poniedziałek, 28 marca 2022

Staszek Bogumił

 

Urodzony w 1968 roku we Wrocławiu, obecnie żyje i mieszka w Tarnowie. poeta, filozof, eseista i grafik. Wydał dotychczas trzy tomiki poetyckie







Przez pierwsze 40 lat człowiek żyje, a przez następne lata pisze do przeżyć komentarz - Artur Schopenhauer

 ja

- jest we mnie wiele martwych ptaków -

którym już do niczego nie jest potrzebne niebo


zakładam twarz na maskę
nie na odwrót
wiem to nie jest normalne

boję się
więc uciekam do lasu
bo tam nie zadepczą mnie drzewa

widziałem Boga gdy się przebierał
zdjął dogmaty
ale nie wiedział co założyć

wciąż patrzę na niego
nie potrafię odpowiedzieć dlaczego

- byłem chłopcem -


jeszcze wtedy nie wiedziałem
że będę mężczyzną

wszystko płynie
więc i ja płynąłem

byłem chłopcem z psem
byłem chłopcem z łódką

mgła tak pewna siebie
wołała świat nie istnieje

było pięknie
chociaż mówili piękna nie ma

była noc
chociaż mówili nocy nie ma

byłem ja
chociaż mówili że mnie nie ma

- w moim zoo -

nie ma już słoni
za duże były koszty ich utrzymania
za to wciąż są pawiany o których ojciec mówił
popatrz jakie mają dupy
 
kiedy ojciec umierał nasz pies był smutny
pewnie myślał że przestraszyłby śmierć
gdyby potrafił udawać tygrysa
 
w moim zoo jest córka
ma bezpośredni dostęp do wielbłąda
więc musi myć ręce zanim sięgnie po lody
 
i wciąż jest mama
ma dar przenikania przyszłości
potrafi z samych pazurów
przepowiadać głębokość ran szarpanych
 
 
- a gdybym był kobietą -
 
mama bardzo dużo szyła
patrzyłam na świat przez oczko igły
byłam więc Calineczką
nałożyła na mnie naparstek
żebym się czasem nie skaleczyła
 
potem poznałam Piotrusia Pana
był duży ale wydawał taki mały
myślałam pasujemy do siebie
 
mama zmarła
pozostała maszyna do szycia
bałam się bo igła działa mechanicznie
więc łatwo się skaleczyć
 
zamieniłam na maszynę do pisania
stukot nie daje spać sąsiadom
nachodzą z pretensjami że ich opisuję
jakby mój świat nie mógł istnieć bez nich
 
przy oknie jaskółki zrobiły gniazdo
mają takie malutkie serduszka
do których się zmieszczę
resztę uczuć pozostawię światu na pożarcie
 
a potem odlecę
z życiem tak lekkim
że nie będzie mi ciążyć
 
 
- rozstąpiły się wody płodowe -
 
i przeszedłem suchą stopą morze
nikt w to nie uwierzył
uwierzyła jedynie śmierć
i odeszła z wiarą że jest coś jeszcze poza nią
 
dzieci tak szybko dojrzewają
tylko ja wciąż nie mogę dojrzeć
i samego siebie wykrzyczeć
 
nie ma krzyku
więc ciszy brakuje kontrastu do zaistnienia
i też jej nie ma
 
na bagnach widziałem krzak gorejący
płonął torf
czyli właściwie płonęła ziemia
 
potem na autostradzie widziałem
spalony samochód
podobno dwie osoby zginęły
 
podobno
jest Bóg
 
wnikamy razem w kamień
i rzucamy go w żywioł a nie w ludzi
a potem na dnie negujemy sens rzeki
która nie jest w stanie tego kamienia przemieścić
 
 
- istnieję -
 
pomiędzy życiem a snem
blisko mi do księżyca
daleko do słońca
 
z jednej strony wiosna z drugiej jesień
gdzieś pomiędzy powinno być nasze miejsce
chociaż tęsknię za zimą
bo kiedy mówię uszczypnij mnie
mróz szczypie
 
mijają piękne letnie dni
ale jeszcze narodzi się światło
przecież rodzą się nie tylko ludzie
nauczymy je chodzić
i zaprowadzimy do naszego domu
 
wiem że przepływa dzień za dniem
może to wszystko nie ma sensu
a może gdzieś jest wiatr
który dotyka chociaż sam nie da się dotknąć
 
wszystko płynie
nie potrafię się z tym pogodzić
odkąd znalazłem kamień na dnie
 
 
- tak bardzo kocham -
 
że podczas bezsennych nocy
zamieniam się w księżyc
który marzy o pięknych snach dla ciebie
 
ale w twoich oczach jestem tylko pijakiem
który nie potrafi wrócić do domu
bo kim ja jestem
ja upojony wiedzą
 
po każdym dniu zamiatasz codzienność do kosza
a ja w tym koszu
odnajduję wartościowe drobiazgi
 
ale teraz gdzie jestem
budzą mnie odgłosy śmieciarki
a zaraz po niej dzwony z kościoła
 
codziennie sacrum przeplata się z profanum
kiedy wstaję
z ciężką głową
bo ja król samego siebie
muszę nosić na niej koronę
 
 
- veni -
 
wszyscy pochodzimy z jednej rany
różnimy się tylko opatrunkiem
 
nie ufam sztuce
odkąd zamieniła pisuar w fontannę
 
zapewne gdyby stała się nią umywalka
do której po odcięciu ucha spływała
krew van Gogha
byłoby lżej w myślach
 
dzisiaj sztuka demoluje ołtarze
co nie jest trudne bo nikt nich nie pilnuje
ministrant ma to w dupie
odkąd poczuł w niej swojego proboszcza
 
a przecież sztuka daje nowe imię
jeszcze sprzed narodzenia
 
daje płomień świecy
a do ust dodaje smak chleba
 
 
- vidi -
 
codziennie sporządzam raport z życia wewnętrznego
i kładę na biurku codzienności
bo wiem że kiedy świeci się lampka nocna
czyta
 
oczywiście że wierszy nie widać z kosmosu
ale za to w wierszach widać kosmos
 
nie szukam Boga
bo Go poznałem
dzięki matki wychowaniu
pamiętam jak ssała mój skaleczony palec
żeby krew pozostała we wspólnym krwioobiegu
 
i pamiętam tego chłopca we mnie
przykładał głowę do szyny aby poczuć drżenie
pociągu będącego tak daleko że nie było go widać
 
więc irytują mnie okrzyki tych którzy wszystko wiedzą
bo wiedza jest ciszą co spać nie daje
a nie krzykiem do którego człowiek się przyzwyczaja
 
teraz mam słońca ile tylko zapragnę
bo jest lato
mam swoje mieszkanie
więc nie muszę na nie oszczędzać
nigdzie nie wyjeżdżam
więc nie muszę znać rozkładu jazdy
 
jestem wolny
tak wolny
że trzyma mnie tu tylko ciało
 
 
- vici
 
a gdybym był kobietą -
 
stoję przed lustrem czytam
chciałabym zamknąć twarz
pamiętać tylko że miała śmieszny tytuł
a jej autorem był Bóg
który potrafi stworzyć własne fakty biograficzne
więc nie wiem po co tworzy moje
 
teraz wiersze przychodzą same
przedtem nie przekraczały progu
były jak bezpańskie koty
rzucałam im kilka myśli
a one uciekały do ogrodu
gdzie pozostawiałam oddech
 
chciałabym widzieć w lustrze tylko wymalowane powieki
założyć sukienkę z wczesnej młodości
znowu być dziewicą
która naprawdę myśli że mężczyzna nie boli
 
mam wielkie barki
od życia
nie pasują do kobiecego ciała
i piersi dwa paciorki różańca
to za mało
 
mężczyzna marzy o wątłych kobiecych ramionach
wielkich piersiach (tylko jak je zawiesić na takich ramionach)
płaskim brzuchu
wygolonej cipce
nie uwierzy że gdy zamykam oczy to zachodzi
słońce na tafli głębszego od skóry jeziora
 
coraz mniej we mnie krwi i kości
coraz więcej marmuru
chciałabym wyrzeźbić siebie
doskonałą
więc pozuję podczas stosunku
bez ruchu
 
 
- to chyba erotyk -
 
wokół tyle nawłoci
jakby promienie słoneczne przechowała ziemia
specjalnie dla ciebie
 
wirujesz w powietrzu
bo siły grawitacji są bezradne
wobec twojego oddechu
 
dłoń czeka na drugą dłoń
jak na opatrunek
który wygoi jątrzące się zranienia
 
wczoraj zmarł twój ojciec
teraz mężczyzna stojący przy tobie
musi być silniejszy
od wspomnienia
 
 
- siedzę przy stole -
 
odkładam na bok
srebra po mamie
 
może już czas zgasić światło
czas płynie
nie ma sensu zapisywać datę
 
przestrzeń
jestem w niej tylko elementem
jedynym klockiem który pozostał mi z dzieciństwa
 
znowu noc
przyjdą zmarli
zażądają żebym selekcjonował wspomnienia
ale ja nie mogę tego zrobić
znam bowiem obydwie strony medalu
choć nie dostałem żadnego
 
teraz już wiem
znać to nie znaczy dotykać
lecz przenikać
 
więc przenikam
a przy tym sam znikam
 
 
"ile przeszłości jest w słowie ostatnio" (K. Maliszewski)
 
- empiryzm -
 
zdenerwowałem się na szynszylę
znowu pogryzała książki
kazałem przyjść jutro
z rodzicami
 
teraz panuję nad emocjami
zaraz się uspokajam
 
pewnie niektórzy powiedzą
po co powracam do tamtych wydarzeń
przecież potrafię łączyć a nie dzielić
 
miałem wśród znajomych wielu obcokrajowców
na poprzednim koncie na facebooku
pięknie pisałem o malarstwie
w komunikatywnym angielskim
niejeden tak się zachwycał
że aż zaprosił do siebie
 
byłem więc w Brukseli przy Upadku Ikara
i w Oslo pod Krzykiem
w Zachodnim Midlands oglądałem Sorrow
 
ostatnio jednak jest inaczej
niechętnie poszerzam krąg znajomych
 
chcę być sam kiedy
zakładam na siebie dojrzałego mężczyznę
ale w nocy odnajduję się w tamtym
młodym człowieku
jest przy mnie
światło nocnej lampki
zapalam
 
ostatnio wciąż coś zapalam
i łączy się w jedno
światło
ciemność
życie
 
 
- objąłem cię -
 
miałaś nagie piersi
ale to było dawno temu
 
biegałem z nożem
żeby odciąć cień od siebie
ale wtedy ciebie przy mnie nie było
miałaś swoje życie
ze sterylnym kibelkiem i lśniącą umywalką
 
życie nie szarp bo zacznę krzyczeć
lecz spokojnie mów do mnie
 
krew płonie
w moim wnętrzu wrzątek
już nie dotykam siebie
bo kto mnie opatrzy
anioł stróż dawno odszedł
 
rozmawiam z pełną do połowy szklanką
nie chcę o plamach rozmawiać z obrusem
 
czym jest pragnienie
pytam człowieka
a powinienem zapytać wodę
 
 
„żadnego pasterza, sama trzoda!” (F. Nietzsche)
 
- transcendentalizm -
 
szarość stoi przed drzwiami
nie otwieram
 
moim sąsiadem jest weteran
już nie wychodzi
ale mówi że będzie dobrze
bo w młodości na wojnie
zabił Antychrysta
 
nigdy w kiblu nie patrzę za siebie
nie interesuję się ekskrementami
 
mam sypialnię i salon
za mamy byli w nim goście
pozostały zdjęcia
a może i zapach
 
nie chcę cierpieć za miliony
nawet nie chcę cierpieć za siebie
chcę po prostu się zrozumieć
 
w moim życiu było i dno
i ocalenie
i głos który się rozdwoił
na krzyk i szept
i była miłość której nie zadowolił byle pocałunek
 
widziałem ludzi odzieranych ze skóry
najpierw dziwiłem się że to tylko mięso
potem szukałem duszy
 
mój drugi sąsiad też już jest stary
kiedyś prowadził sklep z kolonialnymi towarami
nie interesowało nikogo w jakich powstają warunkach
miał bardzo dobrą klientelę
która skończyła w koncentracyjnym obozie
 
młody jest tylko listonosz
chodzi jak zegarek który ma baterię
więc nie muszę go nakręcać
 
regularnie w samo południe dostarcza pocztę
są to rachunki i ulotki reklamowe
zdarzają się listy zawiadamiające o wygranych w konkursach
 
jurorzy to gadające głowy z uniwersytetów
ale to już nie ten czas kiedy głowy straconych
przesyłało się na uniwersytety w skrzyniach
 
dzisiaj skrzyni nikt nie ma
wszyscy mają szafy
a w nich własnego trupa
 
 
- kiedy będę umierał -
 
chciałbym pójść do sadu i pożegnać się z drzewami które zasadziłem
ale ja nie zasadziłem ani jednego
przynosiłem z parku żołędzie
i robiłem z nich ludziki
śmieszny kreator
dla którego ważniejsze jest bycie człowiekiem niż dębem
 
to śmieszne chcę patrzeć na świat z lotu ptaka
a zarazem dostrzec ziarenko piasku
więc czy jest powód do satysfakcji
jeśli wszystko jest nieosiągalne
ale zarazem nic to za mało
 
patrzę teraz na swoje zdjęcie rentgenowskie
nie jest moim dziełem
patrzę na swoją twarz w lustrze
i zastanawiam się czyim jest dziełem
 
jestem jeszcze za młody na starość
ale już za stary na młodość
 
przede mną szachy
rozpoczęta partia
muszę ją dokończyć
 
wiem
stracona jest jesień bez złotych liści
a zima bez śniegu
 
pies szczeka
sąsiad pyta co się dzieje
odchodzę
sam nie wiem dokąd
 
ale jeszcze powrócę
aby pozostawić klucze
 
 
- zoom -
 
wspominam Boga na którym uczyłem się wierzyć
ale to ciało kobiety rozbudzało wyobraźnię
a on miał stare obwisłe piersi
pod bardzo długą brodą
 
stworzył syna
bez stosunku
jakby bał się że kobieta nie zaakceptuje
jego nieatrakcyjności
 
syn miał piękne ciało
kobiety podążały za nim do końca
aby zobaczyć w samym perizonium
 
rozdawał ciało
mówiąc jedzcie
do czasu gdy powszechne stało się
racjonalne odżywianie
 
fast foody dzielą się na kęsy
kęsy łączą w wymiociny
 
dno nie jest w środku
lecz na powierzchni
jest misą na której leży głowa świętego Jana
podczas gdy ciało tańczy nie daje spokoju
 
 
- Edyp się oślepił -
 
ale ja wciąż widzę światło
 
kiedyś grałem w szachy
już nie gram
nie chcę być pionkiem na szachownicy
bo liczy się tylko ruch
nie ma znaczenia czy pionek jest żywy czy martwy
 
kontempluję dawne obrazy
może to tylko ślady pędzla
po tych którzy nie potrafili pozostawić śladów nad wodzie
 
zanurzam się w lektury
bo wszystko płynie
ale ja wciąż myślę że kolejna książka stanie się moim brzegiem
 
kim jestem
może tylko maleńkim dopływem do tej wielkiej rzeki
mam swoje źródła
ale wspólne będzie ujście
 
wierzę w wieczność
może to naiwne
jako poeta przedstawiam ją jako stan
w którym wszystko się zatrzyma
zatrzyma się moja dłoń na twoim ukochanym ciele
zatrzymają się słowa w wierszach
 
 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz