Kultura
popularna, rzec można by, ludowa, to dzisiaj prawie wyłącznie telewizja. Jaka
telewizja, taka kultura. Marna. Chichy śmichy, podrygiwanie w takt, oglądanie
gołych dup. Ale tego życzy sobie znacząca część elektoratu, wyedukowana we
współczesnej szkole, w której mówi się o kulturze z musu i półgębkiem. Bo i tak
to nikogo nie interesuje. Ot, trzeba „zaliczyć” program. Zresztą, co tu
wymyślać: zawsze tak było, że kulturą tzw. „wysoką” interesowała się znikoma
część społeczeństwa. Może 5 %. Chociaż był taki okres, nazwijmy go „okresem
sekretarzy”, kiedy wszystkiego było mało i wydawało się, że kultury jest dużo.
Albo przynajmniej więcej. Bo wtedy sekretarz mógł zdecydować: wydajemy
„Filozofię przypadku” Stanisława Lema. Albo innego „Ulissesa”. I wydawano.
Rzecz dzisiaj absolutnie niemożliwa. Ale to także była złuda, ułuda, bo ludzie
i tak woleli Trędowatą i Kolorowe jarmarki.
Tym
niemniej polska kultura jakoś się rozwijała. Zaliczając często spore sukcesy.
Także w Mielcu w czasie słusznie minionym, kiedy sekretarze od spraw kultury
nie chcieli uchodzić za głąbów, jakim zazwyczaj byli, a państwo czy samorząd na
kulturę nie żałowały pieniędzy. Może to zwyczajna tęsknota za młodością przeze
mnie przemawia i wcale nie było tak różowo, nawet jak byli Rzeszowiacy, chór Melodia i kabaret Sęk. I coś tam jeszcze. Bo jak
się tak zastanowić, to przecież dzisiaj dzieje się chyba znacznie więcej. Co
prawda Rzeszowiacy to już emeryci, ale chyba zapotrzebowanie na takie formy
kultury jest raczej – poza sentymentalnymi – nikłe. Wiem, narzekają. Ale raczej
ci, którzy i tak nie uczestniczą, nie konsumują. Bo wciąż gdzieś coś się
dzieje. I Tuszyma z różnymi zajęciami kulturalnymi, i Grochowe, co raz
serwujące jakiś konkurs z dziedziny kultury. I Chorzelów co raz z nowymi pomysłami.
To jest to, co rejestruję poza Mielcem.
Bo
w Mielcu - moim zdaniem – naprawdę dużo się dzieje. Patrzyłem na mielecką
kulturę za Jacka Tejchmy i chwaliłem, a na pewno nie krytykowałem, patrzę na
kulturę za pani Kruszyńskiej, i nie widzę, by coś się miało na gorsze. W Domu
Kultury impreza goni imprezę, patrząc tylko na kwiecień mamy Koncert Wiosenny
Mieleckiej Orkiestry Symfonicznej, eliminacje wstępne XXIII Konkursu Piosenki
„Wygraj sukces”, spotkania z autorami, Przeciągi literackie i wiele innych. Od
czasu do czasu coś i w Dworku Oborskich się dzieje, i w Jadernówce. A i w
Bibliotece pedagogicznej i auli Szkoły Muzycznej – choć w tych dwu przypadkach
to już nie Dom Kultury.
I
chóry mamy szkolne, doskonałe, i orkiestry szkoły muzycznej, i chór Melodia. I
twórczość emerytów w MUTW. No i różnorakie sekcje przy domach kultury, w
których zatrudniane tam osoby uczą malować, haftować i inaczej cudować.
Idąc
tym tropem nie można jeszcze nie wziąć pod uwagę wszystkie po kolei szkół w
Mielcu z ich aulami czy salami gimnastycznymi, w których przecież także co raz
coś się dzieje, nawet jeśli różnych poezji dzieci słuchają niekoniecznie z
własnej woli. No i dochodzi działalność kulturalna parafii, która stanowi
istotny element mieleckiej kultury, by wspomnieć choćby niedawny koncert w
Kościele Ducha świętego, gdzie Mielecki Młodzieżowy Chór Kameralny, Orkiestra
Państwowej Szkoły Muzycznej II stopnia oraz soliści wykonali REQUIEM Carla
Dttersa von Dittersdorfa a całością dyrygował Ryszard Kusek.
No
i do tego jeszcze trzy organizacje grupujące ludzi piszących, poetów,
prozaików, dwie chyba od rzeźbienia i malowania, amatorski teatr, cieszący się
sporą popularnością w tzw. środowisku i pewnie, i jedna od fotografowania i
przytulania ludzi. Wydawane są książki prozatorskie i z poezja – 20 kwietnia w
Bibliotece Pedagogicznej prezentacja naprawdę dojrzałego już i dobrego tomu
poezji młodziutkiej poetki Anity Róg – periodyki historyczne, wiele książek z
dziejów Mielca i jego ludzi, a anonimowa parafraza tuwimowskiej Lokomotywy
stała się przebojem tygodnia na facebooku.
Można
rzec, że nie wszystkim mielczanom wystarcza telewizja, z jej łatwostrawną papką
kulturalną,. Niektórzy chcą się pożywiać w kuchni śródziemnomorskiej, a nawet
tradycyjnej, polskiej, kulturalnie uszykowanej.
Kultura
jest pokarmem ducha. To taki komunał, który jednak jest prawdziwy i jednak
należy go przypominać. Kultura mielecka – ta dla kulturalnych „mas” - stoi
raczej na dobrym poziomie i należy wszystko czynić, by go utrzymać. Szczególną
uwagę przykładając do ukulturalniania dzieci i młodzieży. Szkoła raczej kultury
nie nauczy, może jedynie wskazać kierunek. Kultury muszą/mogą nauczyć ludzie
kultury. Ci, którzy kulturę kochają, są jej częścią, umieją przekazywać jej
wartości, rozniecać u innych potrzebę, ogień kultury. Dostrzegłszy wcześniej te
małe iskierki talentu czy potrzeby uczestnictwa.
Ale
nie byłbym sobą, gdybym do tego obsmarowywania miodem nie wrzucił paru kropli
dziegciu. Niestety. Na kulturę, tę amatorsko zaangażowaną, potrzeba pieniędzy.
Czy znajdą się w tej budżetowej mizerii, która nam się zapowiada? Są miasta,
jak chociażby Stalowa Wola, gdzie od czasu do czasu honoruje się ludzi kultury,
symbolicznie, nie finansowo, ale jakże to ważne. Mielec nie ma na to pomysłu.
Może nie ma potrzeby? A może zwykła zawiść? To
taka „wrzuta” do koszyka Prezydenta Kapinosa.
Ale
mam i drugą wrzutkę.
Stowarzyszenia
kulturalne są biedne. Z „bidą” wydają swoim twórcom, szczególnie młodym,
niepieniężnym, tomiki z ich twórczością. Licząc każdą złotówkę. I
oto teraz ma być podobno tak, że za udostępnienie sali na promocję książki
trzeba będzie płacić 50 zł/h. I drugie 50 zł za kolejną godzinę. I jeszcze za
mikrofon i wzmacniacz. Jak,
nie daj Boże, przeniesie się to w przyszłości na pomieszczenia nowej
biblioteki, najwspanialszej, najdumniejszej inwestycji obecnej kadencji Rady
Miasta, to będzie to już zupełnym zaprzeczeniem dostępu do kultury.
Bo
biblioteki są w dzisiejszej Polsce chyba ostatnimi miejscami, gdzie kultura
jest za darmo. Jak za miejsce w bibliotece zaczniemy płacić, pozostanie tv.
Pozwólcie
dzieciom kultury przychodzić do niej i z niej czerpać..
Talarek Andrzej
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz