Tomik
"Balans bieli i czerni" to
najnowszy zbiór wierszy Zbigniewa
Michalskiego. Poeta jest aforystą, animatorem kultury, współzałożycielem i
redaktorem kilku literackich pism. Publikował w gazetach literackich i
regionalnych. Swoją najnowszą książkę podzielił na trzy części, z których każda
jest bytem odrębnym, choć koresponduje z całością. Nie ma między nimi
dysonansu, jest wspólny język, podobna wyobraźnia. W rozdziale "Miłość wszystko zwycięża" mamy afirmację
świata miłości, w którym kobieta jest nieskalaną Madonną /"Anons nie w pełni matrymonialny"/,
a scenografią dla uczuć są mury mitycznej Arkadii /"Sen o Arkadii zmyślonej"/. To rzeczywistość fantazyjna, kontury
realności są w niej nieostre. Ale to niebawem się zmienia. W wierszu "Bóg postradał zmysły" rzeczywistość
zrzuca magiczną woalkę. Kobieta, wcześniej Święty Graal - nagle "wodzi na pokuszenie", prowokuje,
jest źródłem obyczajowego skandalu. Dojrzewa w niej wolna wola, dochodzą do
głosu osobiste pobudki. W wierszu "Między
jawą a snem" jest już partnerką w miłosnym sporze, zostawia poetę w
"okowach samotności",
odchodzi, rani. Staje się równoprawną uczestniczką w grze emocji. Męska
dominacja nagle blednie, pretendent do jej uczuć zmuszony jest przystosować się
do nowych reguł. Wiersz "Biegnę do Ciebie" jest pokłosiem
tej przemiany. Przytoczę fragment:
leciutki
jak
liść pędzony wiatrem
z
rozbitą głową
ze
skołatanym sercem
stawiam
krok za krokiem
biegnę
poprzez
gąszcz rozterek
kluczę
po drogach
bez
odwrotu
/.../
biegnę
między wersami
by
starczyło czasu na miłość
W rozdziale "Na przyszłą rzeczy pamiątkę" ten "gąszcz rozterek" wyraźnie się materializuje. Staje się umownym
labiryntem miasta, reprezentantem "oszalałego
świata", gdzie autorytetem są uczniowie mitycznego Lucyfera - "mitomani" i "obłudnicy" / "Egoiści"/. Poeta
wyczulony jest na defekty współczesności. Na sztuczność, pretensjonalność,
blichtr. Nie radzi sobie z przejawami zawiści, pospolitej głupoty. Nie akceptuje nowych trendów,
staje do nich okoniem. Efektem tych rozczarowań jest soczysty tekst "Coraz mniej coraz więcej". To nie
tylko gorzka refleksja nad mizerią dzisiejszości. To dramatyczna próba ocalenia
własnych ideałów z zawieruchy fałszywych wartości, gdzie co rusz "prawda znów dachuje". W wierszu
"Wizjer" mamy ostateczne
podsumowanie tego wątku - dosadne językowo, wiarygodne. Tutaj autor jest
obserwatorem "schyłkowego człowieka",
świadkiem jego moralnego upadku, kronikarzem socjologicznej wolty. Niechętna to
obserwacja, bolesne świadkowanie, smutne wnioski, ale tekst rzetelny. Oto
fragment:
/.../
kretyni
terroryści neofaszyści
ludzie
bez twarzy półgłówki
próbują
nadać ton
narracji
naszych czasów
przez
wizjer widzę pochód
nowomodnych
idei
fałszu
opakowanego bzdurą
w
imię sprawiedliwości
patrzę
i nie mogę zrozumieć
schyłkowego
człowieka
który
na brata patrzy wilkiem
z
jego ust toczy się piana
/.../
Poeta chce uciec od "narracji naszych czasów". Nie
zamierza być częścią tej degrengolady. Szuka zatem czegoś, co "przywraca ład serca", pragnie
okoliczności sprzyjających, krajobrazów bardziej gościnnych. Tak powstają
teksty - "Przyłęk - muśnięcie wiosny",
"Bukolika z wyciętego lasu",
wreszcie "Jak pajdka razowego chleba".
Z dala od szlaków cywilizacji, na zielonych rubieżach prowincji pragnie odnaleźć "swój wewnętrzny szczyt".
Tylko tam potrafi "omijać szerokim
łukiem zdradliwe przeszkody" /"Spacer po linie"/. Ale nie tylko tradycja i przyroda są
rdzeniem jego tożsamości. Jest nim również, a może przede wszystkim poezja i
muzyka. Ta ostatnia zaznacza swoją ważność w "Muzycznym desancie", ta pierwsza jest sednem w "Słowiańskim poezjowaniu". Co
istotne - dla Michalskiego poezja to nie tylko fetysz, ale i praca. Umie
docenić twórczy trud, zna ciemne strony tej roboty, potrafi konfrontować się z
porażkami. Tak jak dystansuje się od poetyckich malkontentów, wieszczących
"rychły zmierzch poezji"
/"Wieszcze"/ , tak samo
trzeźwym okiem ocenia własne ograniczenia. "Niełatwo pisać moralitety" - czytamy w "Pomiędzy młotem a kowadłem". To
wiersz pełen wątpliwości, rezerwy, samokrytyki. Gorzka refleksja nad relacją poeta
- odbiorca. Autor stawia tutaj pytania o granice szczerości, o zasady w
poetyckiej narracji, konfrontuje prawdę z "obrazoburczym kłamstwem". I nie ma pewności, które z nich
zwycięży. Przytoczę fragment:
niełatwo
pisać moralitety
wrzucać
garściami przemiłe treści
które
zadadzą kłam złemu światu
obnażą
jego srogie lico
pomiędzy
młotem a kowadłem
wybory
z góry są zawsze skazane
na
gorzki smak pruderii
gdy
drugie dno odgrywa komedię
i
trzeba sporo się natrudzić
aby
precyzyjnie trafić w sedno
oddać
głęboki sens prawdy
brzydotę
obrazoburczego kłamstwa
/.../
Trzecia i ostatnia część zbioru /"Czas ucieka, wieczność trwa"/
rozpoczyna się wierszem "Modlitwa
niecierpliwa". Spotykamy w nim Morfeusza, "dusze uciśnione", wreszcie "niewidzialnego anioła snu". Wiara, przemijanie, śmierć są
motywem tych wierszy. Kilka z nich autor dedykuje zmarłym, w pozostałych rzuca
światło na fundamenty własnej wiary. "Ufam
jedynie Bogu" - pisze w "Credo
na ciężkie czasy". Ta deklaracja jest nie tylko osobistym wyznaniem,
ale też sprzeciwem wobec świata filistrów, hochsztaplerów, szemranych person
podejrzanej maści. Ci ostatni, zdaniem autora, są beneficjentami obecnych
czasów. To armia "białych
kołnierzyków" bez zasad, skrupułów, chełpiąca się moralnością "skurwysyna". Cóż zatem w
takich okolicznościach może zrobić poeta? Może tylko napisać wiersz. Pisze więc
Michalski tekst "Credo",
rodzaj prywatnego manifestu, deklaracji, katalogu niezbywalnych prawd.
Przytoczę fragment:
wierzę
w miłość
anioła
co zstępuje z niebios
by
duszy udręczonej
przywrócić
nieskazitelny blask
/.../
Wierzę
w jaskółki
przynoszące
dobre nowiny
alchemię
potu wylanego ochoczo
na
chwałę Boga w Trójcy Jedynego
zbyt
mistycznego dla małych ludzi
który
zawsze był jest będzie
pośród
ziemskiego padołu
jedyną
drogą prawdą i życiem
Jeśli pierwsza część tomiku "Balans bieli i czerni" wydała mi
się nieco infantylna, to dwie pozostałe przypadły mi do gustu. Michalski pisze
z pasją, jego wiersze emanują energią. Nie ma wątpliwości, że są narzędziami w
jego sporze ze światem. Ta poezja wciągnie czytelnika dojrzałego, szukającego w
literaturze gorączki, nie letniości. W każdym z tych tekstów o coś chodzi, żaden
nie jest poetycką wydmuszką. Pozostaje pogratulować autorowi i czekać na jego
kolejne publikacje.
Książkę polecam.
Ludwik Filip Czech
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz