałam w rozmowie o nauczycielce, a jeśli już, to czasami z naszą panią polonistką, która można powiedzieć, była przeciwnością fizyczki. Lubię ją, jest bardzo wymagająca, ale ma coś takiego w sobie, że potrafi sobie zjednać uczniów, a to nie jest łatwe zadanie. Nikt w naszej szkole nie mówi o pani Lubieckiej źle, wręcz przeciwnie, zawsze dobrze. Pewnie, dlatego rzadko można ją spotkać w pokoju nauczycielskim, raczej na szkolnych korytarzach rozmawiającą z jakimś uczniem lub uczennicą. Mimo że, jest lubiana ma ksywkę „Kłębuszek”, dlatego że, po nitce do kłębka, lubiła dowiedzieć się szczegółów z życia klasy, również poza lekcyjnych. Taka, trochę pani wszystkowiedząca. Pani wychowawczyni popatrzy na wybraną przez siebie osobę, przeniknie ją swym błękitnymi oczami, i ta po chwili chce jej sama coś opowiedzieć. Czasami sama się zastanawiałam, czy ma ona w sobie coś z zaświatów, jak jakaś czarownica. Jednak po dłuższym zastanowieniu stwierdzam, że nie, to musi być coś zupełnie innego. Dokładnie, co to jest, chyba nigdy się nie dowiem. Właśnie dziś mieliśmy mieć dalsze lekcje z naszą wychowawczynią, ale jak się okazało, nauczycielki nie było i klasa czekała na zastępstwo. Najwyraźniej nikt do nas się nie spieszył, bo nauczycielka przyszła dopiero po 15 minutach trwania lekcji. Była to młoda pani, która sprawiała wrażenie bardziej wystraszonej niż my, na lekcji fizyki. Zadała nam coś z książki i zagłębiła się w wypełnianiu papierów. I tak upłynęła nam lekcja. Nic ciekawego się nie działo. W sumie wszyscy byliśmy z tego zadowoleni. Po lekcjach jak zwykle szliśmy do autobusu, na który trzeba było trochę poczekać. Zazdrościłam moim znajomych ze szkoły, którzy mieszkali w mieście. Mieli dużo więcej wolnego czasu niż my -osoby dojeżdżające do szkoły. Z drugiej zaś strony, w czasie drogi bywało naprawdę wesoło i zdarzały się dziwne nieoczekiwane zdarzenia. Prawie zawsze wracałyśmy w trójkę, ja, Kaśka i Łukasz. Kaśka mieszka w tej samej miejscowości, co ja, na tej samej ulicy. Znamy się od najmłodszych lat. Łukasz mieszka w sąsiedniej miejscowości odległej od nas kilka kilometrów, co nie przeszkadza w naszych relacjach również poza szkolnych. Podobnie jak ja, czasami udziela się w młodzieżowych grupach parafialnym. Przygotowując razem z nami różnego występy artystyczne dzieci i młodzieży. Na spotkaniach oazowych wiele razy towarzyszy nam ksiądz oraz klerycy, siostry zakonne i inne osoby, które podobnie jak my grają i śpiewają. Spotkania są główne artystyczne, ale czasami prowadzimy rozmowy dyskusje na tematy niezwiązane w żaden sposób z religią. Podobnie jak na grupie, do której dołączyłam za pośrednictwem Oli. Gdzie były luźne towarzyskie spotkania z różnymi „ciekawymi osobami” i potem toczyła się często zażarta dyskusja. 

Gdy wsiadłyśmy do naszego autobusu Kaśka spytała:

- Będziesz dziś na oazie?

- Chyba nie, źle się czuje. Coś mnie bierze, może jakiś choróbsko.

- To zażyj coś i dawaj na spotkanie.

- Szczerze? Nie chce mi się. - powiedziałam zrezygnowana.

- To po co obiecywałaś, że poprowadzisz dziecięcą grupę, przecież dziś przyjdą osoby, które chcą śpiewać. Co, myślisz, że ja je przesłucham.- złościła się Kaśka.

- Przecież będzie Łukasz.

- Co Łukasz? Co Łukasz? Co wy tam, o mnie mówicie?- wtrącił się Łukasz, który siedział w autobusie przed nami.

- Nieładnie podsłuchiwać- skarciłam go z uśmiechem.

- Niby nie, ale wiem, że mi to wybaczycie… - pokazał śnieżnobiałe zęby w uśmiechu.

- Oj, nie wiem, nie wiem, będę się gniewać do końca moich dni- śmiałam się.

- I jeszcze trochę – dodała rozbawiona Kaśka.

- A tak, poważnie, to nie ma problemu, jak tylko coś rzucę na ruszt, to lecę do oazy, i jestem gotów przesłuchiwać maluchy.

- To nie będą same maluchy.- sprostowała Kaśka.

- Wszystko mi jedno, byle się osobniki nadawały. A co ci dolega Madziu, może trzeba cię ogrzać? Jakby co, to ja służę pomocą. Jak sama widzisz w autobusie zimno, na dworze śnieg, a ja jestem zawsze dobrze rozgrzanym facetem. 

- Oj tam, oj tam, póki co, daję sobie rady. W każdym razie będę miała cię na uwadze. Może się załapiesz- żartowałam z uśmiechem.

- Akurat, już widzę, jak lodowa pani się ogrzewa…, chyba musiałabyś się bardzo zmienić- skomentowała Kaśka.

- Nigdy nic nie wiadomo. W końcu, jeśli choroba będzie tego wymagać, to kto wie..- odpowiedziałam.

- No już dość. Ja nie widzę, by Magda była chora, tylko się jej nie chce i tyle.- podsumowała Kasia.

- Dlaczego pozbawiasz mnie nadziei na ogrzanie?!- jęknął z wyrzutem Łukasz.

- Och, wybacz mi Łuk!- rzekła Kaśka ironicznie.

- Chyba nie będę w stanie…- odpowiedział. - Dobra, dość wygłupów - Czyli ty będziesz i ja na pewno, a ty- wskazał na mnie - teraz jesteś nie kumata i nie wiadomo jak będzie wieczorem.

- Daj już spokój. Naprawdę źle się czuje. Muszę zażyć tabletkę, może mi przejdzie. A przesłuchanie możecie zrobić sami. Ja nie jestem wam potrzebna.

- Jak chcesz. Odkąd spotykasz się w grupie Oli, coraz bardziej nas zaniedbujesz. A tak nie powinno być. My prowadzimy grupę już bardzo długo.

- Oni też. Po za tym, tam jest zupełnie inaczej. Więcej ostatnio dyskutujemy o różnych aspektach życiowych, niż tworzymy, czy przygotowujemy. Na ostatnich spotkaniach nie byłam. Od kiedy Ola przyprowadziła chłopaka z więzienia, i trochę się posprzeczałyśmy, jest mi głupio tam iść. Chociaż, nie czuję się winna. On był taki odpychający.

- To ten blondyn, co z nim chodziła pod szkołą.- powiedział Łukasz.

- Nie wiem, nie widziałam go pod szkołą. Być może, że to on. Jest całkiem ładny, ale zachowanie ma, jak dla mnie, nie do przyjęcia.

- Dla ciebie, to każdy, który się potknął, to już jest skreślony na wieki.

- Wcale nie Łukasz, ale jeśli ktoś oczekuje, że będę chwaliła jego niecne czyny, to źle trafił i już. Nie musi mi podobać się, to, co robi.

- Oj, coś zaszedł ci za skórę.

- Sama nie wiem- powiedziałam niepewnie - Chyba masz rację. Czuję do niego odrazę. Wiem, że nie powinnam, ale już tak mam.

- Szukasz księcia na białym koniu? Wątpię abyś takiego kiedyś znalazła. Patrzysz na innych przez pryzmat dobroci, a teraz tak nie jest. Możesz się kiedyś bardzo „przejechać”.

- Nie wiem, o co ci chodzi? Łukasz, nie byłeś tam, nie wiesz, co on zrobił i nie powinieneś mnie oceniać, że nie darzę sympatią kogoś, kto był w wiezieniu.

- A wiesz, za co siedział?- spytała Kaśka.

- Tak, trochę opowiadał.

- Może nie miał wyboru, może musiał tak postąpić.- bronił go Łukasz.

- No nie. Nie poznaje cię, co się z tobą stało? Wydawało mi się, że podobnie jak ja, oceniasz takie osoby.

- Właściwie tak, ale nie wszystko jest czarno białe, czasami jest kolorowe. Może nie miał wyboru, może kogoś chronił, a może po prostu zbłądził. Nie twierdzę, że popieram jego działania, ale jakoś nie skreślałbym takich osób od razu. Dałbym im szansę.

- W pewnych sytuacjach na pewno. Ale on się delektował tym, co zrobił. Wiec, wybacz, u niego, według mnie nic nie jest kolorowe. Wszystko jest jasne.

- Nie wiem, ale uważam, że po godzinie lub dwóch nie możesz ocenić osoby, czy jest dobra, czy zła – mówił Łukasz, tak jakby miał kogoś konkretnego na myśli. Miał taki nieobecny wzrok.

- Masz kogoś takiego w rodzinie, czy co?- spytałam- że, tak go bronisz?

- To nie ma znaczenia. Wiem, że są sytuacje, które powodują podobne postępowanie. Dlatego nie osądzam od razu.

- Wiesz, zaskoczyłeś mnie. Myślałam, że jesteś inny.

- Tak tylko rozmawiamy. Nie znam tego gościa, ale ja bym go nie osądzał.

- Wiesz, co zrobił?- spytałam.

- Co?- przybliżył się do nas zaciekawiony, tak by inne osoby nie mogły słyszeć o czym rozmawiamy.

- Bił się z chłopakami z grupy i z „Chrystusem”.

- On sam, na nich wszystkich?- skinęłam głową.

- To odważny jest- powiedział z podziwem.

- Nie odważny, tylko głupi i chamski. - irytowałam się.

- Co się złościsz, ze stopuj trochę. Faktycznie nie masz dziś dobrego humoru.-podsumował mnie Łukasz.

- Sama już nie wiem, jakoś tak utkwił mi w pamięci, ten jego wzrok.., że aż mnie ciarki przechodzą do tej pory. Nie mam pojęcia jak on się Oli może podobać.

- Są gusta i guściki. Nie musi ci się podobać to, co jej.

- W tym przypadku, nie ma takiej możliwości. Mam nadzieję, że więcej go nie spotkam.

- Dla naszego wspólnego dobra, też mam taką nadzieję. Nie potrzebnie o nim myślisz. A może jednak podoba ci się ta jego ciemna natura?

- Chyba kpisz! Co ty mnie tak dzisiaj wkręcasz, co chwila. Łukasz?

- Ja, skąd? No, co ty?- zrobił minę niewiniątka.
- A daj mi spokój. Najwyraźniej chcesz mnie zdenerwować. – powiedziałam ze złością. Odkręciłam się w stronę szyby i patrzyłam na mijające ośnieżone pola, lasy i domy, aż do momentu, gdy dojechaliśmy do miejscowości, gdzie mieszkał Łukasz. Wychodząc z autobusu, rzucił nam zdawkowe „cześć” i puścił oczko w naszą stronę. Zwykle też tak mu odpowiadałyśmy, ale dziś nie miałam na to ochoty. Patrzyłam przez okno, jak oddala się od autobusu. Lubiłam go, ale czasami strasznie się wymądrzał. Bywały takie dni, że nie wiedziałam czy żartuje, czy mówi poważnie. Na szczęście zachowywał się tak rzadko. Autobus ruszył, po chwili dojechałyśmy do naszej miejscowości, pożegnały i oddaliły każda w swoja stronę. 


Rozdział 3

Zbliżała się godzina dziewiętnasta, czyli czas naszego spotkania oazowego, na którym miały być przesłuchiwane nowe osoby, które chciały dołączyć do scholii. Postanowiłam mimo dzisiejszej dyskusji i złego samopoczucia iść na spotkanie. Oprócz Łukasza spodziewałam się zastać Jana - kleryka z naszej parafii, który obecnie przebywał w domu i kilka innych sympatycznych osób. Jak zawsze, postanowiłam iść piechotą, do bursy miałam około kilometra. Na dworze było zimno i padał cały czas śnieg. Lubiłam w śnieżny dzień patrzeć na lampy, wtedy płatki śniegu wyglądały na dużo większe i powodowały, że czułam się lepiej, bardziej radośnie. Gdyby mnie ktoś obserwował, pewnie zastanawiałby się, dlaczego się uśmiecham sama do siebie. A mój uśmiech powodowały urokliwe płatki śniegu, oświetlone blaskiem księżyca i lamp. Dzięki czemu, cały czas mogłam patrzeć na nie i podziwiać, jakie są śliczne. Zawsze wydawało mi się, że jest w nich magia. Idąc, nie zastanawiałam się, czy ktoś na mnie patrzy, ani nie zważałam, kto mnie mija. Byłam sama, ze swoimi myślami. W pewnej chwili usłyszałam ciężkie kroki, ale gdy się obejrzałam nikogo nie widziałam. Byłam już blisko bursy, otoczonej wielkim brzozami z każdej strony, które dzisiejszego wieczoru wyglądały na większe niż zwykle. Nagle usłyszałam, dziwne pochrapywanie, ale znowu, gdy się obejrzałam nikogo nie widziałam. Szłam dalej z coraz większym strachem. Uświadomiłam sobie, że może ktoś mnie śledzi - przed oczami miałam bladą twarz chłopaka, z którym przyszła Ola. „To nie możliwe, on nie wie gdzie ja mieszkam, co by tu robił?”- szybko odrzuciłam go z myśli. Z powodu strachu, który zawładnął moim ciałem, zaczęłam biec, by jak najszybciej być w otoczeniu znajomych. Jedno złe ułożenie stopy i szast- pras, leżałam na ośnieżonej alejce, twarzą w śnieżnym puchu, którym jeszcze przed chwilą się zachwycałam.- A niech to!- zaklęłam na głos, zapominając, że może mnie ktoś słyszeć. Zza drzew mignęła mi ciemna postać, która najwyraźniej miała niezły ubaw. Natomiast od strony bursy szedł Łukasz. 

- Ha, ha. No ładnie wylądowałaś, coś ty masz dzisiaj naprawdę kiepski dzień.- śmiał się ze mnie, gdy ja leżałam na śniegu.

- Bardzo śmieszne- skrzywiłam się na sama myśl, jak mój upadek musiał wyglądać.

- Nie przejmuj się, każdemu może się zdarzyć. Jest ślisko! – pocieszał mnie Łukasz.

- Przecież wiem…. Aj, ale mnie kolano boli.- syknęłam z bólu.

- Daj rękę, pomogę ci wstać.- Łukasz wyciągnął rękę w moją stronę- Super wyglądasz, jak śnieżynka! –powiedział wpatrując się na mnie. Miałam wszędzie śnieg, był na płaszczu, czapce, włosach… Łukasz zaczął delikatnie strzepywać śnieg z mojej twarzy, odgarniając moją grzywkę. Musiał przy tym przykucnąć. Chwilę patrzył na mnie, uśmiechając się pod nosem.

- Ej, halo, ziemia.- pomachałam mu ręką przed nosem - Pomóż mi wstać, a nie naśmiewaj się… – chwyciłam go za rękę tak mocno i niefortunnie, że oboje runęliśmy w biały puch. Nie wiem, czy zrobił to celowo, czy faktycznie pośliznął się, ale razem leżeliśmy w iskrzącym od lamp śniegu, na placu otoczonej wysokimi lipami obok naszej bursy. Popatrzyliśmy się na siebie i zaczęli głośno śmiać. – Hi. hi, hi miałeś mi pomóż… a nie..hi, hi, hi.

- Przecież pomagam…- mówił rozbawiony – nie widzisz?

- Właśnie widzę.- powoli wstawaliśmy, wzajemnie otrzepując śnieg z naszych ubrań.

- Zobacz, -pokazał ręką miejsce gdzie runęłam - tu pod śniegiem jest lodowa ślizgawka, ot i przyczyna naszych upadków. Chodźmy, Kaśka już jest, dzieci też. Już nawet kilka z nich po przesłuchaniu poszło do domu.

- A ty gdzie się wybierałeś? - spytałam- Gdzie szedłeś?

- Miałem się z kimś spotkać, ale chyba nie przyszedł, bo nigdzie go nie widzę.

- Tu ktoś przed chwilą był, tak mi się ciągle wydawało, że ktoś mnie obserwuje.

- Tak? – zdziwił się Łukasz rozglądając- Nie widzę go, może już poszedł. Wracamy.

- Nie zaczekasz, może zaraz przyjdzie?- mówiłam strzepując resztki śniegu z płaszcza.

- Nie, to nic ważnego.- lekceważąco powiedział Łukasz. Poszliśmy razem do naszej bursy, gdzie odbywały się przesłuchania. Byli tam już wszyscy, jak mówił Łukasz, oprócz Jana. Przesłuchanie poszło sprawnie nad wszystkim organizacyjnie czuwała Kaśka, która zawsze wszystko miała dokładnie rozplanowane. Kaśka była wesołą szczupłą osobą o krótkich, czarnych, czesanych na pazia włosach i niebieskich oczach. Zawsze była pełna pomysłów i silnej samodyscypliny, również organizacyjnej. Po pewnym czasie, lista osób do przesłuchania, obecnych dzisiejszego wieczoru kończyła się. Większość z nich już wyszła, lub powoli zbierali się do opuszczenia sali prób. Mogliśmy w końcu spokojnie rozmawiać.

- I co, jest ktoś według ciebie ciekawy?- spytałam Kaśki.

- Ja się nie za bardzo znam, to wy głównie decydujecie. Ale jeśli już mam kogoś wskazać, to całkiem dobra była Ela, Julia, moja imienniczka Kaśka i te maluszki, co przyszły z Julią. Są urocze.

- Tak, faktycznie, całkowicie się z tobą zgadzam. Super. No to, mamy grupę.- nie ukrywałam zadowolenia z przesłuchań.

- Całkiem fajną młodą grupę – leniwie, z założonymi nogami na stole mówił Łukasz.

- Coś się tak rozłożył?- spytałam.

- A taki zmęczony jestem, jeszcze jutro do szkoły i w końcu odpoczynek.- przeciągnął się.

- Przecież ty lubisz szkołę. To, co narzekasz?- zdziwiłam się.

- Lubię i nie lubię, jak każdy, nie. Zależy od dnia.- powiedział wpatrując się w sufit i na wpół leżąc na ławce.

- Nauczyciele uważają inaczej, zawsze wszystko wiesz.- skomentowała Kaśka.

- Nie zawsze, ale czasami wystarczy trochę się skupić na lekcjach, a nie myśleć o niebieskich migdałkach, lub o nowych butach Kasiu- z uśmiechem zaoponował Łukasz.

- Odezwał się ten, co nie myśli o „niebieskich migdałkach”- znacząco spojrzała na niego Kaśka.- Już ja wiem, o czym myślisz..- kiwała głową - A co do butów, to uwierz mi, sprawiają nam, dziewczynom tyle radości, co wam szybka jazda samochodem.

- Każdy o czymś myśli. To normalne, nie?- odparł, już nie tak wesoło jak wcześniej.- Nie wiem jak wy, ale ja zbieram się. – wstał z ławki, zbierając swoje rzeczy.

- Nie odprowadzisz nas?- zaproponowała Kaśka- Już późno.

- To bym chodził do północy. Sorry, dziewczyny, ale dziś jestem wykończony.

- Taki z ciebie dżentelmen, że hej.- udawała obrażoną Kaśka.

- No cóż, będę się smażył za to w piekle,- śmiał się Łukasz- Może Bóg mi szybciej wybaczy niż wy - błagalnie spoglądał na nas..

W tym momencie zadzwonił mu telefon, gdy odebrał, jego twarz nabrała surowego wyrazu. Dobry nastrój od razu prysnął. Oddalił się nieco od nas, by swobodnie rozmawiać. Słychać było tylko pojedyncze słowa:

„- Przecież byłem (..), To innym razem(…), Tak wiem(…), Dobra nich będzie, tylko za chwilę!.”.- ostatnie słowa wypowiedział nerwowo.

- Coś się stało?- dopytywała się Kaśka, gdy wszyscy inni zabierali swoje instrumenty i wychodzili. Pozostawiając po sobie, tylko odgłosy skrzypiącej, drewnianej podłogi i porozstawiane w nieładzie ławki.

- Nie, nic. Nie zbieracie się do domu?- powiedział do nas, tak jakoś dziwnie, jakby chciał przyspieszyć nasze wyjście, gdy zostaliśmy tylko w trójkę.

- Właśnie wychodzimy, nasz drogi przyjacielu – lekceważąco mówiła Kaśka. A ja patrzyłam na niego z zdziwieniem, bo Łukasz nigdy nie był taki zmieszany, jak w tym momencie. Zbierałam swój płaszcz i już miałam założyć czapkę, gdy w drzwiach stanął wysoki, ubrany na czarno mężczyzna. Patrzyłam na niego zdumiona. Przykuwał uwagę swym wyglądem. Miał ogromne, ciężkie, otoczone łańcuchami buty, długie, luźno opuszczone na płaszcz włosy, twarz w niektórych miejscach białą, tak jakby czymś pomalowaną w niektórych czarną i złowrogo patrzące, zielone oczy.

- Boże, kto to jest!- krzyknęła Kaśka stając nieruchomo.- Co to za dziwadło?

- Nie wiem - szepnęłam, odruchowo przysuwając się do Łukasza, który najwyraźniej go znał. Widząc nasze zdumione twarze, przybysz uśmiechnął się i rzekł do Łukasza:

- Nie przedstawisz mnie?

- Nie.- odpowiedział Łukasz – Mogłeś chwilę zaczekać- mówił z wyrzutem.

- Mogłem, ale nie chciałem.- rzekł z uśmiechem - To sam się przedstawię. Jestem Skan.

- Cześć, Kaśka - podała mu rękę - a to Magda- wskazała na mnie. A ja patrzyłam na niego i nie mogłam uwierzyć, że Łukasz ma „takie” znajomości. Do tej pory, typków z pod ciemnej gwiazdy w zasięgu ręki miała Ola. Zobaczyć kogoś takiego w jej towarzystwie nie dziwiłoby mnie tak, jak w towarzystwie Łukasza, który był w miarę odpowiedzialnym i miłym chłopakiem. Nigdy bym nie powiedziała, że Łukasz ma takich mroczno wyglądających kolegów. Byłam zdumiona. Skan podszedł do mnie bliżej i z nie małą satysfakcją patrząc na mnie powiedział: 

- A ciebie, co zamurowało Madziu? - ironizował- Tak masz na imię? – Nic nie odpowiedziałam, tylko patrzyłam raz na niego, raz na Łukasza.- Tak strasznie wyglądam? –ciągnął.

- Trochę tak- wtrąciła się Kaśka, której najwyraźniej przybysz zaimponował i zaciekawił.- Co cię do nas sprowadza? Jesteś kolegą Łukasza? Co tu robisz na wsi zabitej dechami?- zawaliła go pytaniami.

- Zaraz, nie tak szybko. Wszystko w swoim czasie. Jestem ...- przerwał i zwrócił się do naszego kolegi - Łukasz, jak mam się przedstawić?

-Wszystko mi jedno. – odparł zdenerwowany- Skoro już przyszedłeś, to załatwmy sprawy szybko i daj spokój moim koleżankom. 

- Jak chcesz. Coś taki wrażliwy?- mówił spokojnie - Mnie tu nie ma.- odsunął się ode mnie, że nareszcie mogłam swobodnie się poruszać.- Masz niezłe laski. - powiedział przyglądając się raz mnie, raz Kaśce. Zabrałam swoje rzeczy, rzuciłam mroźne spojrzenie w kierunku Łukasza i jeszcze mroźniejsze do jego kolegi i wyszłam. A Kaśka została jeszcze w bursie. Czekałam na nią chwilę przed budynkiem poprawiając ubranie. Sadziłam, że zaraz wyjdzie tylko ubierze się, ale dość długo nie przychodziła. Trochę denerwowałam się, co ją mogło zatrzymać? Dlaczego nie wyszła razem ze mną? Może będzie szła z tym typkiem z pod ciemnej gwiazdy i nie warto na nią czekać? - zastanawiałam się, gdy Kaśka w końcu wybiegła, roześmiana od ucha do ucha. 

- Z czego tak się cieszysz?- spytałam, gdy ruszyłyśmy w stronę domu.

- Super wygląda, no nie? – mówiła podekscytowana- Tak inaczej i całkiem przystojny jest.

- Czy ja wiem… - mówiłam niepewnie.

- Oj tam, wiesz, na pewno. Widziałam jak na niego patrzyłaś.

- No jak? Wyjaśnij mi.

- Zaniemówiłaś z wrażenia.

- Właśnie, raczej z przerażenia i odrazy!- zdenerwowałam się - Choć faktycznie przyznaje, jest na swój sposób intrygujący, ale to na pewno typek z pod ciemnej gwiazdy. Wzbudza strach. Mogę się założyć, że to on był wśród drzew, gdy szłam na przesłuchanie.

- Mówisz o tym, jak Łukasz na chwilę wyszedł.- dopytywała się Kaśka- Może faktycznie na niego czekał. To jego kuzyn. Trudno w to uwierzyć. Nie? Będzie w okolicy przez jakiś czas.

- Skąd o tym wiesz?- zdziwiłam się.

- Spytałam go, sam mi powiedział. Nie jest taki straszny. Choć strój ma beznadziejny.

- Wpadł ci w oko?

-Tak jakby, ale nie sadzę bym go zainteresowała. On raczej jest typem, który lubi inny rodzaj dziewczyn niż my.

- O, z pewnością!- skrzywiłam się.- Przecież widać, że jest inny. Według mnie lepiej się z nim nie zaznajamiać.

- Przecież to kuzyn Łukasza. - mówiła z wyrzutem - Dlaczego nie?

- I co z tego?- spytałam zdziwiona.

- To nie może być zły. - stwierdziła z uśmiechem.

- Czy, ty mu się przyjrzałaś? Coś ci coś na mózg usiadło, czy co?- zdenerwowałam się całkowicie, bo widziałam ekscytację u Kaśki, wiedziałam, że to nie jest chłopak dla niej. A dziś zachowywała się tak, jakby nikt inny nie istniał, tylko Skan, czy jak mu tam. 

- Tak, mówisz, bo też ci podoba się.- powiedziała z skwaszoną miną.

- Chyba żartujesz?- prawie parsknęłam ze śmiechu- On, o nie!

- Nie przyjrzałaś mu się, tak dokładnie jak ja, już wyszłaś. On ma piękne zmysłowe, zielone oczy, i wcale nie jest taki chamski jak na początku się wydawało.

- Rób, co chcesz. – dałam za wygraną. Skoro ci podoba się, to ja już wcale cię nie znam. Nie wiem, co w nim zobaczyłaś. Mnie przeraził i tyle. Przypomina mi trochę Sebastiana, tyle tylko, że tamten wyglądał na początku bardzo ładnie, wręcz niewinnie, a potem pokazał swoje ciemne oblicze. A ten od razu nie wzbudza sympatii. Przynajmniej ja w nim, nie widzę niczego szczególnego. 

- Ty i te twoje ideały.- mówiła Kaśka przewracając oczami - Nie wszyscy są jednakowi. Ja ci mówię, że jest bardzo przystojny zwłaszcza jak uśmiecha się. Widziałam. Szkoda, że poszłaś tak szybko. Poza tym myślę, że jeszcze nie raz będziemy się mogły o tym przekonać. Będzie tu kilka dni.

- Zostaję przy swoim zdaniu, a ty przy swoim.- uśmiechnęłam się do Kaśki pojednawczo. Byłyśmy już blisko naszych domów, rozeszłyśmy się jak zwykle na skrzyżowaniu. [...]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz