wtorek, 16 października 2018

Podglądanie świata




























Tomik "Balans bieli i czerni" to najnowszy zbiór wierszy Zbigniewa Michalskiego. Poeta jest aforystą, animatorem kultury, współzałożycielem i redaktorem kilku literackich pism. Publikował w gazetach literackich i regionalnych. Swoją najnowszą książkę podzielił na trzy części, z których każda jest bytem odrębnym, choć koresponduje z całością. Nie ma między nimi dysonansu, jest wspólny język, podobna wyobraźnia. W rozdziale "Miłość wszystko zwycięża" mamy afirmację świata miłości, w którym kobieta jest nieskalaną Madonną /"Anons nie w pełni matrymonialny"/, a scenografią dla uczuć są mury mitycznej Arkadii /"Sen o Arkadii zmyślonej"/. To rzeczywistość fantazyjna, kontury realności są w niej nieostre. Ale to niebawem się zmienia. W wierszu "Bóg postradał zmysły" rzeczywistość zrzuca magiczną woalkę. Kobieta, wcześniej Święty Graal - nagle "wodzi na pokuszenie", prowokuje, jest źródłem obyczajowego skandalu. Dojrzewa w niej wolna wola, dochodzą do głosu osobiste pobudki. W wierszu "Między jawą a snem" jest już partnerką w miłosnym sporze, zostawia poetę w "okowach samotności", odchodzi, rani. Staje się równoprawną uczestniczką w grze emocji. Męska dominacja nagle blednie, pretendent do jej uczuć zmuszony jest przystosować się do nowych reguł.  Wiersz "Biegnę do Ciebie" jest pokłosiem tej przemiany. Przytoczę fragment:
leciutki
jak liść pędzony wiatrem

z rozbitą głową
ze skołatanym sercem
stawiam krok za krokiem

biegnę
poprzez gąszcz rozterek
kluczę po drogach
bez odwrotu
/.../

biegnę między wersami
by starczyło czasu na miłość

 W rozdziale "Na przyszłą rzeczy pamiątkę" ten "gąszcz rozterek" wyraźnie się materializuje. Staje się umownym labiryntem miasta, reprezentantem "oszalałego świata", gdzie autorytetem są uczniowie  mitycznego Lucyfera - "mitomani" i "obłudnicy" / "Egoiści"/. Poeta wyczulony jest na defekty współczesności. Na sztuczność, pretensjonalność, blichtr. Nie radzi sobie z przejawami zawiści,  pospolitej głupoty. Nie akceptuje nowych trendów, staje do nich okoniem. Efektem tych rozczarowań jest soczysty tekst "Coraz mniej coraz więcej". To nie tylko gorzka refleksja nad mizerią dzisiejszości. To dramatyczna próba ocalenia własnych ideałów z zawieruchy fałszywych wartości, gdzie co rusz "prawda znów dachuje". W wierszu "Wizjer" mamy ostateczne podsumowanie tego wątku - dosadne językowo, wiarygodne. Tutaj autor jest obserwatorem "schyłkowego człowieka", świadkiem jego moralnego upadku, kronikarzem socjologicznej wolty. Niechętna to obserwacja, bolesne świadkowanie, smutne wnioski, ale tekst rzetelny. Oto fragment:

/.../
kretyni terroryści neofaszyści
ludzie bez twarzy półgłówki
próbują nadać ton
narracji naszych czasów


przez wizjer widzę pochód
nowomodnych idei
fałszu opakowanego bzdurą
w imię sprawiedliwości

patrzę i nie mogę zrozumieć
schyłkowego człowieka
który na brata patrzy wilkiem
z jego ust toczy się piana
/.../


   Poeta chce uciec od "narracji naszych czasów". Nie zamierza być częścią tej degrengolady. Szuka zatem czegoś, co "przywraca ład serca", pragnie okoliczności sprzyjających, krajobrazów bardziej gościnnych. Tak powstają teksty - "Przyłęk - muśnięcie wiosny", "Bukolika z wyciętego lasu", wreszcie "Jak pajdka razowego chleba". Z dala od szlaków cywilizacji, na zielonych rubieżach prowincji  pragnie odnaleźć "swój wewnętrzny szczyt". Tylko tam potrafi "omijać szerokim łukiem zdradliwe przeszkody" /"Spacer po linie"/. Ale nie tylko tradycja i przyroda są rdzeniem jego tożsamości. Jest nim również, a może przede wszystkim poezja i muzyka. Ta ostatnia zaznacza swoją ważność w "Muzycznym desancie", ta pierwsza jest sednem w "Słowiańskim poezjowaniu". Co istotne - dla Michalskiego poezja to nie tylko fetysz, ale i praca. Umie docenić twórczy trud, zna ciemne strony tej roboty, potrafi konfrontować się z porażkami. Tak jak dystansuje się od poetyckich malkontentów, wieszczących "rychły zmierzch poezji" /"Wieszcze"/ , tak samo trzeźwym okiem ocenia własne ograniczenia. "Niełatwo pisać moralitety" - czytamy w "Pomiędzy młotem a kowadłem". To wiersz pełen wątpliwości, rezerwy, samokrytyki. Gorzka refleksja nad relacją poeta - odbiorca. Autor stawia tutaj pytania o granice szczerości, o zasady w poetyckiej narracji, konfrontuje prawdę z "obrazoburczym kłamstwem". I nie ma pewności, które z nich zwycięży. Przytoczę fragment:


niełatwo pisać moralitety
wrzucać garściami przemiłe treści
które zadadzą kłam złemu światu
obnażą jego srogie lico

pomiędzy młotem a kowadłem
wybory z góry są zawsze skazane
na gorzki smak pruderii
gdy drugie dno odgrywa komedię

i trzeba sporo się natrudzić
aby precyzyjnie trafić w sedno
oddać głęboki sens prawdy
brzydotę obrazoburczego kłamstwa
/.../

   Trzecia i ostatnia część zbioru /"Czas ucieka, wieczność trwa"/ rozpoczyna się wierszem "Modlitwa niecierpliwa". Spotykamy w nim Morfeusza, "dusze uciśnione", wreszcie "niewidzialnego anioła snu". Wiara, przemijanie, śmierć są motywem tych wierszy. Kilka z nich autor dedykuje zmarłym, w pozostałych rzuca światło na fundamenty własnej wiary. "Ufam jedynie Bogu" - pisze w "Credo na ciężkie czasy". Ta deklaracja jest nie tylko osobistym wyznaniem, ale też sprzeciwem wobec świata filistrów, hochsztaplerów, szemranych person podejrzanej maści. Ci ostatni, zdaniem autora, są beneficjentami obecnych czasów. To armia "białych kołnierzyków" bez zasad, skrupułów, chełpiąca się moralnością "skurwysyna". Cóż zatem w takich okolicznościach może zrobić poeta? Może tylko napisać wiersz. Pisze więc Michalski tekst "Credo", rodzaj prywatnego manifestu, deklaracji, katalogu niezbywalnych prawd. Przytoczę fragment:

wierzę w miłość
anioła co zstępuje z niebios
by duszy udręczonej
przywrócić nieskazitelny blask
/.../

Wierzę w jaskółki
przynoszące dobre nowiny
alchemię potu wylanego ochoczo
na chwałę Boga w Trójcy Jedynego

zbyt mistycznego dla małych ludzi
który zawsze był jest będzie
pośród ziemskiego padołu
jedyną drogą prawdą i życiem

  Jeśli pierwsza część tomiku "Balans bieli i czerni" wydała mi się nieco infantylna, to dwie pozostałe przypadły mi do gustu. Michalski pisze z pasją, jego wiersze emanują energią. Nie ma wątpliwości, że są narzędziami w jego sporze ze światem. Ta poezja wciągnie czytelnika dojrzałego, szukającego w literaturze gorączki, nie letniości. W każdym z tych tekstów o coś chodzi, żaden nie jest poetycką wydmuszką. Pozostaje pogratulować autorowi i czekać na jego kolejne publikacje.
   Książkę polecam.

       Ludwik Filip Czech



































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz