piątek, 12 października 2018

Podniebna inspiracja












Stefan M. Żarów  – animator kultury, poeta, publicysta i eseista, wiceprezes Zarządu Mieleckiego Towarzystwa Literackiego. Były długoletni wiceprezes Regionalnego Stowarzyszenia Twórców Kultury w Rzeszowie, działacz Stowarzyszenia Twórców Kultury „Sęk” oraz współtwórca Mieleckiego Klubu Młodych Pisarzy. Współautor wielu wydawnictw w tym monografii „Przestrzenie Wyobraźni”. Debiutował w 1984 r. Wierszem „Nokturn”. Autor tomików poezji: Spotkania w rejsie, Na krawędzi rozciągłości, na Styku cieni, Itaka Odyseusz, na Skraju podróży, Inez, Kurtyna kolorowych szkieł.






Jaką funkcję posiada książka na przestrzeni dziejów?

Książka drukowana, zaś wcześniej rękopiśmienna powstająca w skryptoriach, powielana przez kopistów wpisana jest w rozwój cywilizacji. Jest motorem napędowym cywilizacji. Przekaz pamięciowy taki, jaki znamy chociażby z Iliady czy Odysei Homera obarczony był wieloma niedoskonałościami, uwarunkowany ludzką pamięcią.  Ponieważ pierwotnie nie było innych źródeł komunikowania się poza ustnym przekazem, więc pojawienie się tabliczek glinianych, zwojów papirusowych, później książki pisanej, a następnie wynalezienie druku spowodowało upowszechnienie dostępności do wiedzy  na niespotykaną przez tysiąclecia skali. W Europie ten znaczący przełom zawdzięczamy oczywiście Gutenbergowi około 1450 roku i od tego datowałbym schyłek średniowiecza i przekroczenie progu nowożytności, jako krok milowy ku nowoczesności. Poprzez druk rozwój cywilizacji przyspieszył na niespotykaną dotychczas w dziejach ludzkości skalę.

Czy słowo pisane było niebezpiecznym orężem?

Książka stanowiła niebezpieczeństwo porównywalne z dzisiejszą komunikacją elektroniczną. Co prawda odchodzimy od klasycznego pojęcia wydawania książki. Dzisiaj funkcjonują również nośniki elektroniczne takie jak: ebooki czy audiobooki. Niemniej jednak książka drukowana jest nadal bezpieczną, trwałą w swej formie. Jest przekazem myśli, poprzez bezpośrednią możliwość zapoznania się z jej treścią, bez użycia często zaawansowanych i na ogół niebędących jeszcze w aż tak powszechnym dostępie czytników.

Jak zaczęła się Pana przygoda z literaturą, z książką i poezją. Jak to wyglądało z Pana perspektywy. Co było magnesem, który tak przyciągał i spowodował Pana zainteresowanie tym tematem?

Opisałem to w dwóch opublikowanych esejach Pamięć - nieistnienie i konieczność rekonstrukcji, zaś wcześniejszy, z przed kilku lat nosi tytuł Kategorie tworzenia.

Może w skrócie, co jest istotne dla twórcy?

Przede wszystkim język. To wspaniałe narzędzie komunikacji. W tym przypadku chodzi o żywy język mowy poetyckiej. Druga ważna rzecz to słuch. Słuch twórcy jest dość istotny. Jest on ważny nie tylko dla muzyka, ale również dla poety. To słuch absolutny. „Ważne jest poczucie rytmu. Odwołuję się w tym miejscu do Hansa von Baltazara wybitnego filozofa i kardynała, który powiedział, że myśliciel, a wiec w pewnym znaczeniu i również poeta, który nie jest obdarzony słuchem ludzkim oraz słuchem kontemplacji - modlitwy nie tworzy prawdy.” Z drugiej strony odpowiedzialność poety za słowo, wspomnę badania Edwarda Lorentza tzw. efekt motyla: „W tytułowej anegdocie trzepot skrzydeł motyla, np. w Ohio, może po trzech dniach spowodować w Teksasie burzę piaskową. Przykładami efektu motyla są zjawiska meteorologiczne.” Przekładając to na język literacki dochodzimy do wniosku, że słowo również ma ogromną siłę oddziaływania.

Jaka jest kolejna kategoria?

Zaliczam do niej świadomość. Miałem przyjemność w swoim dotychczasowym życiu poznać wielu wybitnych ludzi, w tym szczególnie wspominam znajomość z ks. prof. Włodzimierzem Sedlakiem. Podczas rozmów poruszaliśmy wiele zagadnień natury filozoficznej i antropologicznej. Jestem przekonany, że w gruncie rzeczy jesteśmy energią - swoistym kondensatorem - Homo elektronikus. Nasza świadomość to rodzaj zasobu energetycznego. Nasze biologiczne odejście i związane z tym perturbacje to asymilacja z energią wszechświata. Świadomość to również radość jak i cierpienie o którym wspomina z kolei Max Scheler. Można je potraktować jako pierwszą kategorię egzystencjalną. Ma to duży wpływ na nasze zachowanie i postępowanie.

Czy jest jeszcze jakaś ważna kategoria?

Dość istotną jest również tajemnica. Kazimierz Hoffman, obecnie nieco zapomniany polski poeta, uważał, że poeta jest „piszącą ręką Boga”. Ktoś powie „masz talent od Boga”, co brzmi dość pejoratywnie, ale można również potocznie powiedzieć „Bóg dał mu talent”, co oznacza, że rola twórcy musi być naznaczona taką formą. Uważam, że odbieramy informacje, które wysyłane są wokół nas i nadajemy im formę słowa.

A jak według Pana rodzi się wiersz?

Odwołam się do dość potocznego stwierdzenia, dzisiaj klasycznego w swej formie, niemniej jednak obrazującego mechanizm powstawania wiersza: wena – muza - poeta. Pozostawmy przeszłości muzę. Jednak powstaje pytanie, czym jest wena? Czy jest istotną formą przekazu wyrazu emocjonalnego, transu, w który wchodzi poeta? Bo poeta musi wejść w indywidualny rodzaju transu, który nazywam -tchnieniem energii twórczej.

Czyli to wszystkie kategorie?

Reasumując, zbiór tych wszystkich elementów: język, słuch, świadomość, tajemnica - precyzują zakresy działalności poety. Jest jeszcze jeden obszar, do którego poeta często powraca. Jest to powołanie. Poeta musi mieć powołanie.


A jak Pana zdaniem objawia się powołanie? Czy powołanie objawia się w jeden sposób? Czy może, dla każdej osoby jest to coś innego?

Sądzę, że forma odczytania tego powołania w sobie samym jest już dość istotna. Zadajmy sobie pytanie: czy „Poeta” to jakaś profesja? Odpowiedź brzmi: oczywiście, że nie! To jest misja, którą powołani uprawiają, wykonują, poświęcają się jej.  Dla wielu może to być pierwszą kategorią w jego życiu, lub drugą. Dla mnie jest to drugą lub równoległą do pierwszej - zawodowej.

Gdzie Pan znajduje czas na pisanie i czym ono dla Pana jest?

Piszę wszędzie, jeżeli tylko pozwalają na to warunki - czas i miejsce nie ma tutaj istotnego znaczenia. Istotnym warunkiem jest oczywiście wówczas wewnętrzna potrzeba. Urządzeniami, które najczęściej obecnie służą za platformę zapisu są: smartfon czy tablet.  W przeszłości był to zapis odręczny, czyli pióro czy długopis i późniejsze przepisywanie na maszynie, aczkolwiek tym narzędziem posługiwałem się biegle od czasów szkoły średniej. Rozpoczynałem moje pisanie w pomieszczeniach cichych, spokojnych. Nie ukrywam, że do dzisiaj preferuje pisanie wieczorem czy w porze nocnej. To czas, gdy otoczenie zewnętrzne jest przytłumione, a głos wewnętrzny jest dla mnie bardziej słyszalny. Czy tworzenie jest dla mnie swoistym wentylem bezpieczeństwa?  Być może tak. To również może być forma jakieś terapii, oby nie uzależnienia (śmiech). Niewątpliwie jest potrzebą przekazu myśli ukierunkowaną na potencjalnego czytelnika. Taka jest rola poezji, po którą sięga się z wewnętrznej potrzeby.

Czy ma Pan jakiś symbol, element, który na stałe związany jest ze źródłem Pana twórczości?

Dla mnie takim istotnym elementem jest przydrożna dziko rosnąca w pobliżu mojego rodzinnego domu dworska grusza, która w mojej twórczości urosła do rangi mitu. Ta grusza, pomimo, że uległa materialnej destrukcji cały czas istnieje w mojej pamięci, jest symbolem, do którego często się odwołuję w swojej twórczości. W tej części miejscowości, z której pochodzę zwanej Kolonią, zamieszkiwanej od pierwszych lat dwudziestego wieku przez osadników z innych terenów, starsi mieszkańcy posługiwali się jeszcze archaiczną mową zawierającą naleciałości z innych języków, w tym w dużej części z języka niemieckiego. Ten konglomerat antropologiczny niewątpliwie miał wpływ na moje spostrzeganie i ogląd rzeczywistości.

Jak odbiła się na Pana twórczości Pana kariera zawodowa?

Praca zawodowa nie ma i nie miała bezpośredniego wpływu na formę i tematykę mojej twórczości.

Ile uczniów w tym czasie Pan „odchował”?

W mojej pierwszej kilkunastoletniej pracy dydaktyczno-wychowawczej kilkuset, za których odpowiadałem bezpośrednio, dodając do tego oddziaływanie pośrednie podczas pełnienia innych funkcji administracyjnych. Jest to pokaźna grupa wychowanków.

Co Pana inspirowało podczas wykonywania tej wielokrotnie niełatwej pracy?

Myślę, że poza przygotowaniem zawodowym pomocna była moja osobowość. Otwartość na drugiego człowieka, poświęcenie mu uwagi, pochylenie się nad jego problemami. Te relacje były najistotniejsze, obarczone dużą dozą zaufania z obydwóch stron.

Jak to wygląda dla Pana z perspektywy czasu?

To zamknięty rozdział, profesja, którą wykonywałem z pasą i pełnym poświęceniem. Często we wspomnieniach wracam do tamtych czasów i tamtych doświadczeń.

A co jest dla Pana kołem ratunkowym w codziennych obowiązkach?

Poezja

Czy znajomi pytają o Pana twórczość?

Tak, pytają mnie o wiersze. Czy to są moi wychowankowie? Tak, również i oni.

Co w Pana karierze było kolejnym przystankiem, który rzucił nowe światło na kwestie twórczości?

Wymienię trzy fakty z życia. Zetknięcie się w połowie lat siedemdziesiątych z Tadeuszem Śliwiakiem, ówczesnym kierownikiem działu literackiego w krakowskim Życiu Literackim, poprzez zainteresowanie moimi wczesnymi wówczas wierszami, znakomitego poety Wiesława Kulikowskiego. Niewątpliwie wrocławskie środowisko akademickie z jego bogatym wówczas życiem kulturalnym - pierwsze publiczne prezentacje swojej twórczości oraz późniejszy pobyt w Technicznej Szkole Wojsk Lotniczych i w pułku lotniczym, gdzie zauważono nie tylko moje techniczne predyspozycje ale również artystyczne. Kiedy się tam pojawiłem oprócz swoich codziennych obowiązków służbowych, wykorzystano moją obecność dla propagowania literatury poprzez organizację spotkań czy organizację konkursów czytelniczych. Mam z tamtego okresu wiele dyplomów i pamiątek, ale również związanych z tym wspomnień. Często wyjeżdżałem do szkół na spotkania z uczniami, jak również na obozy harcerskie czy młodzieżowe, nie tylko z okazji wojskowych świąt czy rocznic, ale również, a może przede wszystkim, jako młody dobrze się zapowiadający poeta w pięknie skrojonym lotniczym uniformie (śmiech).

Jaka literatura jest dla Pana inspiracją?

Często w moich publikacjach odwołuję się do realizmu magicznego. Wywarł on ogromny wpływ na mnie w okresie szkoły średniej, kiedy po raz pierwszy zetknąłem z literaturą iberoamerykańską. Wydawnictwa te były wówczas szeroko dostępne na rodzimym rynku. Nadal odwołuję się do tej literatury, w tym szczególnie do autora Sto lat samotności noblisty - Gabriela García Márqueza, jak również - Miguela Ángel Asturiasa z jego Legendy gwatemalskie, późniejszego noblisty, którego również czytałem z rozrzewnieniem. Także twórczość Jorge Luisa Borgesa i jego Zoologia fantastycznanie uszła mojej uwagi. To rdzenne kanony realizmu magicznego, który osiągnął swoje apogeum w literaturze tamtego obszaru, konglomeratu nacji, mitów i wierzeń indiańskich, niezwykłego bogactwa świata fauny i flory. To wpłynęło na odrzucenie surowego świata realizmu, poszukiwania poetyckości w życiu codziennym, odnajdywaniu sensu tajemnicy. Wszystko to posłużyło do odkrywania głębszej, empirycznie sprawdzalnej rzeczywistości niezwykłych aspektów. Nasuwa się pytanie czy nurt ten należy jednak interpretować w kategoriach ontologicznych czy jako technikę mającą na celu osiągnięcie efektu estetycznego? Uważam jednak, że ma on nadal w sobie coś tajemniczego, co inspiruje twórców i czytelników.

Czy Pana twórczość zawsze cechowała się takim bogactwem jak teraz?

Przez lata pisałem skondensowane dosyć szkieletowe wiersze (śmiech). Z czasem przybrały bardziej rozbudowaną treść. Wynika to z oczekiwań współczesnego czytelnika ukierunkowanego na obrazkową formę przekazu. Niemniej nadal cechuje je specyficzna forma przekazu z nieodłączną obecnością sacrum i niezłomnym poszukiwaniem sensu życia oraz próbą budowy więzi pomiędzy codziennością, a wyalienowaną duchowością współczesnego człowieka.


Dobry wiersz to?

To wiersz natchniony, a zarazem komunikatywny, taki, który pozostaje w pamięci czytelnika.

Dobra książka to?

To książka, którą czyta się do końca.


Jeżeli cofnął by się Pan w czasie do momentu zwrotnego związanego z Pana twórczością, to co by Pan sobie powiedział?

Zrób to samo, idź swoją własną drogą. To jest autokreacja, ciąg zdarzeń począwszy od kształtowania się specyficznej wrażliwości estetycznej w pierwszych latach życia tak niezbędnej w twórczości poetyckiej. Spuentuję za Jerzym Ficowskim - myślę, że wydeptałem w poezji jakieś własne ścieżki, po których nikt za mną nie chodził. Czy one zarosną trawą, czy okażą się potrzebne, nie wiem…(śmiech). 
Dziękuję za rozmowę.

Dominik Zawistowski



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz